Obudziłam się następnego dnia z ogromną suszą w gardle i niemocą. Czułam jak promienie słoneczne drażnią moje powieki. Powolnie i niechętnie zwlekłam się z łóżka i ruszyłam po butelkę. W salonie zastałam Karinę z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-O proszę - zaśmiała się. - Kogo my tu mamy? Jak głowa?
-Boli trochę - westchnęłam mrużąc oczy i siadając na kanapie z butelką zimnej wody w ręku.
-Nie dziwię się tak wczoraj zabalowałaś - rzuciła podczas, gdy ja właśnie odczytywałam wiadomość od Jacka. - Kto napisał?
-Jack - westchnęłam odkładając telefon.
-Dziwne... - spojrzała uważnie na mnie. - Ja bym na jego miejscu po wczoraj odpuściła.
-Możesz mi rozjaśnić co masz na myśli? - spojrzałam na nią przygryzając wargi.
-Nie mam czasu, jestem umówiona. - rzuciła łapiąc za swoją torebkę. - Na razie. Będę po południu.
Kiedy wyszła sięgnęłam po telefon wcześniej odłożony na stolik. Odnalazłam numer Jacka i bez wahania go wykręciłam.
-Cześć - westchnęłam niepewnie.
-O widzę, że jednak dobrze się czujesz. - usłyszałam jego uradowany głos.
-Jack... Mógłbyś się ze mną spotkać? Chcę porozmawiać... - wciąż czułam niepewność spowodowaną tym co na odwalałam wczoraj.
-Jasne. Kawa na mieście? - rzucił.
-Wolałabym u mnie. Źle się czuję - skuliłam się na kanapie, jak gdyby to miało uratować mój honor.
-Jasne, będę za jakąś godzinę. - zaśmiał się.
Stwierdziłam, że dopóki Jack nie pojawi się w hotelu ogarnę się. Poszłam do pokoju obmyłam twarz wodą. Pomalowałam się i naciągnęłam na siebie krótkie szorty i bokserkę. Ledwo skończyłam, a usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam je otworzyć, a następnie wpuściłam chłopaka do środka.
-Napijesz się czegoś? - uśmiechnął się i kiwnął głową, więc wróciłam do stolika z kartonem soku i dwoma szklankami.
-O czym chciałaś porozmawiać? - spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami posyłając mi jeden za swoich uśmiechów.
-Jack... - zaczęłam niepewnie spoglądając na niego. - Mam mały problem, bo niewiele pamiętam z wczoraj... Karina była zdziwiona, że w ogóle chciałeś się do mnie odezwać. Nawet nie wiem czy Cię nie uraziłam. Pewnie powinnam Cię przeprosić...
Lawina słów wylała się z moich ust, po czym chwyciłam za szklankę i upiłam solidny łyk soku.
-Odkąd nie pamiętasz? - spojrzał na mnie z politowaniem.
-Od kiedy pierwszy raz poszłam na parkiet. - jęknęłam spoglądając mu w oczy. - Jack powiedz mi proszę co ja takiego zrobiłam...
-Dobra... Opowiem Ci, ale mi nie przerywaj - złapał ze mną kontakt wzrokowy, by za chwilę zbombardować mnie serią zdarzeń. - Poszłaś na ten parkiet. Sama. Zapewne wszystko byłoby spoko, gdyby Theo nie zauważył, że podbija do Ciebie ktoś z The Blues. Wkurzył się i poszedł na ten parkiet. Po dłuższej chwili przyprowadził Cię do stolika. Złapałaś za piwo, któregoś z chłopaków i wypiłaś je niemal duszkiem. Serio nieźle się wstawiłaś, chyba nawet gorzej niż Karina. Chciałaś zabrać Theo z powrotem na parkiet, ale odmówił mówiąc, że Tobie też dobrze zrobi to jak odpoczniesz chwilę. I nie ukrywam mogło to być dobrym posunięciem. Pech chciał, że ja też się nieco wstawiłem, dlatego jak postawiłaś się Walcottowi mówiąc, że idziesz ze mną zgodziłem się. Na parkiecie też trochę szalałaś. Ale zadziałało, Theo się wkurzył i przyszedł do Ciebie. Tylko, że zamiast dać sobie spokój i z nim zatańczyć, Ty postanowiłaś mu nawrzucać. W efekcie musiałem odciągnąć Cię od niego, bo daje słowo nie byłoby z tego nic dobrego. Wyciągnąłem adres od Kariny i wpakowałem Cię do taksówki. Jak wsiadałaś do taksówki pocałowałaś mnie. I w sumie tyle...
