sobota, 15 września 2012

1. W blasku Twojego uśmiechu


Przylot do stolicy Anglii był czymś niesamowitym. Jednym z pierwszych miejsc jakie odwiedziłyśmy razem z aparatem Kariny była znana wszystkim dzielnica China Town. Brunetka uparła się, że musi porobić zdjęcia w tej części miasta celem uwiecznienia kultury, która od zawsze ją pasjonowała. Czerwone lampiony pozawieszane nad chodnikiem i kolorowe sklepowe witryny z napisami zarówno po angielsku jak i po chińsku. To miejsce miało jakąś magię, która udzielała się nawet mi.  Odruchowo postanowiłyśmy, że to właśnie tu zjemy nasz pierwszy obiad w Londynie. Bez wahania zdecydowałyśmy się na jakąś niewielką knajpkę sushi znajdującą się na głównej ulicy. Uśmiechy nie schodziły ani z mojej twarzy, ani z twarzy panienki Preiss. Byłyśmy tu świętować zdanie matury, dostanie na wymarzone studia, ale przede wszystkim skończenie liceum.


-Jutro jest mecz - rzuciłam chowając gazetę do torebki podziwiając monumentalizm Trafalgar Square.
Karina robiła właśnie chyba tysięczne zdjęcie jednego z pomników stojących na murowanej posadzce. Posłała mi krótkie spojrzenie przepełnione z jednej strony politowaniem, z drugiej zaś obojętnością w stosunku do wypowiadanej przeze mnie nowiny.
-Ej ja byłam z Tobą w tej chińskiej dzielnicy - prychnęłam jednocześnie szczerząc się.
-Wiem i doceniam to - westchnęła robiąc teraz jakieś zdjęcie mi i fontannie stojącej za mną. - Ale nie zaciągniesz mnie na żadne Old Emirates czy jak to się nazywa.
-The Emirates albo Emirates Stadium, jak kto woli - zaśmiałam się robiąc przerwę i sprzedając mój uśmiech numer pięć specjalnie dla mojej niedoszłej pani fotograf. - Old Trafford, ale tam moja noga na pewno nie postanie. Nie daj się prosić, jeden mecz.
Brunetka głośno westchnęła opadając na marmurową obudowę fontanny. Nie chciała tam iść, wiedziałam od samego początku. Jednak dla mnie grzechem było mieć możliwość i nie pójść na mecz legendarnych Kanonierów. To jak być w Barcelonie i szerokim łukiem omijać Camp Nou, w Madrycie nie zajść na Santiago Bernabeu, a w Monachium nie stanąć nawet pod Allianz Areną. The Emirates było dla mnie jak świątynia skrywająca setki emocji i sekretów angielskiej ligi.
-Niech będzie - jęknęła powodując, że z ekscytacji aż podskoczyłam podbiegłam do niej i pocałowałam ją w policzek w geście wdzięczności. - A teraz zbieraj tyłek idziemy nad Tamizę porobić zdjęcia.


Cały następny dzień przesiedziałam jak na szpilkach. Był początek września, więc zimny wiatr i opady deszczu były raczej w Londynie stałym bywalcem. Tego wieczora nie mogło być inaczej. O tyle, o ile ustąpił wiatr to deszczyk dawał znać o sobie w postaci niewielkiej mżawki przyjemnie orzeźwiającej tłumy zgromadzone na The Emirates. Siedząc w jednym z wygodniejszych miejsc w loży honorowej nie czułam się jak na zwykłym ligowym spotkaniu. Oczywiście bilety w tak drogim i doskonałym sektorze w ekspresowym tempie załatwił nam ceniony i przede wszystkim wysoko postawiony prawnik - ojciec Kariny. W pełni zafascynowana wielkością, widokiem i pojemnością stadionu podziwiałam moich własnych bohaterów biegających po murawie boiska tak dobrze znanego mi z telewizji. Na twarzy malował się uśmiech widząc idoli zarówno moich jak i mojego starszego brata. Pamiętam wieczory podczas, których wyciągał mnie do pubu lub odwiedzał w domu i razem oglądaliśmy mecze Arsenalu. To była zdecydowanie większa część mojego dzieciństwa. Kątem oka widziałam moją przyjaciółkę, której także powoli udzielały się emocje panujące w czerwono-białej twierdzy. I wtedy mój wzrok przykuł on... I nie chodziło tutaj o to,  że znałam go z telewizyjnego ekranu. Patrzył, jednak nie na boisko, nie telefon, który ściskał w dłoni... Poczułam jak moja twarz zaczyna płonąć rumieńcem automatycznie i dość szybko odwróciłam swój wzrok w stronę boiska, które właśnie opuszczał Chamberlain, a wchodził na nie Walcott. Musiałam oswoić się z myślą, że przyszłość angielskiego futbolu właśnie usilnie mi się przyglądała.


