Leżałam właśnie na łóżku, patrzyłam w sufit, słuchałam muzyki lecącej z mojego iPoda i gładziłam się po lekko zaokrąglonym brzuchu, w którym swoje wędrówki rozpoczynał mały potomek lub potomkini Torresa. Kompletnie zapomniałam też o tym, że przyszły tatuś miał złożyć mi dzisiaj wizytę, dlatego kiedy telefon leżący gdzieś na moim łóżku zaczął wibrować ze strachu aż podskoczyłam. Pospiesznie złapałam za aparat telefoniczny i bez zastanowienia odebrałam.
-Gdzie Ty jesteś? Stoję u Ciebie pod drzwiami, a jedyne co mi odpowiada to głucha cisza.
Zaśmiałam się słysząc dość pretensjonalny głos blondyna, po czym podniosłam się z łóżka i z uśmiechem na twarzy skierowałam do drzwi, by je otworzyć. Zastałam w nich Fernando trzymającego na rękach małego Leo i trzymającą się jego nogawki Norę. Wpuściłam ich do środka, a następnie skierowałam się do salonu, by poszukać jakiegoś kanału z bajkami, którymi mogłyby zająć się pociechy Hiszpana. Po chwili mała Nora zajęła miejsce obok mnie i razem ze mną zaczęła szukać odpowiedniej bajki. Kiedy w końcu jakąś wybrała, a Torres posadził obok niej brata mogliśmy w spokoju wejść do mojej sypialni i porozmawiać. Ledwo tam weszłam, a założyłam ręce na biodra i obróciłam się do niego przodem.
-Nie mówiłeś mi, że będziesz z dziećmi. - przybrałam poważny wyraz twarzy. - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, żebyś je tutaj ciągał.
-Przestań - podszedł bliżej mnie jednocześnie przeciągając swoją dłonią po moim policzku. - Chciałem się w końcu z Wami zobaczyć, a mam dzisiaj wolny dzień.
Po tych słowach umieścił swoje dłonie na moim brzuchu jakby wyczekując jakiegokolwiek ruchu naszego dziecka.Chciałam mu przerwać, ale nie umiałam. Chyba potrzebowałam go równie mocno. Teraz zwyczajnie chciałam uniknąć jakiejś jednoznacznej sytuacji przy jego pociechach, dlatego zdecydowanie odsunęłam się od niego i usiadłam na brzegu łóżka.
-Musisz się opanować - podniosłam swój wzrok zaglądając w jego czekoladowe tęczówki. - Nie możesz się tak zachowywać przy dzieciach. Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś ich ojcem, mężem ich matki...
-Ojcem naszego dziecka.... - dokończył za mnie siadając tuż obok. - Umówiłaś się już na to USG?
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł na to, żebyś szedł tam ze mną - westchnęłam kreśląc jakieś wzory na mojej pościeli.
-Ej, chcę zobaczyć czy będziemy mieć synka czy może jednak córeczkę - musnął swoimi ustami mój policzek. - Oboje w tym siedzimy, a ja czuje się zobowiązany. Zresztą nie będziesz ciągała się metrem po lekarzach.
-Myślę, że to za wcześnie na poznanie płci - spojrzałam na niego dość poważnym wzrokiem. - Po za tym, co pomyśli sobie lekarz widząc Ciebie, ze mną?
-Mówiłem Ci, żebyś umówiła się z tym lekarzem, do którego podałem Ci numer - przypomniał mi o kawałku papieru, który kilka dni temu wcisnął mi w rękę.
-Nie mam pieniędzy. Rodzice się zbuntowali i odcięli mi dopływ gotówki... - westchnęłam kładąc się na łóżko. - Te USG jest chyba najdroższe w całym Londynie.
-Ale najbardziej wiarygodne - poczułam ponownie jego dłoń na moim brzuszku. - Chyba lepiej dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku, co? Zapłacę za to. I jeszcze jedno... Czemu mi nie powiedziałaś?
-O czym? - momentalnie podniosłam się sprawiając, że nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie.
-Że zablokowali Ci konto. - poczułam jego oddech na moich ustach i chciałam teraz tylko go pocałować.
-To nieważne, Fernando. - machnęłam ręką lekko się uśmiechając. - Dam sobie radę.
-Jak długo?! - wyraźnie podniósł głos. - Do kiedy masz opłacony apartament?!