-Jezu, Jack przepraszam -schowałam twarz w dłoniach.
-Wybaczam - zaśmiał się kładąc mi swoją dłoń na moim ramieniu. - Zresztą wydaje mi się, że to nie mnie powinnaś przepraszać.
-Powinnam - zaczęłam podnosząc wzrok na Wilshere'a. - porozmawiać z Theo, prawda?
Kiwnął tylko głową uśmiechając się do mnie. Jack na moją prośbę pozostał ze mną na czas rozmowy telefonicznej z Theo. Pośpiesznie złapałam telefon i wykręciłam jego numer. Odebrał dopiero za trzecim razem.
-Theo - szepnęłam słysząc w słuchawce jego głos.
-Tak to ja - burknął z niechęcią, a ja przed oczami miałam te jego wiecznie roześmiane oczy. - Co chcesz?
-Chcę z Tobą porozmawiać - szepnęłam znowu cicho odwracając się tym razem tyłem do Jacka. - Theo chcę Cię przeprosić za wczoraj i chcę to zrobić osobiście.
-Świetnie - jego głos wydawał się być wciąż taki obojętny. - Za 2 godziny w kawiarni po stadionem.
-Theo, nie mógłbyś przyjechać do mnie? Nie za dobrze się czuję.
-Niech stracę. Będę za dwie godziny - zrobił mi właśnie łaskę, czułam to.
Jack posiedział ze mną jeszcze trochę czasu, po czym zebrał się do domu. Tego dnia okazał, że mogę na niego liczyć. Już wiedziałam do kogo mogę się zwrócić, co by się nie działo. Kiedy przyszedł Walcott przywitałam go oczywiście uściskiem. Dość niechętnie wszedł do salonu i zajął wolne miejsce na kanapie. Upiłam łyk soku, po czym usiadłam obok niego. Spojrzałam na niego i przemówiłam.
-Theo przepraszam za wczoraj... Za to, że na Ciebie naskoczyłam - westchnęłam podsuwając się bliżej niego i przytulając się. - Nie rób mi tego i odezwij się do mnie chociaż.
-Co mi po Twoich przeprosinach? - mruknął urażony spoglądając na mnie z góry.
-Theo, lubię Cię - spojrzałam mu w oczy i na chwilę zamarłam. Pierwszy raz nie cieszyły się jak miały to w zwyczaju, patrzył na mnie z taką powagą jak nigdy. - Przepraszam, naprawdę. Za dużo wypiłam wczoraj, wiem, że to nie jest usprawiedliwienie...
Po tych słowach wtuliłam się w jego tors wygodnie kładąc na nim swoją głowę. Poczułam jak wilgotnieją mi oczy. Dziwiłam się samej sobie, że tak szybko zdołałam się do niego przyzwyczaić. Zjednał sobie moją przychylność w ciągu zaledwie kilku dni. Nie chciałam go teraz stracić. I wtedy poczułam jak obejmuje mnie ramieniem, a jego dłoń zatrzymuje się, gdzieś na mojej talii. Drugą ręką odgarnął mi włosy, a chwilę po tym poczułam jego usta na mojej skroni.
