sobota, 2 lutego 2013
18. You're my home
W środku nocy pod nieobecność Jacka pojawił się u mnie Theo. Cieszyło mnie to podwójnie już nie tylko z tego względu, że na własne oczy mogłam się przekonać, że nic mu nie jest, ale też dlatego, że zdołałam za nim zatęsknić. Siedział ze mną w łóżku i opowiadał mi jakieś zupełnie nic nie znaczące historyjki tylko po to, żeby zająć czymś moją głowę. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że chce odciągnąć moją uwagę od tej kroplówki wbitej w moją rękę. Postanowiłam jednak nie wyprowadzać go z przekonania, że świetnie mu idzie.
-Chyba wiem jak bardzo Cię bolało... - westchnęłam w końcu przerywając mu kolejną opowieść. - Jak wtedy miałeś pęknięte żebra.
-Dostajesz leki - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. - Nie powinno Cię tak mocno boleć.
-Teraz już nie - uśmiechnęłam się, spoglądając w jego tęczówki. - Ale wtedy, w tym samochodzie... Nie wiedziałam, czemu mnie tak kuło w klatce.
-Byłaś dzielna... - poczułam jego usta na moim czole i mimowolnie na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech. - To ja spanikowałem...
-Przestań... - pokręciłam głową, jednocześnie łapiąc go za wolną rękę. - Masz szew praktycznie na skroni. Na pewno, nie spanikowałeś...
-Mhm.. - mruknął teraz wprost do mojego ucha, przytulając się do mnie. - Szkoda, że Jack jest innego zdania...
-To chyba nie jego zdanie jest tutaj najważniejsze? - odsunęłam się, by móc spojrzeć mi w twarz.
-Stęskniłem się za Tobą - zaśmiał się przyciskając mnie do siebie, a następnie całując w moje usta spragnione jego.
-Chodź tu - zaśmiałam się, następnie opierając swoją głowę na jego torsie. - Tak bardzo Cię kocham...
-Byli u mnie rodzice... - objął swoją ręką moją i niepewnie zaczął się nimi bawić. - Są zdania, że powinniśmy spędzić święta z nimi...
-Mówiłam Ci, Theo... - wywróciłam oczami, by po chwili ponownie zabrać głos. - Muszę w święta odwiedzić rodziców. To dla mnie ważne... Trudno polecę sama.. Ty i tak masz mecze.
-Nie powinnaś nigdzie latać w takim stanie. - poczułam jak opiera o czubek mojej głowy swój podbródek.
-Przecież nic mi nie jest. - zaśmiałam się. - Niedługo wychodzę. Do świąt jeszcze trochę czasu... Polecę dzień przed Wigilią, a wrócę od razu po świętach.
-Skoro musisz... - cicho mruknął, by po chwili zupełnie zamilknąć.
Miałam nieodparte wrażenie, że coś się zmienia. Bo przecież tak było. Wydawało mi się, że może właśnie teraz wróci dawny Theo. Miałam nadzieję, że zacznie się znowu starać, zamiast wymyślać mi kolejne romanse, że Jackiem. Jak gdyby otwieraliśmy w naszym życiu nowy rozdział.
Ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałam po wyjściu ze szpitala, to matka Walcotta pojawiająca się u nas codziennie pod pretekstem przygotowania obiadu. Tamtego po południa też leżeliśmy z Theo na kanapie i oglądaliśmy już kolejny z rzędu film. Mieliśmy teraz czas tylko dla siebie i chcieliśmy go wykorzystać. Wykorzystać na spędzanie go razem, zbliżanie się do siebie na nowo. Nasza sielanka nie mogła jednak trwać długo i w momencie, w którym Theo całował mój obojczyk rozległ się dzwonek do drzwi. Wydusiłam z siebie nerwowy śmiech, a po chwili podniosłam się z torsu chłopaka i poprawiając koszulkę skierowałam do drzwi.
