sobota, 20 października 2012

7. Włamywacze



Po zremisowanym meczu z City w całej drużynie z północnego Londynu panowały dobre nastroje. Przekładały się one już nie tylko na relacje między zawodnikami, ale też i na relacje między mną, Theo, Jackiem, Alexem, Kariną i paroma innymi głównie angielskimi odkryciami Arsenalu. Niewątpliwie chłopcy tworzyli swój własny krajowy team, w którego towarzystwie dzięki Theo i my się obracałyśmy. Karina, wciąż zwlekała z przekazaniem radosnej wiadomości Torresowi rozważając wszelkie za i przeciw. W takich momentach mogła liczyć nie tylko na mnie, ale też i na Jacka, któremu się zwierzyła. To było dość niesamowite, że ten niepozorny Anglik z dołeczkami w policzkach wzbudzał w nas, aż takie zaufanie. Sekretem powoli przestawał być też fakt, że ja i Theo zostaliśmy oficjalnie parą. Zabierając mnie na kolację do restauracji czy na spacer do parku w słoneczne popołudnie starał się mnie pokazywać paparazzim, którzy ostatnio nagminnie interesowali się jego wygasającym kontraktem. W brukowcach i portalach plotkarskich obok tych wiadomości o tym, że chce grać w ataku lub że nie zależy mu na pieniądzach pojawiały się te, gdzie pokazywano go z nową dziewczyną. Byłam szczęśliwa, że mogę być częścią jego życia, że chce się ze mną nim dzielić już nie tylko w zamkniętych czterech ścianach. 

Był dość późny wieczór poprzedzający dzień, w którym Arsenal miał zmierzyć się na swoim stadionie z Coventry City. Siedziałam wygodnie przeskakując po kanałach. Karina spała już jakiś czas, ostatnio zrobiła się markotna i śpiąca. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który bez wahania przyłożyłam do ucha. Byłam święcie przekonana, że to Theo, więc bez spoglądania na ekran nacisnęłam zielona słuchawkę. 
-Cześć - rzuciłam promiennie czekając na jego reakcję.
-Hej - po drugiej stronie usłyszałam jednak Jacka. - Inga mam pilną sprawę.
-Do mnie? - zaśmiałam się opierając  wygodnie głowę o kanapę. 
-Mogę porwać Cię na chwilę za 5 minut - rzucił dość pospiesznie.
-Czy Ty wiesz, która jest godzina, Jack? Jak nie to Ci powiem. Jest 24.00 - spojrzałam na zegarek z rezygnacją. - Zanim dojedziesz będzie w pół do pierwszej.
-Mówię, że będę za 5 minut - zaśmiał się. - Zobaczysz jak mi zależy to umiem zdziałać cuda.
-Czekaj, mówiłeś porwać? - zwątpiłam przez chwilę.
-Tak, tak. - zaśmiał się. - Nałóż coś ciepłego i... Otwórz mi drzwi.
-Co?! - zaśmiałam się niemal dławiąc się wodą, którą właśnie popijałam, 
-No otwórz drzwi - niepewnie podeszłam do wskazanego przez niego miejsca.
Pociągnęłam za klamkę a moim oczom ukazał się Wilshere machający telefonem, który następnie wylądował w jego kieszeni. Poczułam się jak w jakimś amerykańskim filmie, kiedy to chłopak prosi dziewczynę swoich marzeń o spotkanie, a kiedy ta się już zgadza ten zwyczajnie staje pod jej drzwiami  Widząc jednak minę Kanoniera wybuchłam niekontrolowanym śmiechem wpuszczając go do środka.
-Bardzo śmieszne - burknął opierając się o ścianę. - Gotowa?
-Idę po bluzę - przerwałam na chwilę śmiech kierując się w stronę pokoju. - A po co mnie porywasz?
-Zostawiłem portfel w szatni. - westchnął robiąc podejrzanie długą przerwę. - Musimy się włamać na The Emirates.
 Zdążyłam do niego wrócić i stanęłam jak wryta. Patrzyłam na niego robiąc duże oczy, by za chwilę wybuchnąć kolejnym śmiechem.
-Żartujesz sobie ze mnie, prawda? - zaśmiałam się.
-Nie - pokręcił głową. - Stadion jest zamknięty, nie mogę się ruszyć bez niego. Znam sposób na wejście, strażnik nawet się nie skuma.
Stałam patrząc na niego jak na ostatniego wariata. Stał przede mną piłkarz słynnego The Gunners, który chciał włamać się na własny stadion po.... swój portfel? Czy nie wydaje się to Wam absurdalne? Jednak nim zdołałam zaprzeczyć on ciągnął mnie już za rękę po hotelowym korytarzu. Dopiero siedząc z nim w samochodzie zdałam sobie sprawę z tego, że właściwie może być całkiem zabawnie. 




