piątek, 7 grudnia 2012
13. Theo super hero
-Będą karne... - siedziałam jak wmurowana w trybunę honorową i zaciskałam mocno kciuki. - Już po nas...
-Cicho. - poczułam jak Kieran przykłada do moich ust swoją dłoń, celem ich zasłonięcia.
-Mówię Ci jak będzie - bąknęłam tłumiąc swój głos w jego rękę.
A potem? Sędzia doliczył czas, co sprawiło, że na nowo w naszych sercach zatliła się iskierka nadziei. Patrzyłam uważnie na Theo, który biegł teraz przez całą długość boiska z piłką przy nodze. Metry dłużyły mi się niemiłosiernie, poczułam jak siedzący po mojej lewej stronie Jack nerwowo trzęsie nogą. Przymknęłam powieki, nie wytrzymałam. I wtedy po trybunach rozległ się głośny okrzyk radości. Pospiesznie podniosłam się z siedzenia i wylądowałam w objęciach Jacka. Szybko obróciłam się w stronę telebimu chcąc ujrzeć jak piękną bramkę na szalę wygranej ustrzelił mój chłopak, jednak nie było mi to dane. Zaraz po wyswobodzeniu się z uścisku Wilshere'a runął na mnie Alex wieszając się na mojej szyi i krzycząc mi do ucha bliżej niezidentyfikowane dźwięki. Przymrużyłam powieki, a chwilę po tym spojrzałam na Gibbsa wzrokiem proszącym o pomoc. Ten jednak tylko wzruszył bezradnie ramionami i ponownie zajął swoje miejsce. Długo jednak nie siedział, bo za chwilę i on wylądował na mnie obejmując mnie od przodu i krzycząc na głos z Oxem. Wszystko to było spowodowane golem Chamakha. W efekcie wylądowałam pomiędzy dwójką Anglików i z politowaniem spoglądałam teraz na tego pierwszego.
-Wypuścicie mnie? - zaśmiałam się, kiedy Kieran złapał opuszkami swoich palców za kąciki moich ust i uniósł je jeszcze mocniej do góry.
-Gdzie niby? - usłyszałam zdziwiony głos Jacka, który od jakiegoś czasu tylko biernie mi się przyglądał.
-Mój chłopak chyba już się dzisiaj nastrzelał - zaśmiałam się uciekając z uścisku dwójki z graczy Arsenalu.
-Też mam taką nadzieję... - burknął pod nosem robiąc mi jednocześnie przejście.
-Jack - spojrzałam na niego ostrzegawczo, po czym ponownie skierowałam się w stronę tunelu, którym zawodnicy mieli wrócić do szatni.
-Przecież nic nie mówię - uniósł do góry ręce w geście obronnym kierując się za mną i ciągnąc za bluzę najmłodszego z grona Anglików.
Kiedy znaleźliśmy się już w tunelu poczułam jak ktoś lekko czochra moje włosy. Miałam zamiar zadać Jackowi kilka 'śmiertelnych' ciosów palcem między żebra, jednak to nie był on, a jego dobry przyjaciel Frimpong. Cały czas się uśmiechał i zagłębiał się teraz w rozmowę z chłopakami. Cieszył się zupełnie jak Jacky po powrocie do gry. Skierowałam swój wzrok na wspomnianego chłopaka, ten jako jedyny nie rozmawiał teraz z Ghańczykiem. Stał wsparty o ścianę i uważnie się przyglądał... Mi. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego. Stałam tam przez chwilę nic nie mówiąc i czekając na to, co ciekawego powie mi on sam. Ten jednak milczał i ani myślał o tym, by podzielić się ze mną jednym ze swoich spostrzeżeń.
-Co się z Tobą dzieje? - bąknęłam posyłając mu jeden z moich najsympatyczniejszych uśmiechów.
-Nic. Nie mam dziś chyba nastroju na świętowanie - podniósł teraz wzrok do góry i z zapałem maniaka przyglądał się sufitowi. - Zwłaszcza jak można było to przegrać.
Po swoich słowach wyciągnął w bok rękę, jakby oczekiwał na przybicie przez kogoś piątki. Doczekał się jej, bowiem przez tunel szedł właśnie Carl.
-Może trochę wiary w swoich - założyłam ręce na piersi dość zabawnie się burząc.
-Zawsze w nich wierzę - ponownie skierował swoje ciemne tęczówki na mnie. - Szkoda, że czasem sprawiają, że ta wiara umiera.
-Jesteście drużyną - przypomniałam mu marszcząc lekko czoło.