-Jak to jakiś domokrążca to go odpraw! - zawołał za mną. - Byle szybko, bo już tęsknie!
Jednak 'domokrążca' nie okazał się domokrążcą, a jedynie mamą Theo. Stała przede mną z siatką wypełnioną zakupami i z tym swoim uśmiechem przyklejonym do ust.
-Gdzie jest Theodore? - zawsze kiedy chciała zirytować, zarówno mnie jak i jego używała jego pełnego imienia. - Mógłby mi pomóc wypakować zakupy z samochodu?
-Z samochodu? - zmrużyłam powieki, odbierając od niej torbę wypełnioną po brzegi zakupami. - Wydaje mi się, że to co jest tutaj w pełni by nam wystarczyło. Zważywszy, że pani robi nam codziennie zakupy... Theo, chodź tutaj!
-Mówiłem Ci, żebyś... - wyszedł zza ściany ze zrozpaczoną miną, jednak nie miałam mu się co dziwić, przecież właśnie odciągnęłam go sprzed telewizora i jednocześnie zrezygnowałam z wspólnych pieszczot. - O, cześć mamo?
-Chodź, trzeba wypakować zakupy z samochodu - obróciła się i wróciła na podwórko zostawiając nas samych sobie.
-Mówiłem Ci, żebyś jeszcze nic nie dźwigała. - spojrzał na mnie karcącym wzrokiem, a następnie podszedł bliżej mnie i zabrał mi torbę, którą zaniósł do kuchni. - Moja matka chyba coś kombinuje...
Zaśmiałam się, po czym skradłam mu jeszcze jednego buziaka i zajęłam się rozpakowywaniem zakupów. Na długo nie zostałam, jednak sama, bo po chwili Theo wrócił obładowany tuzinem papierowych toreb, a tuż za nim jego mama z kolejnymi. Popatrzyłam na niego i niemal nie wybuchłam śmiechem. Nie dość, że ledwo szedł, to jeszcze jego mina wyrażała ogromne zwątpienie.
-Daj coś - zaśmiałam się zachodząc mu drogę i wyciągając z jego rąk kilka opakowań z zakupami.
-Mówiłem Ci coś, Inga... - jęknął zrezygnowany, posyłając mi błagalne spojrzenie.
-O przestań, Theo... Od kilku siatek nic mi się nie stanie... - pokręciłam głową, a następnie skierowałam się z powrotem do kuchni.
Po wypakowaniu przeogromnej ilości zakupów wylądowaliśmy z powrotem na kanapie w salonie, podczas gdy pani Walcott zajęła się przygotowywaniem obiadu. Tylko, że przy takiej ilości składników jakie kupiła, zapowiadało się raczej na jakąś królewską ucztę. Nie mniej odsunęłam od siebie te myśli i skupiłam się na tym, że ja i Theo mamy znowu chwilę dla siebie. Tylko, że ta chwila okazała się na prawdę krótka. Nie minęło pół godziny, a rozległ się kolejny dźwięk dzwonka do drzwi.
-Czy ich wszystkich dzisiaj pogrzało? - usłyszałam pytanie Theo skierowane do sufitu i skierowałam się otworzyć drzwi.
-Jacky! - pisnęłam z radości, widząc chłopaka stojącego na przeciwko mnie z butelką wina. - Ale to schowaj. Mama Theo jest u nas.
-Ona jest u Was codziennie - rzucił z niechęcią, następnie zamykając za sobą drzwi. - Dlatego dzisiaj nie odpuszczę i zostaję.
-Jasne - spojrzałam mu w oczy, następnie kierując się do salonu. - Tylko ostrzegam to nie będzie zwykły obiad tylko jakaś uczta.
-Idę się przywitam i zaraz do Was wracam - dotknął mojego ramienia i uciekł do kuchni.