-Wybaczam - szepnął tak cicho i bezsilnie, że nie wiedziałam czy to dobra reakcja.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie opierając swój nos na moim czole, a następnie całując mnie w nie. Przyjacielskie i ojcowskie pocałunki jednak, o dziwo mnie nie zadowalały. Wiedziałam jednak, że jeśli teraz zacznę go całować to wyjdę na jedną z tych słynnych napalonych fanek. Nie mogłam. Lubiłam go jako osobę, nie tylko jako piłkarza.
-Nie zostawiaj mnie już po prostu, okej? - szepnęłam pocierając nosem o jego pierś.
-Obiecuję - usłyszałam gdzieś nad moim uchem, po czym wolną rękę położyłam na jego brzuchu, tak, że teraz to i ja go obejmowałam.
-Polecisz ze mną do Montepellier? - dodał po chwili ciszy wprawiając mnie tym samym w osłupienie i sprawiając, że moje serce zabiło mocniej.
-Co? - ukradkiem na niego spojrzałam, on zrobił to samo. Doskonale wiedziałam, że Arsenal w Lidze Mistrzów musi po drodze pokonać mistrza Francji. Nie pamiętałam jedynie dat, a ta widocznie nieuchronnie się zbliżała.
-Gramy u nich za 2 dni - szepnął odgarniając z mojego czoła włosy. - Załatwię Ci bilety, przelot. Wszystko, tylko się zgódź.
- A Karina? - spojrzałam mu teraz w oczy. - Wiesz, że z nią tu przyleciałam. Jak bardzo by jej tu nie odbijało to po powrocie do Polski będę miała tylko ją. Czego by nie zrobiła jest moją przyjaciółką, a ja nie mogę jej tutaj zostawić.
-Karina może uśmiechnąć się do Wojtka - westchnął. - Ewentualnie pogadam z Oxem.
-Muszę z nią to przedyskutować. - westchnęłam zaczynając palcem rysować jakieś niezdefiniowane wzory na jego prawej piersi. - Chciałabym bardzo polecieć. Dam znać jak z nią to omówię.
Siedzieliśmy tak dość długo milcząc, a nasze relacje opierały się na tym, że albo ja trącałam go nosem, albo on całował mnie w skroń. Najważniejsze było to, że mogłam leżeć teraz wtulona w jego atletyczne ciało i czuć to, że jestem mu choć trochę potrzebna. Theo włączył jakiś film w telewizji, który zaczął w skupieniu oglądać. Podnosiłam się tylko, żeby się napić lub żeby zmienić nieco pozycję, kiedy widziałam, że odciskam się już na piłkarzu. Podniosłam głowę do góry opierając się teraz na łokciu, który nieumyślnie wbiłam w okolice jego przepony. Dostrzegłam grymas bólu, jednak impuls, który mną kierował miał mu to za chwilę wynagrodzić. Spojrzał na mnie przelotnie, po czym wrócił do oglądania telewizji. Podsunęłam swoją twarz bliżej jego... I wtedy wyczułam wibracje jego telefonu, wyciągnął go z kieszeni, a ja stchórzyłam. Zamiast pocałować go jak chciałam w usta, pocałowałam w policzek, a następnie delikatnie pogłaskałam po jego krótko ściętych włosach. Uśmiechnął ponownie przytulając mnie do siebie.
-Nie Wojtek nie mam pojęcia... - rzucił teraz do telefonu. - Może po prostu do niej zadzwoń. Wiesz gdzie jest Karina? - to pytanie było skierowane do mnie, pokręciłam tylko przecząco głową. - Nie wie. Zadzwoń do niej masz jej numer. Ty też mógłbyś się do niej odezwać. Ogarnij się chłopie. Nie mam czasu na tą rozmowę jestem zajęty. Tak jestem z Ingą. Cześć.
Podczas jego rozmowy wybadałam jeszcze czy jego serce podobnie jak moje przyspieszyło bicie, jednak nic nie wyczułam, mimo, że leżałam na jego lewej piersi. Było spokojne, wtedy zwątpiłam czy to czym ja go darzę ma sens.