-Ty też nią jesteś... - złapał mnie za nadgarstek uważnie się mu przyglądając. - Inga zawsze chciałem Ci to powiedzieć, ale zawsze....
Nie dane było mu dokończyć swoją myśl, bowiem po ziemi w naszą stronę potoczyła się właśnie piłka, która odbiła się od stopy Kanoniera. Pospiesznie puścił moją dłoń i razem ze mną uniósł wzrok. Właśnie zrównał się z nami Theo, który uważnie przyglądał się to mi, to Wilsherowi. Szeroko się uśmiechnęłam widząc mojego bohatera meczu i bez zawahania i jednocześnie zapominając o słowach Jacka wpadłam mu w ramiona. Czułam jak mocno bije jego serce, jak w dalszym ciągu stara się złapać oddech, ale teraz odsuwałam to na boczny tor. Byłam z moim super hero i tylko to się liczyło. Zapewne dlatego, wtedy też nie zwróciłam uwagi na to, jak Walcott perfidnie spojrzał na młodszego kolegę, a następnie wpił się swoimi ustami w moje.
-Cieszę się, że Cię mam i zawsze mogę Ci wszystko powiedzieć - ciche mruknięcie Theo koło mojego ucha podczas mojej nauki zawsze skutecznie mnie dekoncentrowało. Sprawiało, że gubiłam myśli i potrafiłam czytać jedną linijkę dziesięć razy, jednocześnie nic z nie wyciągając z jej lektury.
-Inga.. - jego dłoń spoczęła teraz na moim ramieniu jednocześnie przywołując moje spojrzenie. - Porozmawiaj ze mną...
-Theo, przecież Cię słucham - westchnęłam ciężko, obracając się teraz na plecy i zdając sobie sprawę z tego, że już dzisiaj na pewno nie nauczę się niczego ciekawego.
-Wszystko ostatnio jest jakieś dziwne.. - poczułam opuszki jego palców na mojej odstającej kości obojczykowej i mimowolnie się uśmiechnęłam. - Jesteś tu w ogóle szczęśliwa?
-Czy Ty zgłupiałeś czy zadajesz mi tylko retoryczne pytania? - zaśmiałam się spoglądając na niego uważnie. - Jasne, że jestem szczęśliwa. Mam Ciebie, Karinę i nowych najlepszych przyjaciół. Nie mogłam sobie lepiej wyobrazić tego wyjazdu do Anglii.
-Jack, zrobił się jakiś dziwny... - kolejne mruknięcie chłopaka sprawiło, że miałam ochotę podnieść się i po prostu opuścić pokój, w którym siedzieliśmy. Zrobić cokolwiek, ale na pewno nie rozmawiać z nim o problemach Wilshere'a. Problemach, których sama nie rozumiałam, a tak bardzo chciałam.
-Spędza z Tobą co raz mniej czasu - przełknęłam głośno ślinę mając nadzieję, że trafię w sedno. - Przyjaźniliście się, teraz nie macie dla siebie czasu. Wydaje mi się, że po części tego mu brakuje. Ostatnio spędza co raz więcej czasu z Frimpongiem. Nie oczekuj od niego za wiele.
-Może masz rację... - Theo runął na wolne miejsce obok mnie i podobnie jak ja wpatrywał się teraz w sufit. - Może powinienem iść z nim na jakieś piwo...
-Obejrzeć jakiś mecz - zaśmiałam się podsuwając swoją głowę bliżej niego. - Typowe męskie spotkanie. Beze mnie.
-I co wygonię Cię i będę Ci kazał szlajać się gdzieś bez celu? - spojrzał na mnie teraz spod byka.
-Nie przesadzajmy - zaśmiałam się, skupiając się jednocześnie na utrzymaniu z nim kontaktu wzrokowego. - Mam tu jeszcze innych znajomych. Pojadę do Kariny, nam też to dobrze zrobi.
-Kocham Cię - jego szeroki uśmiech i wyznanie wypływające z jego ust sprawiły, że podobnie jak on uśmiechałam się teraz tak szeroko jak tylko się dało.
Momentalnie przylgnęłam do jego torsu, przejeżdżając swoim nosem po jego mostku. Chciałam poczuć jego ramię, które lada moment szczelnie mnie otoczy i nie pozwoli mi go opuścić.
-Też Cię kocham, Theo - szepnęłam spoglądając na jego twarz. Kąciki jego ust ponownie skierowały się do góry, a on sam pocałował mnie w sam środek czoła.