Wybiegłam trzymając się kurczowo ręki chłopaka. Stanęłam opierając się rękoma o własne kolana. Na przemian albo się śmiałam albo łapałam powietrze do płuc. Patrzył na mnie lekko podenerwowany. 
-No chodź! - pociągnął mnie za rękę do samochodu, dopiero w nim dał mi odetchnąć.
-Mówił Ci już ktoś, że jesteś stuknięty? - odetchnęłam opierając głowę wygodnie o zagłówek i zamykając oczy. 
-Tak - zaśmiał się odpalając silnik i przypominając mi o pasach. - Właśnie Ty mi o tym przypomniałaś.
-Prawie nas złapał - zaśmiałam się zapinając pas i spoglądając na niego. 
-E tam - rzucił dość obojętnie. - Daliśmy radę.
-Tylko prawie wyplułam płuca - jęknęłam milknąc na dłuższą chwilę. - Rany! Włamałam się do świątyni futbolu!
Chłopak spojrzał na mnie uśmiechając się i ukazując moim oczom swoje dołeczki. Po chwili ponownie odwrócił wzrok w stronę drogi kręcąc lekko głową. Mógł sobie myśleć, że teraz wariowałam, ale... Przecież tak było. Popełniłam grzech numer 1 na mojej liście - włamanie na The Emirates, a teraz dodatkowo wylądowałam w niebie siedząc z przyszłością angielskiej piłki w samochodzie. 
-Zawieźć Cię do domu czy do Theo? - rzucił krótko włączając muzykę w samochodzie.
-Theo jest u rodziców - rzuciłam patrząc na niego. - Wieź mnie do domu.
Zaśmiał się ponownie. Na pewno zastanawiał się jak wielką idiotkę ciągnął ze sobą po swój portfel. Pod hotelem zaprosiłam go jeszcze na górę, o dziwo skorzystał z mojej propozycji. Śmialiśmy się jeszcze do późna z tego co zrobiliśmy w północnym Londynie. Koło 2 nad ranem poszłam spać do siebie udostępniając chłopakowi kanapę. Ten wieczór był jednak stu procentowo udany.