-Przepraszam musiałem odebrać - westchnął podsuwając swoją twarz bliżej mojej, a następnie zostawiając ślad swoich ust na moim policzku.
Przysięgam, że leżąc w jego objęciach mogłabym zasnąć. Powoli nawet przysypiałam. Usypiał mnie tym głaskaniem mnie po głowie, ciepłym oddechem, falującą klatką piersiową, ciepłym dotykiem. Czułam jak moje oczy powoli zaczynają się co raz częściej zamykać. Tymczasem do domu wróciła Karina.
-Jestem - rzuciła od progu. - O Theo. Cześć.
-Hej - odwrócił się do niej i jej machnął. - Skontaktuj się z Wojtkiem, co?
Podeszła tak, że widziała nas teraz od przodu. Zajęła miejsce na skrawku stolika i uważnie przyglądała się to nam, to ekranowi telewizora.
-A wy co? - zaśmiała się po jakimś czasie.
-Oglądamy telewizję - wydałam z siebie zduszone w klatkę piersiową Brytyjczyka oświadczenie.
-Inga ty zaśniesz zaraz - zaśmiała się sprawiając, że Theo poruszył się tak, że musiałam nieco zmienić pozycję.
-Trzeba było powiedzieć - pogładził mnie znowu po skroni. - Poszedłbym do domu.
-Może nie chciałam - podniosłam się tak, żeby szepnąć mu to wprost do ucha.
-Nie ma gadania - podniósł się biorąc mnie na ręce i niosąc do mojej sypialni.
Położył mnie na łóżku i pocałował w czoło.
-Pójdę już - uśmiechnął się patrząc na mnie tymi brązowymi oczami, które jeszcze nie zdołały zapłonąć jak zawsze.
-Theo - szepnęłam łapiąc go za nadgarstek i jednocześnie robiąc mu miejsce na moim łóżku. - Zostań dzisiaj ze mną.
Zrezygnowany tylko westchnął, po czym położył się obok mnie. Objął mnie przyciągając do siebie i ponownie całując w policzek. Na mojej twarzy spłonął pojedynczy uśmiech, po czym wtulona w niego zasnęłam.
Dawał mi ukojenie, a Ty już wtedy wiedziałeś, czego potrzebowałam...
-Możesz mi rozjaśnić co masz na myśli? - spojrzałam na nią przygryzając wargi.
-Nie mam czasu, jestem umówiona. - rzuciła łapiąc za swoją torebkę. - Na razie. Będę po południu.
Kiedy wyszła sięgnęłam po telefon wcześniej odłożony na stolik. Odnalazłam numer Jacka i bez wahania go wykręciłam.
-Cześć - westchnęłam niepewnie.
-O widzę, że jednak dobrze się czujesz. - usłyszałam jego uradowany głos.
-Jack... Mógłbyś się ze mną spotkać? Chcę porozmawiać... - wciąż czułam niepewność spowodowaną tym co na odwalałam wczoraj.
-Jasne. Kawa na mieście? - rzucił.
-Wolałabym u mnie. Źle się czuję - skuliłam się na kanapie, jak gdyby to miało uratować mój honor.
-Jasne, będę za jakąś godzinę. - zaśmiał się.
Stwierdziłam, że dopóki Jack nie pojawi się w hotelu ogarnę się. Poszłam do pokoju obmyłam twarz wodą. Pomalowałam się i naciągnęłam na siebie krótkie szorty i bokserkę. Ledwo skończyłam, a usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam je otworzyć, a następnie wpuściłam chłopaka do środka.
-Napijesz się czegoś? - uśmiechnął się i kiwnął głową, więc wróciłam do stolika z kartonem soku i dwoma szklankami.
-O czym chciałaś porozmawiać? - spojrzał na mnie tymi swoimi ciemnymi oczami posyłając mi jeden za swoich uśmiechów.