Kolejne po południa, które spędzałam z moją przyjaciółką lub na uczelni mijały mi w zastraszająco szybkim tempie. Sama nie wiem, kiedy był już początek grudnia, a Theo wylądował z kolejną z rzędu kontuzją. Pewnego wieczora wróciłam do domu prosto z uczelni: wymęczona i marząca tylko o jednym - pójściu spać do ciepłego łóżka. Ledwo zamknęłam za sobą drzwi, a usłyszałam za moimi plecami głos Kierana:
-Jest i ona... Ta, która znowu zajechała nam Walcotta.
-Cześć Gibsey - zaśmiałam się, jednocześnie przetwarzając wypowiedź chłopaka. - Co ta sierotka Marysia znowu sobie zrobiła?
-Tylko nie sierotka! - Theo nawoływał już z salonu.
-W takim razie zostanie sama Marysia - po polsku odpowiedział mi głos Szczęsnego, a ja wiedziałam, że dzisiaj już prędko nie zasnę.
-Łydka - Kieran spojrzał na mnie, by po chwili skierować się z powrotem do pokoju, w którym przebywali chłopcy.
Bez zawahania ruszyłam za nim. Stanęłam opierając się o framugę drzwi i z rozbawieniem zaczęłam przyglądać się ósemce Kanonierów wojującej na konsoli. Uwielbiałam kiedy spędzali czas z nami, ale może niekoniecznie gdy była to, aż tak liczna grupa.
-Inga możesz skoczyć do kuchni? - Alex spojrzał na mnie ukazując rządek swoich białych zębów, moje spojrzenie jednak dało mu szybko odpowiedź. - Theo, jak ty wychowałeś tą kobietę...
Po chwili Chamberlain mijał mnie już w przejściu, by za chwilę wrócić z tuzinem butelek wypełnionych piwem. Mimowolnie skierowałam swój wzrok na Jacka, który teraz odbierał swoją porcję trunku. Spojrzał na mnie uśmiechając się, robiąc miejsce na kanapie i wołając mnie. Theo zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na moją obecność. W najlepsze pochłaniał go teraz kolejny mecz na szklanym ekranie. Bez najmniejszej wątpliwości skierowałam się w stronę Wilshere'a, który widząc to wyciągnął od Chambo kolejną butelkę piwa.
-Aj, Inga, Inga... - westchnął przeciągając się i obejmując mnie swoim wytatuowanym ramieniem.
-Co jest? - zaśmiałam się odbierając od niego uprzednio otworzoną zieloną szklaną butelkę.
-Tak sobie myślę, co by było gdyby.... Wszystko na początku ułożyło się trochę inaczej... - wlepił swój wzrok w ekran telewizora.
-Pewnie z Kariną byłoby okej, a ja byłabym wtedy w Polsce - rzuciłam dość niepewnie czując jednocześnie na sobie zarówno wzrok Theo jak i Wojtka.
-Nie mów tak. - burknięcie Brytyjczyka przywołało tym razem moje spojrzenie.
-Ale jestem tutaj. - dodałam głośniej widząc jego reakcję. - Z Wami.
-I bardzo nas to cieszy - Jack jeszcze mocniej mnie ścisnął przyciskając do siebie.
Nie miałam jeszcze pojęcia, że dni mojej sielanki z Theo, tak na prawdę są już policzone. Że bajki kiedyś się kończą, a uśmiech goszczący na twarz zastępują łzy, nerwy i nieprzespane noce. Że świecące oczy zamieniają się w te podkrążone, a wszystkie kolory tęczy jakimi spowija się świat przyjmują dwie dominujące barwy: bieli i czerni. Ale przecież zawsze tak się działo. Dlatego nie powinnam była w przyszłości być w szoku.
Od autorki: Słabo wyszło, mało się dzieje, ale... Kurde no musiałam coś dodać, nie lubię stać w miejscu. Na prawdę się staram, ale moja gra ostatnio umarła jak gra Arsenalu. Zaległości jakie mam u Was obiecuję nadrobić w ciągu weekendu. Uczelnia daje mi się co raz mocniej we znaki, okres przed świętami zawsze jest koszmarem. Ale nie opuszczam Was, przed świętami postaram się dodać jeszcze choć jeden rozdział. O ile wena na to pozwoli.
Co do spraw około arsenalowych: Czy tylko ja jestem zdania, że Daniella zjadła mózg Cescowi i tylko dlatego tak bardzo chce zagrać przeciwko swoim kolegom już na etapie 1/8 LM?