Rano nie obudziły mnie promienie słońca, nie był to deszcz dudniący o parapet, a jedynie krzyk i nawoływanie. Już jakieś 5 minut Jack Wilshere nawoływał mnie z salonu. Powolnie i ospale zwlekłam się z łóżka i nie zastanawiając nawet nad tym jak wyglądam ruszyłam w jego kierunku.
-Już Cię aresztowali? - rzuciłam ziewając i siadając na kanapie obok niego.
-Patrz w telewizor - zaśmiał się.
Podniosłam wzrok, by następnie zawiesić go na szklanym ekranie. Momentalnie rozbudziłam się i osłupiałam.  W wiadomościach widniał napis głoszący, że tej nocy na The Emirates było włamanie. Siedziałam z wytrzeszczonymi oczami, by za chwilę wybuchnąć śmiechem.
-Jack ... - zebrałam się na wypowiedzenie paru słów. - Nikomu ani słowa.
Po chwili oboje już zwijaliśmy się na kanapie ze śmiechu. Żadne z nas nie wyobrażało sobie, że rano ujrzymy informację o tym czynie. Czynie, którego my dokonaliśmy.
-Jadę - rzucił uspokajając się. - Przed treningiem muszę skoczyć do siebie.
-Nie jesteś głodny? - uśmiechnęłam się wstając z kanapy.
-Zaraz pewnie przyjedzie Theo - rzucił nerwowo patrząc na zegarek. - Jeszcze z zazdrości mnie pobiję. Będę musiał obejść się smakiem.
-Przestań - zaśmiałam się. -Siadaj, nie gadaj.
-Tak, tak... A później na trening nie dotrę - zaśmiał się uważnie mi się przyglądając, co nie uszło mojej uwadze.
-Theo jest twoim przyjacielem, to po pierwsze - założyłam dłonie na boki i odwróciłam się do niego przodem. - Ty jesteś moim przyjacielem, to dwa. Trzy: wczoraj mogłeś ze mną wylądować w jednej celi. I nareszcie cztery: zadzwonię do niego, żeby zajechał po twoje rzeczy.
-Nie chce mu robić problemów - westchnął. - Zresztą muszę jeszcze coś załatwić. Serio będę się zbierał. Pa.
Po tych słowach poczułam jego usta na moim policzku, a następnie odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia. Nie miałam pojęcia, co się stało. Skąd ten dystans, skąd ta szybka ucieczka. Przez chwilę nawet zwątpiłam czy to nie Theo coś do niego powiedział. Postanowiłam jednak się tym nie przejmować i zająć się przygotowaniem sobie czegoś do jedzenia.


-Słyszałaś? - Theo bez pukania wpadł do naszego apartamentu przywołując tym samym spojrzenia moje i Kariny. - Ktoś włamał się na nasz stadion.
Poczułam, że muszę stłumić w sobie teraz śmiech i uśmiech, który cisnął się na moją twarz. Podniosłam się z kanapy i skierowałam w stronę chłopaka.
-Jak to? - przytuliłam się do niego. - Ale chyba nic nie wynieśli, co?
-Nie wiem - spojrzał mi w oczy, a ja bałam się, że za chwilę wyczyta z nich, że to ja maczałam w tym swoje palce. - Trening mam za godzinę. Wpadłem zobaczyć co u Ciebie.
-Wszystko okej - uśmiechnęłam się. - Nie denerwuj się tak. Pojedziesz na trening i się wszystkiego dowiesz.
Moje dłonie spoczęły teraz na kołnierzu jego skórzanej kurtki, a oczy zatonęły w jego ciemnych tęczówkach. Przejmował się dobrem swojego klubu, zdecydowanie go kochał. Z dnia na dzień zarażał mnie co raz większą miłością do niego. Jak na piłkarza, który kibicuje jednemu z przeciwnych klubów zdecydowanie mocnym i silnym uczuciem darzył Arsenal. Wspięłam się lekko na palce, by złożyć przelotny pocałunek na jego pełnych ustach. Odsunęłam się powoli, wciąż czując jego dłonie spoczywające na mojej talii. Zdałam sobie sprawę z tego, że Karina obserwuje nas ciągle z lekkim uśmiechem na twarzy. Brytyjczyk natomiast podejrzliwym wzrokiem omiótł tą część apartamentu, która była w zasięgu jego wzroku.
-Chodź - zaśmiałam się łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę kanapy, ten jednak sprytnie pociągnął mnie w drugą stronę prowadząc do mojej sypialni.