-Wystarczająco - nerwowo się zaśmiałam próbując zbagatelizować problem i fakt, że za tydzień będę musiała poszukać jakiejś mety.
-Nie powinnaś się teraz tym zajmować - rzucił spod byka. - Załatwię Ci jakieś mieszkanko. Gdzieś blisko mnie.
-Fernando, nie chcę... - zaczęłam, ale szybko mi przerwał.
-Ale ja chcę zapewnić Ci jakieś dogodne warunki, chociaż tyle mogę na razie zrobić... - złapał mnie za podbródek.
-Tato! - rozmowę przerwało nam nawoływanie Nory. Torres momentalnie ruszył do salonu, a po chwili i ja pojawiłam się tam po nim. Podczas gdy on tłumaczył coś swojej blond włosej latorośli ja postanowiłam zająć się małym Leo, który z uporem maniaka wpatrywał się właśnie w jakieś rysunkowe postaci biegające po ekranie telewizora. Zdawałam sobie sprawę z tego, że dwulatek, który cztery dni temu obchodził swoje urodziny niewiele rozumie z bajki, której odgłosy wypełniały właśnie salon, ale postanowiłam podjąć z nim jakąś interakcję.
-Co tam ciekawego w tej bajce, Leo? - rzuciłam chyba najbardziej nieudolnie jak się tylko dało, a następnie niepewnie spojrzałam na Torresa. Jego syn jednak w odpowiedzi zaśmiał się i pacnął mnie ręką prosto w brzuch. Zaśmiałam się tak jak i on, jednak szybko się uspokoiłam widząc El Nino podnoszącego swojego synka do góry:
-Łobuzie, cioci nie można traktować w ten sposób, bo ciocia będzie mieć takiego szkraba jak Ty - zaczął mu tłumaczyć, a mały przysłuchiwał mu się z wyraźnym zainteresowaniem, zresztą podobnie jak Nora.
Podniosłam się z sofy i skierowałam do sypialni, rzucając krótko:
-To pójdę zadzwonić do tego lekarza.
Dwa tygodnie później leżałam na lekarskiej kozetce i czekałam na to, aż lekarz zacznie robić USG. Byłam szczęśliwa. Sama nie pamiętam, kiedy tak się czułam. Widok Torresa stojącego obok mnie i uważnie spoglądającego to na mnie, to na monitor od USG, sprawiał, że uśmiech na mojej twarzy nie śmiał nawet na chwilę zniknąć.
-Czy chcą państwo poznać płeć dziecka? - po dłuższej chwili lekarz zadał pytanie, na które chyba oboje czekaliśmy.
-Tak! - Torres był szybszy, ode mnie jednak to lekarz czekała na odpowiedź ode mnie.
-Jeśli jest już taka możliwość - rzuciłam mu spojrzenie, które miało na celu przeproszenie za mężczyznę przebywającego tu ze mną.
-Oczywiście, że istnieje taka możliwość, jednak diagnoza nie jest stuprocentowa. - oznajmił mi spokojnie.
-Myślę, że mimo to spróbujemy - uśmiechnęłam się teraz do Fernando stojącego obok mnie.
-No cóż, w takim razie... - lekarz na chwilę zamilkł, by następnie przekazać nam dobrą nowinę. - Wygląda na to... Niech Państwo sami spojrzą. To chyba chłopczyk.
Uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Mam wrażenie, że nawet uległ znacznemu powiększeniu. Poczułam jak Torres ściska mnie za dłoń. Chwilę później opuszczaliśmy gabinet, a Fernando na odchodne podziękował i poprosił jeszcze raz o dyskrecję. Ledwo opuściłam budynek klinki, a Hiszpan podniósł mnie do góry i pocałował w sam środek ust.
-Kocham Cię, Karina - westchnął radośnie, sprawiając, że nabrałam jakiejś odwagi, która pozwoliła mi wpić się swoimi ustami w jego. Nie liczyło się wtedy to, że stoimy na zatłoczonej ulicy, że ktoś może nas widzieć, że możemy napędzić sobie problemów. Właśnie dowiedzieliśmy się, że mam urodzić mu synka, a on sam... No właśnie. Fernando Torres wyznał mi właśnie miłość. Czy on to powiedział na prawdę?
Siedziałam na ławce w parku i patrzyłam swoimi zielonymi oczami na chłopaka, który przed chwilą gwałtownie poderwał się z kawałka drewna, a teraz nerwowo wykonywał kilka okrążeń wokół własnej osi.