I czy tylko ja widzę mecz z West Bromem w ciemnych kolorach ze względu na braki kadrowe ( Theo, Poldi, Sagna, Kosa, Diaby)?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetny odcinek :D Theo znowu z kontuzją? matkooo, sierotka! :D
OdpowiedzUsuńSzczęsny zawsze spoko :D
Czekam na nowość :*
Ostatni akapit zapowiada duże zmiany... Zacznie się jeszcze tego samego wieczoru czy dopiero później? Ciekawość chyba mnie zeżre :D Podejrzewam, że to przez Wilshera, bo przez kogo innego?! Zabujał się?... Coś go gryzie w każdym razie
OdpowiedzUsuńSierotka Marysia i Szczęsny zawsze epoko, jak to @inszaaa napisała xD
Ach! Ach! Ach! Ach! Ach! Jestem w siódmym niebie, bo pojawił się rozdział. Jestem totalnie zakochana w twoim opowiadaniu. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie torturować i szybko wstawisz kolejne, bo znów przeczytałam twoje opowiadanie już chyba z 20 razu i za każdym razem przeżywam je na nowo. Głównie czytam w nocy by mieć cudowne sny o Arsenalu.
OdpowiedzUsuńOj! Zakończenie rozdziału daje wiele do myślenia. Mam nadzieję, że nie rozwalisz związku Theo i Ingi bo ja strasznie kibicuje tej parze. Zwłaszcza, że bardzo lubię Theo i chcę aby był po prostu szczęśliwy, nie tylko w realnym życiu a także w twoim Arsenalowym opowiadanku.
Rozdział bardzo mi się podobał. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Tak nawiasem... Ile masz lat? Bo chyba na studiach jesteś. Jak to to na którym roczku i co studiujesz?
Dziękuję za komentarz po One shotem. Cieszę się, że się podobało.
Pozdrawiam N.
Jeśli lubisz opowiadania o piłkarzach i zwykłych dziewczynach to zapraszam na http://another-life-another-story.blogspot.com/ a także na blog z one - shotami, gdzie można zamawiać swoje historie: http://football-oneshots.blogspot.com/(link dodany automatycznie)
Uhuhu. Będzie się działo :3
OdpowiedzUsuńChociaż lubię ją z Theo, naprawdę ją z nim lubię, kurcze no.
A co do Danielli, to fakt, matki córeczki mojego Fabsa hejtować nie można, no ale jak przyszło w ogóle do głowy Cescowi, żeby grać z Arsenalem?
Mam nadzieję, że Barca trafi na jakiś Galatasaray :>
Nie wiem, czy najpierw Cię pochwalić za ten odcinek, czy najpierw nagadać do słuchu, że skończyłaś w takim momencie...
OdpowiedzUsuńMoże najpierw powiem, że cieszę się, iż nie odpuściłaś tego opowiadania, bo trochę się martwiłam, czy nie zostawisz go na dłużej. Na szczęście niepotrzebnie, Inga i Theo żyją, ale chyba nie mają się zbytnio dobrze, co widać po zakończeniu. Widzę, że w następnych częściach będziemy mieć prawdziwą rewolucję...
I bardzo proszę o więcej Kariny. Stęskniłam się za dzieweczką, no:)
Zabiję, że w takim momencie! :D
OdpowiedzUsuńMarudzisz.. Fajne jest ;) Szczerze.. Inga mogłaby być z Jackiem.. Niby z Theo wszystko okay, ale widać , że Jack by z nią chciał być i Inga też. Bardzo dużo czasu spędzają razem ;>
Czekam na następny i proszę więcej Kariny :)
Pozdrawiam :>
Ano możliwe, możliwe:D Czekam, aż kopnie pewnego pana w tyłek i jednak wybierze Hazarda:)
OdpowiedzUsuńAż tak źle? Co tam masz na tapecie na jutro, bo nawet nie sprawdzałam innych meczów, oprócz Barcy i Liverpoolu...
OdpowiedzUsuńKontuzje, czy coś innego, że ich zabraknie?
OdpowiedzUsuńNo nie wieszaj się tak od razu:) Rosicky ostatnio śliczną bramkę strzelił, więc to już pozytyw, myślę, że Wenger desygnuje do gry jakąś zdolną jedenastkę:)
OdpowiedzUsuńSkaczesz jak żabka po tych rozdziałach hehe. Mój Liverpool i Athletic też cienko przędą, więc poniekąd rozumiem Twój ból:)
OdpowiedzUsuńJestem tego doskonale świadoma, że The Reds zaczęli nie za wesoło, ale i tak jest lepiej, niż w tamtym sezonie. Przynajmniej ja widzę jakieś dalekie światełko w tunelu, kiedy patrzę na ich grę. Wiem, że to nie jest już ten wielki Liverpool, który zawsze był brany do Top Four, ale mam do tego klubu tyle miłości, że nie potrafię go skreślić:)
OdpowiedzUsuńJak na razie dałam nowość na bloga o Gerrardzie, z góry przepraszam za jakość, ale muszę jakoś skończyć już tą historię:)
Nowy na so-suprising.blogspot.com. Zapraszam :)
OdpowiedzUsuńno i znowu zmieniam zdanie o:
OdpowiedzUsuńraz chcę, żeby I. była z T., bo ten mały czarnuszek jest uroczy :3
innym razem chcę, żeby była z Jacky`m, bo on jest najbardziej uroczym z uroczych uroczów o:
ale cóż... takie jest życie :c pełne rozwidleń i zakrętów.