Mecz z Coventry City podziwiałam z trybun w towarzystwie Jacka, Wojtka, Kierana, Carla i kilku chłopaków z pierwszego składu.  Emocje, które nam towarzyszyły były nie do opisania. Cała afera z włamaniem na stadion ucichła podczas celebracji goli. Mecz minął mi na prawdę szybko, nim się obejrzałam, a stałam w objęciach Theo pod stadionem. Było po wszystkim, po pomeczowej rozmowie z trenerem, po wywiadach, po konferencji prasowej. Jedna rzecz ciągle nam wszystkim towarzyszyła: uśmiechy i radość wyniesiona z boiska. Widziałam ją też w jego oczach, w każdym geście, który wykonywał teraz względem mnie czy też reszty angielskiej grupy Kanonierów. Przyglądaliśmy się teraz poczynaniom Wilshera i Chamberlaina nie tłumiąc w sobie śmiechu. Poczułam usta chłopaka na skroni, a następnie przyciągnął mnie zdecydowanym ruchem jeszcze bliżej siebie.
-Musimy mu kogoś znaleźć - skinął głową w stronę Jacka. - No wiesz, jakąś dziewczynę.
-Taa... - westchnęłam spoglądając na właściciela chyba najoryginalniejszych oczu na wyspach, by za chwilę przenieść swoje spojrzenie na mojego chłopaka. - Czekaj... Nie skarżył się na to, że nikogo nie ma.
-Nie skarżył się, ale jakby sobie kogoś znalazł na pewno nie byłby zły - rzucił ze spokojem i pewnością, co do własnej opinii.
-Pokłóciliście się o coś? - zmarszczyłam brwi uważnie go słuchając.
- Nie - westchnął ciągnąc mnie teraz za rękę w stronę Kierana i jego dziewczyny.
-Przecież zauważyłam - bąknęłam szeptem mijając wygłupiających się piłkarzy. - Jack tez był dzisiaj jakiś dziwny. Chyba, że...
-Hm? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem wywołując uśmiech na mojej twarzy.
-O rany! - zaczęłam nazbyt głośno przywołując spojrzenia piłkarzy. - Ty jesteś zazdrosny!
-Przestań - warknął na mnie szeptem przyciągając bliżej siebie. - Nie jestem.
-Jesteś - zaśmiałam się wieszając mu ręce na szyi i całując namiętnie. - Ale nie masz powodów, głuptasie. 

20 komentarzy:

  1. Awww, oni są tacy uroczy :)
    Hahaha, to z włamaniem genialne xD Ciekawe czy Jack komuś się przyznał, że to jego sprawka. Swoją drogą co on nosi w tym portfelu, że nawet na noc nie może się z nim rozstać? xD

    OdpowiedzUsuń
  2. hahaha, włamanie na The Emirates! nie no, padłam!
    Theo jest zazdrosny, sialalala :DD
    czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi komputer świruje! ;O
    Akcja z włamaniem genialna, Theo zazdrosny, oj oby miał o co :D, no i co tam jeszcze? Wiesz już, że rozdział jest świetny :)
    Czekam, aj czekam na Jacka :D

    No i życzę weny, no i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się marzy takie siedzenie sobie na murawie Camp Nou w nocy, przy pustym satdionie. aaah :))
    Włamaniem też bym jednak nie pogardziła, zawsze coś nowego! :)

    Wydaje mi się, że słodka zazdrość Theo znajdzie uzasadnienie w następnych notkach.
    + czekam na mojego filmowego bohatera, który pytając czy się w nim umówię też będzie już stał za moimi drzwiami :PP
    zapraszam na nowość, jeśli masz ochotę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. 19 www.somewhere-in-barcelona.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Włamanie na The Emirates to jedno z moich marzeń :D hahahahahaa xdd
    Ale teraz tak całkiem poważnie, to strasznie mi się podoba ten rozdział...
    Taki uroczy... ;)
    Taki romantyczny... ;)
    Jednym słowem och i ach... ;)
    Pozdrawiam i życzę weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I teraz utwierdziłam się w przekonaniu, że Inga powinna być z jackiem :) Oni są wprost stworzeni dla siebie! To jak się włamywali, jak zwiewali, jak potem się z tego śmiali... są przyjaciółmi i nic nie stoi na przeszkodzie by byli razem. No może ktoś, ale to inna historia ;) ps: wszystko już nadrobiłam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakie słodkie to włamanie ; )
    No tak samo słodkie jak Inga i Theo, i chcę, żeby byli razem cały czas. Jack'a widzę bardziej w roli przyjaciela. No i czekam na rozwinięcie na linii Karina-Fernando. :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział, a włamasie po prostu super:D czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie:http://daughters-of-gloom.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Powiem Ci, śmiem twierdzić (a raczej mam taką cichą nadzieję), że obalę również kilka teorii innych czytelniczek i może nawet uda mi się Was niedługo zaskoczyć. :) Trochę męczy mnie to rozwijanie sytuacji krok po kroku, jednak nie chcę z skakać po miesiąc czy dwa do przodu, podsumowując je jednym zdaniem. Trochę biję się z myślami jak to załatwić.