-Czy Ty zgłupiałaś?! - w końcu zatrzymał się twarzą do mnie. - Będziesz się teraz bawić w dom i mieszkać koło niego?!
-Nie mam innego wyjścia Eden. - pierwszy raz chyba na niego warknęłam, zresztą podobnie jak i on podniósł na mnie swój głos. - O co Ci chodzi do jasnej cholery? O to, że chłopak się stara? Że o mnie walczy?!
-Chłopak?! - śmiech Belga rozniósł się po okolicy. - On jest od Ciebie starszy o jakieś 9 lat. Otwórz oczy i zobacz w co Ty się ładujesz!
-Robiłam to od samego początku i nigdy jakoś nie protestowałeś! - rzuciłam oskarżycielskim tonem.
-Może zrozumiałem parę kwestii, które Ty też powinnaś w końcu zauważyć. - nieco ściszył swój głos sprawiając, że uważniej zaczęłam go słuchać. - Po pierwsze on już ma dwójkę dzieci. Po drugie ma żonę, której nie zostawi z dnia na dzień od tak. Po trzecie ja też mam swoje uczucia, Kar.
Spojrzałam na niego zdziwiona, jednak po chwili wybuchłam śmiechem podnosząc się z ławki i podchodząc bliżej niego.
-Chcesz mi teraz powiedzieć, że nagle cudownie się we mnie zakochałeś? - zaśmiałam mu się prosto w twarz.
-Nie udawaj, że nigdy nic nie zauważyłaś! Zajmowałem się Tobą jak dureń, nawet twój cudowny Fernando myślał, że to ze mną jesteś w ciąży. - kontynuował swój wywód sprawiając, że moje serce zaczęło pękać niczym tafla lodu na jeziorze. - Wodziłaś mnie za nos. Byłem Ci tylko potrzebny, żebyś mogła wypłakać się po tym całym romansie ze Szczęsnym albo po tym jak wpadłaś z Torresem! Nie zastanawiałaś się czemu nigdy Cię nie osądzałem? Nie umiałem po prostu! Za bardzo mi na Tobie zależało.
-A teraz zachowujesz się jak ostatni kutas! - podsunęłam się jeszcze bliżej niego. - Wielce urażony piłkarzyk, bo dziewczyna nie zainteresowała się nim. Zawsze traktowałam Cię jak brata.
-A ja nie traktowałem Ciebie jak siostry - kolejne warknięcie z jego ust przelało szalę całkowicie na jego niekorzyść. - Może jedynie na początku.
-Sam namawiałeś mnie, żebym mu powiedziała! - poczułam jak słone łzy zaczynają zbierać się w moich woreczkach łzowych. - Sam ciągałeś mnie na te pierdolone spacerki z nim i jego dziećmi! Co Ty sobie myślałeś?! Naprawdę chciałeś mnie tak bardzo do niego zniechęcić?!
Miałam gdzieś to, że stoimy w parku, że przechodnie oglądają się obserwując naszą kłótnię. Nie obchodziło mnie też to, że fanki stołecznej Chelsea rozpoznają Edena i podejdą po autografy, miałam gdzieś fakt, że ryzyko zobaczenia siebie na portalu plotkarskim wzrasta z każdym moim słowem. Pierwszy raz mogłam mu coś wygarnąć.
-Ty na prawdę myślałeś, że wpadnę Ci w ramiona, wylądujemy w łóżku, a potem będziesz ze mną wychowywał syna mojego i Torresa?!
-Nie udawaj idiotki! - kolejne oskarżenie wychodzące z jego ust sprawiło tylko, że siarczysty policzek wylądował wprost na jego twarzy, a ja obróciłam się na pięcie i zostawiłam go tam ze wstydem, jakiego musiał doświadczać przy tych wszystkich gapiach.
Siedziałam na kanapie obok Theo. Sama nie wiem co podkusiło mnie do tego, żeby akurat dzisiaj, w tym stanie odwiedzić Ingę. Dziewczyna przed chwilą uciekła do kuchni tłumacząc, że musi skończyć i podać obiad. Nalegała na to, żebym zjadła z nimi. Właściwie nie miałam nic do roboty, więc się zgodziłam. Zupełnie nieświadomie siedziałam na tym łóżku z rękoma założonymi na piersi i obserwowałam kolejny mecz rozgrywany na konsoli przez piłkarza Arsenalu.
