środa, 26 grudnia 2012

15. Poczucie bezpieczeństwa?


Po ostatniej wizycie chłopaków z drużyny relacja moja i Theo była idealna tylko dla osób obserwujących nas z daleka. Jeśli ktoś spędzał z nami każdy dzień doskonale wiedział, że wszystko zaczęło się psuć. Na szczęście takich osób nie było, albo było ich bardzo mało. Jedną z nich był na pewno Jack, o którego tak na prawdę nam poszło.
Kiedy następnego dnia rano obudziłam się, na łóżku nie leżałam sama. Podczas gdy po mojej lewej jak zwykle spoczywał Theo, tak po prawej stronie leżał ściśnięty Alex, a tuż obok niego Jack przytulony do krawędzi łóżka. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, po czym szybko zeskoczyłam z łoża, dając jednocześnie znak Chambo, że może się nieco przesunąć. Ten natomiast bez najmniejszego zawahania podsunął się do swojego starszego kolegi niemal go przytulając. Zaśmiałam się pod nosem, oczekując momentu, w którym dłoń Theo spocznie na jego talii, jednak czekanie zdawało się wiecznością. Uprzednio zaglądając do salonu, w którym spał Aaron i Carl, skierowałam się do kuchni. Podczas gdy parzyłam kawę, poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu i zostawia na mojej szyi swój ciepły oddech oraz ślad swoich ust. Cicho mruknęłam z rozkoszy. Tak na prawdę stęskniłam się za nim na dobre. Obkręciłam się na palcach i stanęłam twarzą w twarz z Theo. Uśmiechnął się do mnie, a następnie złapał za podbródek i zaczął uważnie oglądać z każdej strony moją szyję. Zmarszczyłam lekko brwi i powoli się od niego odsunęłam.
-Co Ty robisz? - rzuciłam ostrzegawczo.
-Tak się tylko przyglądam... - dla odmiany teraz dotknął swoją dłonią wcześniej oglądanego miejsca.
-Czy ja spałam sama z Jackiem w łóżku przez jakiś czas? - ponownie zmrużyłam powieki, a nie otrzymując od niego odpowiedzi, teraz to ja złapałam go za podbródek. - Spałam, prawda?
-Dlatego właśnie Cię oglądam... - wyjaśnił mi to z tak stoickim spokojem, jakby co najmniej to po nim spływało.
-Zgłupiałeś? - zaśmiałam się przerywając kontakt wzrokowy, który nawiązał ze mną zaledwie kilka sekund wcześniej. - Ciebie już na prawdę pogrzało, prawda? Zasnęłam na tej kanapie...
-Na jego ramieniu - przerwał mi łapiąc za moją kawę i siadając przy stole.
-Bo Ty byłeś zajęty Fifą. - burknęłam siadając teraz na jego kolanach i upijając łyk ciepłego napoju.
-Mhmm... - mruknął przejeżdżając teraz swoją dłonią po moim udzie. - Nie musiałaś siadać obok niego. Zrobiłbym Ci miejsce przy mnie.
-Przestań - zaśmiałam się ponownie zarzucając mu swoje ręce na jego szyję. - Może powinnam Ci jeszcze podziękować, że mnie zaniosłeś do sypialni?
-To nie ja - burknął ponownie wlepiając swój wzrok w lodówkę.
-Nie? - pierwszy raz poczułam, tak ogromny zawód. - A kto?
-Jak to kto?! - wybuchł, nie wytrzymał, widocznie miał sobie do zarzucenia więcej niż ja. - Twój cudowny Jack. A potem sam poszedł spać. Przyszliśmy z Alexem i położyliśmy się. Kazałem mu wcisnąć się między Was...
-Co kazałeś mu zrobić?! - podniosłam ton swojego głosu zupełnie nie zwracając uwagi na to, że w dalszym ciągu mamy gości. - Widziałeś jaki on spał ściśnięty całą noc?! Rozumiem, że mamy duże łóżko, ale Theo... Ogarnij się!
Puknęłam go palcem w czoło, złapałam za mój kubek i razem z nim skierowałam się do łazienki - miejsca, w którym teraz panowała cisza i mogłam choć chwilę spędzić sama.