Wnioskując z ostatnich linijek rozdziału; wspólna droga I. i T. powoli zbliża się ku końcowi; co oznacza, iż już zaczynam za nimi tęsknić :c
co do całego rozdziału, to oczywiście szczerze go gratuluję ;3 {i oczekuję kolejnego c:}
pozdrawiam i życzę udanego dnia c:
Aj aż boję się tych rewolucji, które się zapowiadają. Widać, że Jack coś chyba do niej czuje. Jestem bardzo ciekawa jak się to potoczy. Czekam na następny i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńNareszcie znalazłam chwilkę czasu, by przeczytać i skomentować :) Ostatni akapit robi wrażenie, zapowiadają się spore zmiany. Jackie polubił Ingę, tak bardziej, no nie? Nie, że mam coś przeciwko, ale zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Bądź co bądź, jestem ciekawa! :D
OdpowiedzUsuńWięc czekam na kolejny, no i pozdrawiam cieplutko ;*
Rozdział robi wrażenie, ostatni akapit - świetny, ja też bym nic nie przyniosła z kuchni.
OdpowiedzUsuńNie marudź, rozdział świetny, czekam na następny, a Theo w czapce i wiadrze? wygląda uroczo
Pozdrawiam i weny:)
Nareszcie kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać na niego xd i się nie dziwię. Fajnie będzie, jak Wilshere będzie z Ingą :))) Bo Theo zaczął się robić jakiś taki dziwny :(((
Rozdział jest mega i już czekam na kolejny :)
Nowość na athletic-corazon.blogspot.com, jak masz ochotę, to zapraszam:)
OdpowiedzUsuńNowość na http://kksvshsv.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńNowy: http://another-life-another-story.blogspot.com/2012/12/rozdzia-21xxi.html
OdpowiedzUsuńKurde..czekam na ten moment, gdy Inga i Jack będą ze sobą. Mam nadzieję, że to już wkrótce ;D
OdpowiedzUsuńSierotka Marysiaaaa ;D
OdpowiedzUsuńOstatni akapit trochę mnie niepokoi! Jack powinien zrozumieć, że Inga jest dziewczyną Theo i nie powinien zachowywać się w ten sposób w jego towarzystwie!
Czekam na nexta ;*
Chyba wreszcie wracam. Zapraszam na jako taki prolog na ja-kurz.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej, mecz z W.B.A nie był taki zły! Może i Cazorla perfekcyjnie nurkował, Poldi zmarnował stuprocentową sytuację, a bramki zdobyliśmy po karnych ale.. wygraliśmy! Wreszcie wygraliśmy i coraz bliżej nam do pierwszej czwórki. :)
Też widziałam w ciemnych barwach mecz z WBA, ale na szczęście tym razem nie zawiedli. Może nie było to najpiękniejsze zwycięstwo, ale w naszej sytuacji te punkty były potrzebne jak powietrze.
OdpowiedzUsuńPewnie, że każda bajka się kiedyś kończy. Ale czasem życie poza bajką może być przyjemne i można je doceniać. Ja osobiście bardzo lubię czytać nie-bajki, więc czekam na dalszy ciąg. :)
zapraszam na epilog
OdpowiedzUsuńkarim-and-love-story.blogspot.com
tymczasem Ja pozwolę sobie zaprosić na nowość, która pojawiła się na blogu który współtworzę :3
OdpowiedzUsuńNORMALITY
dziękuję za poświęcenie chwili uwagi; i zapoznanie się z treścią tej wiadomości c:
Zgodnie z prośbą, informuję, że pojawił się kolejny rozdział: http://the-game-that-plays-us.blogspot.com/, zapraszam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńI oczywiście jestem chętna na inne nie-bajki, nadrobię je w najbliższym czasie! Na razie studia wypompowują ze mnie wszystkie siły.
Zapraszam do mnie na 3 rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Zostałaś nominowana do Liebster Awards :) http://wielcypotrzebujaczasu.blogspot.com/2012/12/liebster-awards_15.html
OdpowiedzUsuń