Zajęłam z powrotem miejsce obok Theo, a ten tylko uważnie mi się przyjrzał. Nie musiałam mu oznajmiać, że odwiedził nas właśnie Wilshere, bo jego mina wskazywała na to, że on już o tym wie. Teatralnie przewrócił oczami, przyciągnął mnie bliżej siebie i skupił swój wzrok na ekranie telewizora. Zrezygnowana szturchnęłam go lekko w bok, co wywołało na jego twarzy pojedynczy uśmiech. Mimowolnie zagościł on i na mojej twarzy. Dlatego, kiedy dołączył do nas Jack, siedziałam z głową wspartą na torsie Theo i zajmowałam się zabawą jego dłonią.
-Pogodzeni i szczęśliwi? - posłał nam pytające spojrzenie, na co w odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową.
-Nigdy nie byliśmy pokłóceni, Wilshere... - Theo burknął gdzieś nad moją głową, a ja poczułam jak jeszcze mocniej przyciąga mnie do siebie. Zupełnie jakby bał się, że obecność Jacka sprawi, że go zostawię i za chwilę będę przytulać się do tego drugiego z Kanonierów. Obróciłam się teraz przodem do Theo, jednocześnie sprawiając, że jedyną moją częścią ciała jaką przez chwilę mógł podziwiać Wilshere był mój tyłek.
-Przestań być taki... - spojrzałam mu w oczy. - Nie musisz być taki zazdrosny, naprawdę.
-Nie musi udawać wszechwiedzącego - szepnął mi prosto do ucha, a chwilę później zawiesił swój wzrok z powrotem na telewizorze.
Więc siedzieliśmy tak we trójkę w milczeniu. Rozłożyłam się wygodnie na torsie Theo, jednocześnie rozkładając nogi na kanapie, tak że palcami u stóp dotykałam teraz lekko uda Jacka, co sprawiało, że co chwile przyglądał mi się z tym charakterystycznym dla niego uśmiechem. Chciałam nawet przerwać tą głuchą ciszę i zapytać, co go tak bawi, ale bałam się. Wolałam zostawić ten aspekt niezauważonym przez Theo Walcotta. Nic nie widzący Theo był zawsze spokojnym i niegroźnym Theo. I zapewne milczelibyśmy tak nadal, gdyby nie mama Theo.
-Theo, chodź tutaj mi pomóc! - jej głos rozszedł się po domu, co świadczyło o tym, że wytknęła swój nos z kuchni. - Zostaw ich samych i chodź tu na chwilę!
Poczułam jak ciężko wzdycha, a następnie całuje mnie w czoło i lekko podnosi do góry. I takim sposobem zostałam sam na sam z Jackiem, który momentalnie się do mnie wyszczerzył.
-Co Cię tak cały czas bawi? - rzuciłam siadając teraz w normalnej pozycji i podciągając jednocześnie swoje nogi pod klatkę piersiową.
-Nic - rzucił, uspokajając się i skupiając swój wzrok na ekranie telewizora, jednak po chwili wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
-Aha, jasne nic... - rzuciłam z dystansem i odwróciłam się od niego.
-Nie gniewaj się na mnie - zawiesił się na mojej szyi, co chwilę uwalniając na nią swoje parsknięcia i ciepły oddech. - Po prostu przypomniało mi się jak ostatnio po pijaku trzymałaś na mnie nogi.
Uniosłam do góry jedną brew i uważnie na niego spojrzałam.
-"Nigdy nie byliśmy pokłóceni" - sparodiował głos Theo, a ja tylko bezczynnie pokręciłam głową. - Grać idealnie dobraną parę możecie, ale nie przede mną. Pamiętam jak przychodziłaś do mnie codziennie, niemal ze łzami w oczach...
-Jacky... - szepnęłam cicho, bojąc się o to, że usłyszy nas Theo, albo nie daj Boże jego rodzicielka. - Każdy ma czasem ciężkie chwile...
-Wy mieliście ich całkiem sporo... - mruknął w dalszym ciągu opierając się o moje barki. - Zmienił się chociaż?