-Jack... - zaczęłam niepewnie spoglądając na niego. - Mam mały problem, bo niewiele pamiętam z wczoraj... Karina była zdziwiona, że w ogóle chciałeś się do mnie odezwać. Nawet nie wiem czy Cię nie uraziłam. Pewnie powinnam Cię przeprosić...
Lawina słów wylała się z moich ust, po czym chwyciłam za szklankę i upiłam solidny łyk soku.
-Odkąd nie pamiętasz? - spojrzał na mnie z politowaniem.
-Od kiedy pierwszy raz poszłam na parkiet. - jęknęłam spoglądając mu w oczy. - Jack powiedz mi proszę co ja takiego zrobiłam...
-Dobra... Opowiem Ci, ale mi nie przerywaj - złapał ze mną kontakt wzrokowy, by za chwilę zbombardować mnie serią zdarzeń. - Poszłaś na ten parkiet. Sama. Zapewne wszystko byłoby spoko, gdyby Theo nie zauważył, że podbija do Ciebie ktoś z The Blues. Wkurzył się i poszedł na ten parkiet. Po dłuższej chwili przyprowadził Cię do stolika. Złapałaś za piwo, któregoś z chłopaków i wypiłaś je niemal duszkiem. Serio nieźle się wstawiłaś, chyba nawet gorzej niż Karina. Chciałaś zabrać Theo z powrotem na parkiet, ale odmówił mówiąc, że Tobie też dobrze zrobi to jak odpoczniesz chwilę. I nie ukrywam mogło to być dobrym posunięciem. Pech chciał, że ja też się nieco wstawiłem, dlatego jak postawiłaś się Walcottowi mówiąc, że idziesz ze mną zgodziłem się. Na parkiecie też trochę szalałaś. Ale zadziałało, Theo się wkurzył i przyszedł do Ciebie. Tylko, że zamiast dać sobie spokój i z nim zatańczyć, Ty postanowiłaś mu nawrzucać. W efekcie musiałem odciągnąć Cię od niego, bo daje słowo nie byłoby z tego nic dobrego. Wyciągnąłem adres od Kariny i wpakowałem Cię do taksówki. Jak wsiadałaś do taksówki pocałowałaś mnie. I w sumie tyle...
-Jezu, Jack przepraszam -schowałam twarz w dłoniach.
-Wybaczam - zaśmiał się kładąc mi swoją dłoń na moim ramieniu. - Zresztą wydaje mi się, że to nie mnie powinnaś przepraszać.
-Powinnam - zaczęłam podnosząc wzrok na Wilshere'a. - porozmawiać z Theo, prawda?
Kiwnął tylko głową uśmiechając się do mnie. Jack na moją prośbę pozostał ze mną na czas rozmowy telefonicznej z Theo. Pośpiesznie złapałam telefon i wykręciłam jego numer. Odebrał dopiero za trzecim razem.
-Theo - szepnęłam słysząc w słuchawce jego głos.
-Tak to ja - burknął z niechęcią, a ja przed oczami miałam te jego wiecznie roześmiane oczy. - Co chcesz?
-Chcę z Tobą porozmawiać - szepnęłam znowu cicho odwracając się tym razem tyłem do Jacka. - Theo chcę Cię przeprosić za wczoraj i chcę to zrobić osobiście.
-Świetnie - jego głos wydawał się być wciąż taki obojętny. - Za 2 godziny w kawiarni po stadionem.
-Theo, nie mógłbyś przyjechać do mnie? Nie za dobrze się czuję.
-Niech stracę. Będę za dwie godziny - zrobił mi właśnie łaskę, czułam to.
Jack posiedział ze mną jeszcze trochę czasu, po czym zebrał się do domu. Tego dnia okazał, że mogę na niego liczyć. Już wiedziałam do kogo mogę się zwrócić, co by się nie działo. Kiedy przyszedł Walcott przywitałam go oczywiście uściskiem. Dość niechętnie wszedł do salonu i zajął wolne miejsce na kanapie. Upiłam łyk soku, po czym usiadłam obok niego. Spojrzałam na niego i przemówiłam.