-Chcesz? - nie zwróciłam uwagi, kiedy włączył pauzę, ale teraz wyciągał w moją stronę drugi joystick.
Nic nie odpowiadając wyciągnęłam go z jego ręki, a on włączył grę dwuosobową. Byłam na prawdę sfrustrowana dzisiejszym zachowaniem Edena, jednak starałam się to jakoś skrywać. Przecież na głowie miałam ważniejsze sprawy. Moja złość znajdowała swoje ujście w zbyt mocnych strzałach na bramkę lub ewentualnie faulach na piłkarzach Walcotta.
-Co u Edena? - rzucił jakby od niechcenia, nie przerywając gry.
-Nie wiem. - burknęłam dość pochmurnie. - Zapytaj Edena.
-Myślałem, że się przyjaźnicie - podrapał się po głowie przelotnie patrząc na mnie. - No wiesz... Jak robiliśmy tą kampanie dla Nike to dużo o Tobie opowiadał...
-To było wieki temu - przerwałam mu. - Teraz ja i Eden to dwa oddzielne światy. A jak między Tobą i Ingą?
Zmieniłam temat, bowiem od kiedy przekroczyłam próg domu chłopaka wyczułam od razu jakąś napiętą atmosferę wiszącą w powietrzu. Dodatkowo ta szybka ucieczka mojej przyjaciółki do kuchni. Przecież ona nigdy nie lubiła gotować.
-Czemu dziewczyny są takie, co? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. - Wodzicie facetów za nos, a potem umywacie ręce z nadzieją, że Ci, których niby kochacie nic nie widzą?
-O czym Ty mówisz? - przymarszczyłam brwi włączając pauzę.
-Przecież to oczywiste, że Inga podoba się Jackowi - wyrzucił z siebie swoją największą obawę. - Ale nie. Ona musi dać mu się przytulić, iść z nim na spacer, wypić z nim piwo, usiąść obok niego. Momentami zachowuje się jak idiotka.
-Może ona po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego jak działa na Wilshere'a? - postawiłam przed nim retoryczne pytanie. - Po za tym Inga nie jest typem dziewczyny, która kręci z dwoma na raz. Od momentu, kiedy Cię poznała była zdecydowana na Ciebie, Theo. Ona Cię kocha. Nie rób nic głupiego.
-Chyba za późno... - burknął wlepiając wzrok w panele leżące na podłodze. - Ale przecież... Jak przebywają razem to widzę jak cieszy ją ten fakt.
-Bo jest jej przyjacielem, bo może na niego liczyć. - zaczęłam wyliczać starając zachować neutralny ton głos, jednocześnie próbując powstrzymywać łzy zbierające się w moich oczach. Przecież wszystko co mówiłam miało swoje odzwierciedlenie w relacji mojej i Edena. - Bo zawsze jest przy niej, gdy go potrzebuje. Jak Tobie coś się stanie, to kto pierwszy będzie próbował ją uspokoić? Na pewno nie Twoi rodzice. Ja też raczej się w tym nie sprawdzę, bo nie znam Cię, aż tak dobrze.
-Już sam nie wiem, czy mogę jej ufać w jego kwestii... - ciężkie westchnięcie Theo sprawiło, że zaczęłam martwić się za Ingę. Za moją biedną przyjaciółkę, która chyba nie zdawała sobie sprawy z tak wielu rzeczy.
Od autorki: Rozdział jest jaki jest. Kolejny możliwe, że po świętach. Możliwe, że znowu o Karinie. Ingę muszę sobie jakoś ułożyć w głowie, zresztą nie wykluczonego, że podobnie jak w tym rozdziale i tam pojawi się Theo, Jack i Inga.
Zostałam podwójnie nominowana do Liebster Awards, za co bardzo Wam dziękuję. Zastanawiałam się nad tym czy dodać tutaj ten łańcuszek/plebiscyt czy jak to nazwać. Ale prawda jest taka, że nigdy nie bawiłam się w takie rzeczy. Mam nadzieję, że nikogo nie urazi fakt, że ze wzgledu na własne reguły nie odpowiem na te zadane przez Was pytania. Mogę Wam na nie odpisać na PW.
Jeśli kiedyś natomiast zdecyduje się jednak na nie odpowiedź to na pewno dodam gdzieś zakładkę poświęconą właśnie temu.