    Ja widząc wynik 3:0 chciałam wyłączyć mecz. Mimo że oczywiście cieszyłam się z prowadzenia Blaugrany, to muszę przyznać że nie lubię meczy w których drużyna niemal od razu wygrywa całe spotkanie (chociaż przyznam, że 18 miejsce LaCoruna o czymś świadczy no i tylko szaleniec myślałby przed meczem, że mogą tak łatwo z nami wygrać). Przypomniałam sobie jednak ostatni mecz Dojczlandu i oglądałam dalej.. a tu taka niespodzianka! :) Tylko ten samobój Alby...


    Nie oglądałam Arsenalu ale po wyniku końcowym widzę, że nie ma aż takiego dramatu, 1:0 to 1:0, ale lepsze to niż 3:0 na przykład. Chociaż przez fakt, że Norwich jest kawałek za Arsenalem w tabeli raczej kazałby mi myśleć, że Kanonierzy wygrają.. ;)) widzę tu trochę podobieństwa do 'mojego' dzisiejszego meczu, bo LaCoruna 'trochę' mnie zaskoczyło mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha, widzę, że niezła akcja z włamaniem! Z chęcią zrobiłabym to samo podczas mojej majowej wycieczki do Londynu :) Coś mi się wydaje, że między Jackiem, a bohaterką jednak do czegoś dojdzie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Włamanie? I to na The Emirates? No tego to jeszcze nie było chyba w żadnym opku:D Nat wprowadza nowe trendy hehe.
    Co do Jacka, to ma ewidentnego pecha. Wszystko wskazuje, że dziewczyna, która zaczyna mu się podobać, chodzi z jego kumplem, a wiadomo, że panowie mają swój własny kodeks postępowania w takich sprawach. Pytanie tylko, czy Jack się po prostu odsunie w cień, czy będzie próbował walczyć...
    A Inga niech też się tak nie tajniaczy, coś czuję, że obecność Jacka za jej drzwiami o godzinie 24-tej nie sprawiła jej zbytnio przykrości:DDD
    Sorki, że komentuję dopiero dziś, ale przed chwilą wróciłam do domu. Też mam wizję na moich blogach, ale czas, CZASU NIE MAM!!! Dziś wróciłam z Krakowa, jutro może będę mieć chwilę, to coś naskrobię.
    Zielona mi powiedziała, że uratowałaś mi skórę, więc po stokroć dzięki. Masz u mnie za to colę, kawkę, co tylko będziesz chciała:D Jeszcze raz dzięki:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak jak zamierzałam ruszam z nowym opowiadaniem, więc zapraszam na razie na prolog gdzie-jestes.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Haha, spokojnie. Wojtka sobie odpuszczę, bo przecież nie będę każdego opowiadania pisać o nim. Arshavina z pewnością też nie musisz się obawiać :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahaha Tottenham... umarłam xD Oczywiście Arsenal. Jego darzę największą miłością. A z gorzkim-smakiem zapoznam się wieczorem!

    OdpowiedzUsuń
  16. 35: www.nocny-pociag.blogspot.com :))

    OdpowiedzUsuń
  17. U mnie nowość na athletic-corazon, zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Wiem, że nie przepadasz ze Llorente, ale żeby nie było, że nie informuję:D
    Trzecia część na floris-i-ja.blogspot.com:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Opublikowałam rozdział na gdzie jestes.blogspot.com
    Może będziesz zainteresowana :)

    OdpowiedzUsuń
  20. z Jackiem to i na Wembley bym sie mogła włamać ;D Ale to słodkie, że ją wyciągnął w środku nocy po coś po co spokojnie mógł pojechać rano. Może poprostu chciał z nią spędzić troche czasu, bez towarzystwa Theo i pokazać się z nieco innej, szalonej strony ;>
    Obaj z Walcottem sa tak przeuroczy, że już sama nie wiem komu kibicuje.... ;c

    OdpowiedzUsuń