Opuszczenie stadionu po wygranym meczu z pewnością nie jest niczym prostym, zwłaszcza gdy tłum myśli tylko o godnym uczczeniu zwycięstwa Kanonierów i dopisania do swojego dorobku kolejnych trzech punktów.  Razem z Kariną przekonałyśmy się już drugiego dnia pobytu w tym wielkim mieście.
-Nie znasz żadnego skrótu? - rzuciła z wyrzutem rozglądając się dookoła.
-Oh, przepraszam - zaironizowałam. - To twój tata załatwiał bilety, mógł nam też załatwić dokładną mapę obiektu.
Spojrzała na mnie kręcąc głową i lekko się śmiejąc. Zawsze kiedy mówiłam coś co normalną osobę, by uraziło ona tylko się uśmiechała.  Do tej pory, przez długie lata naszej przyjaźni nie mogłam zrozumieć fenomenu tej brunetki. Co prawda ja też nie umiał się na nią gniewać,  jednak obracanie każdego słowa wypowiedzianego pod twoim adresem w żart? To było coś na prawdę rzadko spotykanego. Zwyczajnie miała do siebie nieprawdopodobnie duży dystans.
-Ostrzegam Cię - zaśmiała się. - Te bilety to ostatnia rzecz o jaką prosiłam rodziców. Wyjechałam od nich odpocząć. W końcu to możliwe!
Przepychałam się przez tłum usilnie naciskając dłońmi na jakichś osiłków w koszulkach Arsenalu, jednak oni ani myśleli iść dalej. Zatrzymywali się na środku i wdawali się w rozmowy przepełnione radością wraz z innymi kibicami klubu. Kiedy wypadłyśmy na świeże powietrze zaczerpnęłam głębokim haustem jego dużej ilości. Oparłam ręce na kolanach lekko się przy tym pochylając, po czym spojrzałam na Karinę.
-Czy w loży dla vipów nie powinno być wyjścia dla vipów?
Obie się zaśmiałyśmy jednak po chwili z tego śmiechu wyrwał nas polski głos zwracający się do nas.
-Jasne, że powinno być. Nawet jest - przemówił do nas sam Wojciech Szczęsny stojący zaledwie kilka kroków od nas. Przelotnie spojrzałam na przyjaciółkę, nawet ona poznawała gwiazdę polskiej reprezentacji. Odwróciłam ponownie wzrok w stronę bramkarza. Stał tam razem z nim... Gwiazdą Arsenalu, wielkim potencjałem, z Jackiem Wilsherem.
-Co takie dwie piękne Polki robią same w Londynie? Pod stadionem? - wyższy z nich kontynuował rozmowę, podczas gdy ja przyglądałam się jego koledze, podobnie jak i on mi.
-Zwiedzamy - usłyszałam głos Kariny, która właśnie wdawała się w rozmowę z chłopakiem. - Przyjaciółka nalegała na mecz, więc się zgodziłam.
Nie wsłuchiwałam się nawet w ich konwersację. Uważnie go obserwowałam, to jak przestępował z nogi na nogę, jak się uśmiechał, jak niesamowicie ciemne miał oczy. I to po części ten uśmiech mnie poraził do tego stopnia, że wydarzenia, które następnie się potoczyły na tak długo pozostały w mojej pamięci.
-Jasne - usłyszałam śmiech Preiss. - Z chęcią pójdziemy na obiad.
Tak mocno zaakcentowała ostatnie zdanie i posłała mi wymowne spojrzenie, że momentalnie się otrząsnęłam. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a moja głowa sama pokiwała twierdząco.
-Z przyjemnością... - dodałam obserwując teraz jego reakcję.