Zapraszam również na moje nowe opowiadanie - klik
Pierwsza! Rozdział cudowny, ale kurczę, jakoś nie widzę Nando odchodzącego od jego żony. Chyba wolałabym Edena. I niech się w końcu wszyscy pogodzą! :D
OdpowiedzUsuńaww *.* jakie super słodkie zdjęcie Jack'a :-)
OdpowiedzUsuńja to bym chciała, żeby Inga była z Jack'iem. Można liczyć na taki obrót sprawy, czy raczej czekać na rozwój miłośći Ingi i Theo ? :D
Mam nadzieje, że Karina będzie z Nando, chociaż szkoda będzie mi jego dzieci ...
Ale nic, czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwieniem !
A nowego bloga na pewno odwiedzę ! :-)
xx
popieram osobę wyżej ! :D
OdpowiedzUsuńa rozdział jak zawsze " *.* " :))
xoxo
Szkoda mi Edena, wyjątkowo nie Kariny, a właśnie jego. Cóż, pewnie czułabym się podobnie na jego miejscu. Jestem lekko zaskoczona, że Theo się domyślił, ale no jak ja mogę Cię okłamywać. I tak liczę, że Jack będzie kiedyś tam z Ingą. Ma się ten zryty łepek :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się rozdział, życzę weny, no i pozdrawiam serdecznie! :)
Zapraszam do mnie na nowość. W końcu dodałam ten 35 rozdział :) No i pozdrawiam serdecznie ;**
UsuńOch, nie lubię Fernando. To trochę dziwne, że w tak krótkim czasie spodobała mu się dziewczyna i powoli zaczyna prowadzić podwójne życie. Ciekawe co z tego wyniknie, a znając ciebie to jeszcze nie raz namieszasz. Biedny jest Jack i Theo, bo oboje czują sympatię do Ingi. Uch, cieszę się, iż wreszcie cos nowego na tym blogu :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!
OdpowiedzUsuńczekam na następny!!! ;)
Pozdrawiam *.*
zapraszam do siebie:
http://od-milosci-sie-nie-umiera.blogspot.com/
Sama nie wiem, co myśleć o Torresie, nie może dłużej ciągnąc podwójnego życia. No i Eden, szkoda mi go bo chłopak się zaangażował, zawsze był przy Karinie a w nagrodę dostał z placka.
OdpowiedzUsuńczekam na następny :)
Znów robisz wszystko, żeby poprawić wizerunek Torresa w moich oczach. Fernando jako dobry tatuś, szczęśliwy, że będzie znów ojcem, ale dużo bardziej do mnie przemawia Eden. Nic na to nie poradzę, lubię go dużo bardziej niż Torresa, i myślę, że gdyby Karina chwilkę poczekała ze swoim atakiem na policzek Hazarda, dowiedziałaby się, że on jak najchętniej by podjął się opieki nad nią i jej dzieckiem, jeśliby tylko się na to zgodziła.
OdpowiedzUsuńahh, Torres jaki opiekuńczy!
OdpowiedzUsuńA Hazard? Co za wredny typ, by nie powiedzieć gorzej -.-
Czekam na nowość :*
Tiaaaa. Z całą sympatią dla Torresa, ale jakoś nie wierzę w to wyznanie miłości. A co jeśli to by była córeczka, hm? Zajmuje się nią, jest opiekuńczy, ale na nic więcej bym nie liczyła. Eden wreszcie wyrzucił z siebie to, co naprawdę czuje do Kariny i został bardzo nieładnie potraktowany... Chłopak będzie miał uraz na całe życie :D
OdpowiedzUsuńA Inga? Po prostu współczuję jej takiej sytuacji. Chce mieć przyjaciela, a on nie chce być tylko przyjacielem. Bardzo nieprzyjemne :(
Hmmmm... Jak tu by to skomentować...? Może zacznę od tego, że nie zbyt lubię jak piszesz z perspektywy Kariny, bo jakoś historia wpadki Torresa i Kariny nie przypadła mi do gustu [może dlatego, że to było zbyt przewidywalne]. Raczej wolę miłosny trójkącik w wydaniu Jacka, Ingi i Theo. I szczerze mówiąc już nie mogę się doczekać jak się ta sytuacja rozwinie i rozwiążę. Theo zaczyna wstawiać swoje "ja" co mnie cieszy. Znaczy... Nie chce grać słodkiego chłopczyka, który nie wie co się dzieję z jego ukochaną. Z drugiej strony muszę skrytykować Ingę bo ja nie pochwalam takie zachowania. Nie pochwalam zachowania na tzw. "dwa fronty". Może ona nie jest tego świadoma (ale chyba w tym wypadku jest) to i tak jakoś mi to nie pasuje. Ale cała ta sytuacja jest bardzo w bardzo ciekawy sposób ujęta.