-Znowu się pokłóciliście? - Jack powitał mnie tym, jakże miłym pytaniem, kiedy kolejny dzień  z rzędu otworzył mi drzwi. Ja natomiast w odpowiedzi wyciągnęłam tylko przed siebie butelkę wypełnioną najlepszym czerwonym winem, jakie tylko znalazłam na sklepowych półkach. Jeśli już pytacie, to tak... Kłóciłam się z Theo co raz częściej. Głównym powodem był chłopak, do którego teraz przyszłam. Doskonale wiedziałam, że te kłótnie są do zaleczenia tuż u zarodka, jednak zwyczajnie nie chciałam. Czemu? Być może to przez to, że nie dostrzegałam nic złego w moim zachowaniu. Theo najchętniej sam dobierałby mi ostatnio znajomych, a dla mnie to Jack był tym nowym najważniejszym kolegą. Chłopakiem, z którym chciałam spędzać wolny czas, który sprawiał, że życie nabierało nowych kolorów, a ja znajdowałam chwilę odpoczynku od tej niestety ostatnio szarej codzienności z Walcottem.
-Inga... - pokręcił głową wpuszczając mnie do środka. - Myślę, że to nie uratuje Waszego związku...
-Chcę po prostu wypić z przyjacielem - westchnęłam ciężko, ściągając z siebie kurtkę i podając ją Londyńczykowi. - To wcale nie musi oznaczać, że pokłóciłam się z chłopakiem.
-Ale to zrobiłaś - kolejne westchnięcie, tym razem z jego strony. - I co ja mam z Wami zrobić?
Wzruszyłam tylko ramionami i odwracając się na pięcie skierowałam do jego salonu. Na ogromnej plazmie zajmującej chyba niemal całe mieszkanie widniał zastopowany stary mecz Arsenalu. Doskonale wiedziałam, że był stary, bowiem na obrazie koszulkę z numerem 4 nosił niski brunet, a nie wysoki blondyn grający na pozycji obrońcy. Ponadto przy piłce znajdował się właśnie gracz z numerem 8 i wszystko by się zgadzało, gdyby nie miał on włosów lekko postawionych na żel.
-Stary mecz, hm? - mruknęłam marszcząc lekko brwi i zajmując wolne miejsce na kanapie.
-Tak sobie tylko oglądam... - opadł obok mnie stawiając butelkę na stoliku.
-Chyba jednak masz jakiś powód - spojrzałam na niego uśmiechając się tak szeroko jak tylko potrafiłam. - Powiem ci w sekrecie, że to był chyba mój ulubiony skład.
Teraz i on się uśmiechnął, a następnie spojrzał na mnie. Czułam jak uważnie przeszywa mnie jego unikatowy wzrok.
-Tak - nie zauważyłam nawet, kiedy otworzył usta. - To była dobra drużyna. A oglądam, bo...  Cesc zawsze umiał tak fajnie zagrać piłkę...
-Zawsze był bardziej wysunięty niż Ty - podsunęłam się bliżej  niego i go przytuliłam, następnie naciskając przycisk play na pilocie, który spoczywał w jego dłoni. - Myślę, że to cały sekret Fabregasa...
-Nie - zaśmiał się przeczesując dłonią moje włosy. - On nigdy nie miał sobie równych na boisku, na swojej pozycji...
-Dopóki grał z Wami - wystawiłam język gwałtownie się podnosząc i kierując do kuchni po otwieracz i dwie lampki na wino.