I ten twój uśmiech i spojrzenie towarzyszy mi do dziś, bo co by się nie działo wiem, że mogę na nich polegać. 

13 komentarzy:

  1. no no, sam Szczęsny się odezwał ^^
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi dzień pobytu w Londynie i już Wojtuś z Jackiem? Szczęściary :D Podejrzewam, że Karina dopiero za pewien czas się przekona o tym szczęściu :P Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się nie mogę doczekać tego obiadu! Jack i Wojtek? Będzie się działo :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę, szkoda, że takie sytuacje nie zdarzają się naprawdę. Nie ma to jak iść na mecz i zostać zauważonym przez piłkarza. :) Ciekawa jestem dalszej historii. :*


    [bataille.bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój ulubiony Bromanssssssss! Jack i Wojtek <33
    Ile ja bym dała, żeby odwiedzić The Emirates *__*
    Coś czuję, że to spotkanie będzie początkiem czegoś niezwykłego ;D Dodając te uśmieszki i spojrzenia Wilshere ;>
    Czekam na nexta! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kupiłaś mnie już bohaterami. Wojciech i Jack to najpiękniejsze osoby jakie tylko istnieją. Mam nadzieję, że w maju będzie mi dane odwiedzić The Emirates, a jeszcze ciekawiej by było jakby tak do mnie Wojtek zagadał, haha. Podoba mi się twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, a jak na razie zapraszam do mnie. I proszę, informuj mnie o nowościach! [metrydwa.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej:) trafiłam do ciebie przypadkiem z linków na jakimś blogu:) Muszę przyznać, że bardzo ciekawie się zaczyna i z przyjemnością będę śledzić dalszy rozwój wydarzeń:)
    W między czasie zapraszam też do mnie, również zaczynam opowiadanie i liczę na twoją opinię:)
    breakthrouugh.blog.onet.pl
    Ps. Oczywiście proszę o informację o nowej notce:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dziękuję za komentarz. No tak, tak impreza zapadnie im w pamięć. Twojego bloga zdążyłam już znaleźć i będę zaglądać tu często. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. W przełomie kwietnia/maja wybieram się najprawdopodobniej ze szkołą do Londynu na tydzień. Wątpię,aby zorganizowano nam wycieczkę na The Emirates, lecz mam zamiar zorganizować sobie ją na własną rękę, w czasie wolnym. :) Oczywiście najbardziej urzekł mnie tutaj Wojtek i Wilshere, jednak ci w zakładce też wydają się interesujący i zastanawiam się jak i połączysz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uuu Jack! :D I Wojtuś :) Miło, miło. Widać, że dziewczyna zaintrygowała Jacka, więc ciekawa jestem cóż to wyniknie z ich obiadu ;D Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział tu, no i na dwóch poprzednich blogach :D Weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. No jestem! Arsenal, Londyn, Anglia - no cudownie! <3 Coś czuje, że z tego obiadu może wyniknąć coś ciekawego więc z niecierpliwością czekam na kolejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. KOCHAM CIĘ za te opisy Londynu, Boże czuję jakbym znowu tam była, prosze nie oszczędzaj ich w następnych częściach! ;)I Jezus Maria wizja obejrzenia meczu Arsenalu z trybuny dla vipów z wpatrzonym w ciebie Wilsherem?! W takiej sytuacji moje życie byłoby kompletne *.* Wyraźnie Jack i Inga wyraźnie sa sobą zaintrygowani, pytanie co z tego wyniknie ;> No i nie oszczędzaj również bromancu Jack/Woj proooooosze.
    Swoją droga czytając to uświadomiłam sobie jak bardzo mi brakuje Jacka na boisku podczas meczy ;/ ALe już niedługo! ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. AHAHAHA ;d no tak, oni są do niezastąpienia ;D
    Ja jeszcze lubię bromance Kierana i Aarona. *_*
    Za Ramseyem to ja szaleję, że o mammooooo XD

    OdpowiedzUsuń