OdpowiedzUsuńTo było by na tyle. Więcej nie mam się do czego przyczepić. Był jeden malutki błędzik, taka mała literówka. Ale podejrzewam, że nikt oprócz mnie tego nie zauważył.
+Bardzo bym prosiła o powiadamianie mnie o nowych rozdziałach w sekcji "SPAM" na ALAS, bo strasznie drażni mnie to jak komentarz nie jest na temat a jest wstawiony pod rozdziałem [to świadczy o tym, że nie czytałaś mojego opowiadania, ale jestem dobrą osóbką i mam dobry humor więc wybaczam ci to].
Cóż mogę jeszcze napisać... Życzę ci Wesołych Świąt spędzonej w miłej rodzinnej atmosferze. Aby wszystko przebiegło bez przykrych zdarzeń.
I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, tym razem pisany już z perspektywy Ingi.
xoxo Natasha
Jeśli lubisz opowiadania o piłkarzach i zwykłych dziewczynach to zapraszam na http://another-life-another-story.blogspot.com/ a także na blog z one - shotami, gdzie można zamawiać swoje historie: http://football-oneshots.blogspot.com/(link dodany automatycznie)
no cóż; ja także obieram stronę rozdziałów opowiadających o I., J. i T. Wszystko przez to, że do Torresa jako do postaci rodem z opowiadam ~ nie pałam zbyt wielką miłością :c nie wiem czemu, ale tak już zwyczajnie mam...
OdpowiedzUsuń*btw; osobiście widzę przyszłość Kar w kolorach ściśle związanych z Eden`em *.*
szkoda mi tylko Theo :c bo ten mały, słodkowwąsachwyglądający chłopaczek staje się małym smutaskiem ;c i przez to wszystko ~ biedny Wilshere obrywa w moich oczach ;c ale to się zmieni, kiedy tylko przeczytam rozdział o nim i I. c: bo to jest kolejna z moich przywar. czytam i się wczuwam *-*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
gratuluję nowego rozdziału, i oczywiście ~ czekam na kolejne :3 {+dziękuję za informowanie o nowościach c:}
Zapraszam na nowe opowiadanie. Pojawił się już Prolog.
OdpowiedzUsuńhttp://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/
Pojawił się też nowy na ALAS:
http://another-life-another-story.blogspot.com/2012/12/rozdzia-22xxii.html
A u Edena pojawiły się uczucia, a szkoda, że tak późno..
OdpowiedzUsuńHazard miał w pewnym sensie rację, ale nie rozumiem,po co sam kazał dziewczynie powiedzieć Torresowi o całej prawdzie..
A jeśli chodzi o Ingę, Theo i Jack'a, to mam nadzieję, że ta sytuacja się w końcu wyjaśni, bo zaczynam współczuć Walcott'owi. Czasami musi patrzeć na swoją dziewczynę, wprost idealnie spędzającą czas z Wilsherem, a to boli.
Czekam na nexta, pozdrawiam ;*
NIe wiem co myśleć o Fer, ale to zachowanie mi się zdecydowanie nie podoba.
OdpowiedzUsuńBiedna Inga, ale czasem warto zaryzykować.
Coż, rozdział - przyjemnie się czytało.
Proszę o więcej, nadal informuj mnie o nowośćiach, z góry dziękuje:))
a jeśli masz czas i ochotę
my-perfect-drug.blogspot.com
nowość:)
serdecznie zapraszam na nowość, która wyszła spod klawiatury Mary :3
OdpowiedzUsuńNORMALITY
Theo jaki zazdrosny :D
OdpowiedzUsuńZauroczyło mnie zachowanie Torresa. Cieszy mnie to, że będzie(chyba) chciał wychowywać dziecko.I może na prawdę kocha Karinę.
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt;)
#Zapraszam na 1 rozdział nowego opowiadania: Because I love you...: Rozdział 1|I http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/2012/12/rozdzia-1i.html?spref=tw
OdpowiedzUsuń