-Kończy się - jęknęłam czując jak język sam zaczyna mi się plątać.
-W porę - głos Jacka wydawał w mi się w tym momencie tak pociągający, że najchętniej słuchałabym go cały czas. - Wrócisz teraz do Theo i się pogodzicie.
-Nie chcę do niego wracać -mogę przysiąc, że tupnęłam w podłogę jak mała naburmuszona dziewczynka,  a następnie obie nogi podkuliłam i ściągnęłam do swojego brzucha. - Muszę odpocząć od niego i tego wszystkiego, Jack... -oparłam głowę od oparcie kanapy przymykając swoje powieki.
-Chcesz, chcesz - zaśmiał się łapiąc za moje łydki i naciągając je sobie na kolana. - Jesteś teraz tylko pijana i sama nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie głupoty padają z Twoich ust.
-Zostanę na noc u Ciebie... - rzuciłam ciężko czując, że za chwilę na prawdę usnę tutaj, z głową na oparciu i nogami wygodnie wyciągniętymi na nogach Kanoniera. Było mi naprawdę dobrze: ciepło koca, jakim byliśmy przykryci przyjemnie mnie grzało, a jego chłodne dłonie zataczały jakieś kółka na moich kostkach. Byłam prawie pewna, że na mojej twarzy gości teraz błogi uśmiech.
-Jacky... - jęknęłam sennie, sprawiając jednocześnie, że przestał bawić się swoimi rękoma i podsunął się bliżej mnie, zupełnie nie zważając na to, że jedna z jego dłoni spoczęła teraz na moim brzuchu.- Daj mi tylko coś do przebrania...
Dość mozolnie otworzyłam oczy i dostrzegłam jego twarz tuż nad moją. Jeśli teraz powiedziałby mi, że nie jest ani trochę wcięty, to na pewno bym go wyśmiała. Jego lekko zamglony wzrok wydawał się być jeszcze bardziej interesujący niż na co dzień, a każdy proces myślowy trwał chyba trzy razy dłużej. Dopiero, kiedy przetworzył moją prośbę kiwnął głową, złapał mnie za rękę i zaprowadził do swojej sypialni, w której podał mi jakąś koszulkę i dresy. Nie miałam siły nawet się przebrać, dlatego leżąc na łóżku zrzuciłam z siebie powoli sweterek, a następnie koszulkę, by móc naciągnąć na siebie stary trykot Arsenalu.  Kiedy leżałam już w czerwonej koszulce ściągnęłam biustonosz i rzuciłam go gdzieś na podłogę. Wszelkie bariery znikły wraz z ostatnią lampką wina jaką przyniósł teraz chłopak. Widziałam jak jego wzrok spoczął teraz na fragmencie bielizny, która leżała teraz gdzieś na drewnianych panelach pokrywających podłogę w jego sypialni.
-Inga... - usłyszałam jego lekko zakłopotany, ale wciąż seksowny ton głosu i podniosłam się lekko, tak by móc na niego spojrzeć. - Sądzę, że powinnaś...
Stał i drapał się po głowie uważnie analizując coś w swojej głowie. Nic nie mówiłam, po prostu na nowo opadłam na łóżko, gotowa zasnąć.


Następnego dnia rano czułam nadal nieodpartą chęć postawienia się Theo, zemszczenia się na nim w jakiś sposób. Mój po części bojowy nastrój nadal nie minął, a może to był po prostu alkohol, który nadal szumiał mi w głowie. Otworzyłam oczy i cicho ziewnęłam. Dostrzegłam Jacka, który leżał tuż obok mnie i spał. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech, a ja musnęłam swoimi ustami jego policzek. Pojedynczy dołeczek odznaczył się w jego twarzy jako objaw uszczęśliwienia. Opadłam obok niego, a chwilę po tym odruchowo złapałam za skrawek jego koszulki i przyciągnęłam go bliżej siebie.
-Mmmm, Inga... - cicho jęknął w dalszym ciągu nie otwierając oczu, a jedynie otaczając mnie swoim ramieniem. - Jak już tu spałaś, to śpij dalej...
-Już śpię, Jacky - cicho zaśmiałam się wypuszczając jednocześnie ciepłe powietrze wprost na jego szyję.
Poczułam tylko jak ciaśniej mnie ściska i całuje gdzieś w czoło. Niewiele myślałam o dwuznaczności tych gestów. Przymknęłam powieki i mimowolnie wciągając zapach jego koszulki poczułam jak na nowo odpływam. Nie zważałam na to, że Theo będzie podwójnie wściekły jak wrócę do domu. Już nie tylko za to, że wyszłam do Wilshere'a, ale też za to, że nie wróciłam na noc. Przez chwilę nie liczyły się żadne reguły jakimi się kierowałam w życiu, liczyły się tylko te ramiona, które sprawiały teraz, że coraz bardziej przylegałam do jego ciała i które zapewniały mi jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa. Zupełnie inne poczucie niż te, którego doświadczałam od Theo. Wyprężyłam się dumnie niczym kotka, czując opuszki palców lekko zachodzące pod moją koszulkę. Ale przecież wtedy nie zastanawiałam się nad żadnymi skutkami wspólnego spania. Do czasu.... Dzwonek do drzwi przerwał nam wspólną drzemkę. Tym razem to jednak Jack skierował się do drzwi. Oboje nauczeni tym, że drzwi  powinien otwierać właściciel mieszkania unikaliśmy tym razem dziwnych spotkań w progu. Dlatego teraz wyciągnęłam się jeszcze mocniej na łóżku czując się jakby każdy kawałek mojego ciała miał odpaść. Starałam się nie wyłapywać nic z rozmowy Jacka, dlatego kiedy drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem ze strachu  podskoczyłam na łóżku i z pretensjonalnym spojrzeniem odwróciłam się w ich stronę.
-Theo?! - momentalnie podniosłam się zapominając o bólu jaki mi doskwierał, przypomniała mi o nim dopiero po chwili moja głowa, sprawiając, że w efekcie się skrzywiłam. - Co Ty tu robisz?
-Co Ty tu robisz?! - warknął na mnie mierząc mnie wzorkiem, a następnie odwracając się i wychodząc.
Spojrzałam na Jacka wzrokiem błagającym o pomoc, ale przecież teraz nie mógł mi w żaden magiczny sposób dopomóc.  Właśnie dlatego jak błyskawica podniosłam się z łóżka i pobiegłam do salonu, w którym usadowił się Theo.
-Jak Ty wyglądasz? - burknął nie spoglądając nawet na mnie.
-Porozmawiamy? - westchnęłam zajmując wolne miejsce obok niego.
-Najpierw się przebierzesz, a później pojedziemy do domu. - warknął dopiero teraz spoglądając na mnie.  - A tam sobie porozmawiamy.
-Theo - jęknęłam wywracając oczami starając się pohamować zmianę  tonu głosu jaka cisnęła mi się na usta.  - Przestań być taki protekcjonalny... Przyjechałam do kolegi, wypiliśmy za dużo i Jack nie mógł mnie już odwieźć...
-Są taksówki - przerwał mi odwracając ode mnie wzrok. - Ja też mam samochód i prawo jazdy.
-Pokłóciliśmy się - założyłam ręce na biodra.
-Przebierz się... - przerwał mi chowając swoją twarz w dłoniach, które uprzednio wsparł o swoje kolana.
-Nie rozkazuj jej - poczułam jak Jack obejmuje mnie, kiedy kierowałam się do sypialni po moje ubrania.
Zdębiałam. Poczułam jeszcze tylko jak chłopak obraca mnie tyłem do siebie, tak że moim oczom ukazał się równie zdziwiony Theo stojący naprzeciw mnie. Mimo, że Jack chciał dobrze to wyszło...  No właśnie nieciekawie.