-Theo przepraszam za wczoraj... Za to, że na Ciebie naskoczyłam - westchnęłam podsuwając się bliżej niego i przytulając się. - Nie rób mi tego i odezwij się do mnie chociaż.
-Co mi po Twoich przeprosinach? - mruknął urażony spoglądając na mnie z góry.
-Theo, lubię Cię - spojrzałam mu w oczy i na chwilę zamarłam. Pierwszy raz nie cieszyły się jak miały to w zwyczaju, patrzył na mnie z taką powagą jak nigdy. - Przepraszam, naprawdę. Za dużo wypiłam wczoraj, wiem, że to nie jest usprawiedliwienie...
Po tych słowach wtuliłam się w jego tors wygodnie kładąc na nim swoją głowę. Poczułam jak wilgotnieją mi oczy. Dziwiłam się samej sobie, że tak szybko zdołałam się do niego przyzwyczaić. Zjednał sobie moją przychylność w ciągu zaledwie kilku dni. Nie chciałam go teraz stracić. I wtedy poczułam jak obejmuje mnie ramieniem, a jego dłoń zatrzymuje się, gdzieś na mojej talii. Drugą ręką odgarnął mi włosy, a chwilę po tym poczułam jego usta na mojej skroni.
-Wybaczam - szepnął tak cicho i bezsilnie, że nie wiedziałam czy to dobra reakcja.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie opierając swój nos na moim czole, a następnie całując mnie w nie. Przyjacielskie i ojcowskie pocałunki jednak, o dziwo mnie nie zadowalały. Wiedziałam jednak, że jeśli teraz zacznę go całować to wyjdę na jedną z tych słynnych napalonych fanek. Nie mogłam. Lubiłam go jako osobę, nie tylko jako piłkarza.
-Nie zostawiaj mnie już po prostu, okej? - szepnęłam pocierając nosem o jego pierś.
-Obiecuję - usłyszałam gdzieś nad moim uchem, po czym wolną rękę położyłam na jego brzuchu, tak, że teraz to i ja go obejmowałam.
-Polecisz ze mną do Montepellier? - dodał po chwili ciszy wprawiając mnie tym samym w osłupienie i sprawiając, że moje serce zabiło mocniej.
-Co? - ukradkiem na niego spojrzałam, on zrobił to samo. Doskonale wiedziałam, że Arsenal w Lidze Mistrzów musi po drodze pokonać mistrza Francji. Nie pamiętałam jedynie dat, a ta widocznie nieuchronnie się zbliżała.
-Gramy u nich za 2 dni - szepnął odgarniając z mojego czoła włosy. - Załatwię Ci bilety, przelot. Wszystko, tylko się zgódź.
- A Karina? - spojrzałam mu teraz w oczy. - Wiesz, że z nią tu przyleciałam. Jak bardzo by jej tu nie odbijało to po powrocie do Polski będę miała tylko ją. Czego by nie zrobiła jest moją przyjaciółką, a ja nie mogę jej tutaj zostawić.
-Karina może uśmiechnąć się do Wojtka - westchnął. - Ewentualnie pogadam z Oxem.
-Muszę z nią to przedyskutować. - westchnęłam zaczynając palcem rysować jakieś niezdefiniowane wzory na jego prawej piersi. - Chciałabym bardzo polecieć. Dam znać jak z nią to omówię.