Od autorki: Jeśli są błędy to bardzo za nie przepraszam i obiecuję je poprawić. Zaległości u Was nadrobię dziś i jutro, więc nie martwcie się, że nie ma u Was komentarza ode mnie. Świąteczne zamieszanie pochłonęło po części nawet mnie. 
Jeśli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam tutaj.
 Zostawiam Was teraz z Jackiem, Archiem i nowym rozdziałem.



16 komentarzy:

  1. Nie znalazłam nigdzie zakładki przeznaczonej do informowania, więc mam nadzieję, że wybaczysz mi, że robię to bezpośrednio pod rozdziałem :)

    Tak, jak prosiłaś, po prawie trzymiesięcznej nieobecności zapraszam w końcu na nowość na http://smak-tygodnia.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To się ciekawie zrobiło. Wcale się nie dziwię Theo, że się wkurzył. Sytuacja była dwuznaczna, jeszcze Jack wyparował z tym tekstem i gestem.. Jestem ciekawa co będzie dalej :) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, boże, boże. Walić to, że Inga czasami trochę się gubi i naprawdę nie wie czego tak naprawdę chce. Scena z Jackiem i winem była wystarczająco seksowna, by zasłonić jej niezdecydowanie. Tak bardzo uwielbiam charakter twojego Wilshera i Wilshera ogólnie. Zazdrość Theo czasami bywa niezdrowa, jednak w mieszkaniu kolegi w pełni to rozumiem. Cóż, czekam jak zwykle z niecierpliwością na coś nowego :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaaa *_* Inga powinna być z Jackiem, a nie z Theo! Chociaż Theo to taki cudowny chłopak ♥ to i tak powinna być z Jackiem :D Zobaczymy w następnym rozdziale ;>
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowe rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie już to kiedyś napisałam, ale wolę Theo od Jack'a. I właśnie z tego powodu nie mogę ścierpieć, że Theo stał się taki..inny. Jakby uważał Ingę za swoją własność. To jest straszne.. Kurczę. Ale skoro z Jack'iem Inga będzie szczęśliwa, niech się dzieje wola autorki :D
    Muzyka cudowna. Z resztą nie pierwszy raz jest idealnie dostosowana. Chciałabym tak umieć dobierać ścieżkę dźwiękową :)
    Jestem ciekawa, ile odcinków jeszcze będzie. No i nie mogę doczekać się kolejnego. Ciekawi mnie, co zrobi zezłoszczony Theo ^^
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. i właśnie dla takich momentów się żyje *.*
    Jacky i Inga są razem tacy słodcy c: miło się czyta o prawdziwej przyjaźni, która równa się pojęciu ~ szczerej miłości :3
    bo właśnie tego typu relacja istnieje pomiędzy dwójką głównych bohaterów *-* nie mam słów które mogłyby opisać ogólny poziom zasłodzenia jaki odczuwa obecnie mój organizm c:

    ale szkoda mi małego Theo :c oj szkodaszkoda :c
    btw, gratuluję kolejnego rozdziału i oczywiście ~ czekam na kolejny c:

    OdpowiedzUsuń
  7. No to się porobiło! ;o Nie dziwię się bohaterce, nie potrafiłabym funkcjonować normalnie, gdyby ktoś traktował mnie jak swoją własność. To okropne..
    Jack jest uroczy, ale to już wiesz. To, że jestem za Jackiem od początku, cóż...również wiesz :D
    Muzyka idealna, no i ta scena z "Nie rozkazuj jej!" <3
    Dobra, sama zabieram się do pracy, no i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapraszam na http://let-me-be-your-heroo.blogspot.com/ ;)

      Usuń
  8. KUŹWA!!!! Ranisz mnie! Normalnie mnie ranisz! Kocham Jacka ale pragnę aby Inga była z Theo. A to zakończenie sugeruje, że Theo może źle (jeśli można to tak nazwać) odczytać intencje Jackiego i zrobi się z tego niezła chryja. Inga pokłóci się na dobre z Theo a ja tego nie chcę. Chłopak i tak pewnie układa sobie już w głowie różne scenariusze jak to jego ukochana zdradza go z najlepszym przyjacielem. UGH! Nie chcę tego!!!!!!

    Rozdział BOSKI! Czekam na kolejny! (pisz szybko bo nie mam chęci długo czekać)

    Pozdrawiam N.


    Zapraszam na moje opowiadania:

    Another Life Another Story: http://another-life-another-story.blogspot.com/

    Because I love you...: http://because-i-love-you-blogstory.blogspot.com/

    Football One Shots: http://football-oneshots.blogspot.com/
    (link dodany automatycznie)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciągle trzymam stronę Theo :P Nie stawiasz go teraz w najlepszym świetle, no ale cóż... O ile poprzednio się czepiał, tak teraz ma powody, żeby się wkurzać. Chyba każdy facet by się był niezadowolony gdyby jego dziewczyna została na noc u jego najlepszego kumpla. Tak trochę nie fair ze strony Ingi, przynajmniej dla mnie. A poza tym to cudowny rozdział napisałaś! Jeden z lepszych tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
  10. ło matko! Tym pójściem do Jacka to przesadziła :P tylko pogmatwała sprawy xd
    kurczę... Theo jest zazdrosny noooo, nie dziwię mu się!
    Czekam na NN : *

    OdpowiedzUsuń
  11. Po raz pierwszy mama szczerą ochotę złapać Ingę i porządnie nią potrząsnąć, ale tak, żeby jej zęby zadzwoniły. Po kiego licha lazła do Jacka, skoro wiedziała, że taka wyprawa może się tak skończyć...No dobra, może nie musiała AŻ TAK, ale mimo wszystko teraz Inga będzie się naprawdę gęsto tłumaczyć. A Jacky też nie jest mnichem, jeśli młoda, ładna dziewczyna przychodzi do niego z alkoholem i w stanie upojenia wręcz wprasza mu się do łóżka. Tylko patrzeć, jak więzy przyjaźni z Theo mogą zostać poważnie rozluźnione i Jack po prostu wykorzysta to, co samo wpadło mu w ręce...
    Cieszę się, że dodałaś nowość, bo przez ten świąteczny czas mało która blogerka publikowała nowe notki. Poprawiłaś mi humor, okrutnie zważony katarem i bólem gardła...

    OdpowiedzUsuń
  12. ten rozdział należy do jednych z moich ulubionych na tym blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo, bardzo fajny rozdział.
    Mi tam bardziej pasuje do niej Jack niż Theo :)
    Nawet nie wiem dlaczego. Wcale się nie zdziwię jeśli wybierze Jacka.
    Zapraszam na nowość warto-miec-nadzieje.blogspot.com/
    *POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  14. Co ta kobieta wyprawia?!
    Jest z Theo, a ucieka 'na lampkę wina do najlepszego kolegi', przez którego ciągle kłóci się ze swoim chłopakiem. Ja na jej miejscu walczyłabym o zaufanie do Walcotta, walczyłabym o ten związek, chyba że ona już się poddaje.
    Zapraszam na http://www.bloem-van-de-liefde.blogspot.com/
    Pozdrawiam i czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. serdecznie zapraszam na nowostkę na Normalu :3
    .::NORMALITY::.

    OdpowiedzUsuń