Siedzieliśmy tak dość długo milcząc, a nasze relacje opierały się na tym, że albo ja trącałam go nosem, albo on całował mnie w skroń. Najważniejsze było to, że mogłam leżeć teraz wtulona w jego atletyczne ciało i czuć to, że jestem mu choć trochę potrzebna. Theo włączył jakiś film w telewizji, który zaczął w skupieniu oglądać. Podnosiłam się tylko, żeby się napić lub żeby zmienić nieco pozycję, kiedy widziałam, że odciskam się już na piłkarzu. Podniosłam głowę do góry opierając się teraz na łokciu, który nieumyślnie wbiłam w okolice jego przepony. Dostrzegłam grymas bólu, jednak impuls, który mną kierował miał mu to za chwilę wynagrodzić. Spojrzał na mnie przelotnie, po czym wrócił do oglądania telewizji. Podsunęłam swoją twarz bliżej jego... I wtedy wyczułam wibracje jego telefonu, wyciągnął go z kieszeni, a ja stchórzyłam. Zamiast pocałować go jak chciałam w usta, pocałowałam w policzek, a następnie delikatnie pogłaskałam po jego krótko ściętych włosach. Uśmiechnął ponownie przytulając mnie do siebie.
-Nie Wojtek nie mam pojęcia... - rzucił teraz do telefonu. - Może po prostu do niej zadzwoń. Wiesz gdzie jest Karina? - to pytanie było skierowane do mnie, pokręciłam tylko przecząco głową. - Nie wie. Zadzwoń do niej masz jej numer. Ty też mógłbyś się do niej odezwać. Ogarnij się chłopie. Nie mam czasu na tą rozmowę jestem zajęty. Tak jestem z Ingą. Cześć.
Podczas jego rozmowy wybadałam jeszcze czy jego serce podobnie jak moje przyspieszyło bicie, jednak nic nie wyczułam, mimo, że leżałam na jego lewej piersi. Było spokojne, wtedy zwątpiłam czy to czym ja go darzę ma sens.
-Przepraszam musiałem odebrać - westchnął podsuwając swoją twarz bliżej mojej, a następnie zostawiając ślad swoich ust na moim policzku.
Przysięgam, że leżąc w jego objęciach mogłabym zasnąć. Powoli nawet przysypiałam. Usypiał mnie tym głaskaniem mnie po głowie, ciepłym oddechem, falującą klatką piersiową, ciepłym dotykiem. Czułam jak moje oczy powoli zaczynają się co raz częściej zamykać. Tymczasem do domu wróciła Karina.
-Jestem - rzuciła od progu. - O Theo. Cześć.
-Hej - odwrócił się do niej i jej machnął. - Skontaktuj się z Wojtkiem, co?
Podeszła tak, że widziała nas teraz od przodu. Zajęła miejsce na skrawku stolika i uważnie przyglądała się to nam, to ekranowi telewizora.
-A wy co? - zaśmiała się po jakimś czasie.
-Oglądamy telewizję - wydałam z siebie zduszone w klatkę piersiową Brytyjczyka oświadczenie.
-Inga ty zaśniesz zaraz - zaśmiała się sprawiając, że Theo poruszył się tak, że musiałam nieco zmienić pozycję.
-Trzeba było powiedzieć - pogładził mnie znowu po skroni. - Poszedłbym do domu.
-Może nie chciałam - podniosłam się tak, żeby szepnąć mu to wprost do ucha.
-Nie ma gadania - podniósł się biorąc mnie na ręce i niosąc do mojej sypialni.
Położył mnie na łóżku i pocałował w czoło.
-Pójdę już - uśmiechnął się patrząc na mnie tymi brązowymi oczami, które jeszcze nie zdołały zapłonąć jak zawsze.
-Theo - szepnęłam łapiąc go za nadgarstek i jednocześnie robiąc mu miejsce na moim łóżku. - Zostań dzisiaj ze mną.
Zrezygnowany tylko westchnął, po czym położył się obok mnie. Objął mnie przyciągając do siebie i ponownie całując w policzek. Na mojej twarzy spłonął pojedynczy uśmiech, po czym wtulona w niego zasnęłam.
Dawał mi ukojenie, a Ty już wtedy wiedziałeś, czego potrzebowałam...