-Jest na prawdę dobrze - uśmiechnęłam się niepewnie. - Co ja bym zrobiła bez Ciebie i Twojej troski?
Zaśmiał się podobnie jak ja i pociągnął mnie teraz do tyłu tak, że wylądowałam na jego torsie, a kiedy uniosłam lekko do góry głowę spotkałam się z jego oczami wpatrzonymi we mnie jak dzieło sztuki. Jego kąciki ust unosiły się znacznie do góry, a on sam wydawał się być teraz taki szczęśliwy. Zresztą ja też chyba byłam. Obejmował mnie chłopak, który na prawdę o mnie dbał.
-Te wino? - przerwałam chwilę ciszy, jednocześnie przerywając wymianę spojrzeń. - Nie przyniosłeś go od tak, prawda? Coś się stało?
-Przejrzałaś mnie - zaśmiał się nerwowo przejeżdżając swoją dłonią w okolicy moich żeber. - Stwierdziłem, że jak nie chcesz się ze mną widzieć bez przyczyny, to dam radę wkupić się jakimś dobrym alkoholem. A to mi się zdaje Twoje ulubione...
-Nie podpuszczaj mnie... - zaśmiałam się obracając do niego przodem i grożąc mu palcem. - Nie upijesz mnie przy mamie Theo.
-Wypijemy we trójkę.. - mruknął. - Jego mama nawet nic nie zauważy...
-Jak chcesz - wzruszyłam ramionami. - Ale bez Theo nie piję, więc musisz go zawołać...
Siedziałam na kanapie z niesamowicie dobrym humorem. Świat powoli nieco zaczynał wariować, ale nie wiedziałam czy to kwestia tego, że mam przy sobie dwóch najwspanialszych facetów pod słońcem, czy dlatego, że wino Jacka miało jednak więcej procent niż przeciętne wino. Co chwilę śmiałam się ze wszystkiego, co mówili chłopcy i na zmianę wieszałam się na ramieniu jednego lub drugiego. Theo zdawało się to nie przeszkadzać, a Jack przyjmował to z nadzwyczajnym spokojem. Może było to spowodowane odpaloną konsola i tym, że chłopcy prowadzili teraz zacięty bój Arsenal vs Chelsea, a może po prostu procenty uderzające do naszych głów powoli znieczulały nas na wszystko.
-Theo? - powiesiłam się teraz na jego szyi, szczerząc się w najpiękniejszym uśmiechu na jaki było mnie stać w tamtym momencie. - Mamy jeszcze jakieś winko, prawda?
-W kuchni - nie obdarzył mnie nawet spojrzeniem, tylko jeszcze mocniej skupił swój wzrok na grze. - Przyniesiesz?
-Jasne - cmoknęłam go w policzek, po czym uciekłam do kuchni.
Zupełnie nie liczyło się to, że majstruje tam teraz jego mama, ani to, że próbuję wejść tam na palcach. Czułam się jak nieletnie dziecko wracające do domu po północy w stanie mocno nietrzeźwym. Dlatego, kiedy spotkałam się ze spojrzeniem mamy Theo po prostu się uśmiechnęłam. Nie było stać mnie na nic więcej, w tym momencie skupiałam się na wyciągnięciu z szafki butelki i nie przewróceniu przy okazji wszystkiego innego.
-Co robicie? - jego mama spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Theo i Jack grają - teatralnie wywróciłam oczami i głośno westchnęłam. - Stwierdziliśmy, że będzie miło czegoś się napić.
-Za jakiś czas przyjeżdża ojciec Theo, więc uważajcie z ilością... - westchnęła spoglądając na mnie i kręcąc lekko głową.
-Nie ma problemu - zaśmiałam, po czym łapiąc za butelkę uciekłam do chłopaków.
-Mam newsa! - opadłam na kanapę podając Jackowi butelkę i włączając pauzę na jego joysticku. - Twój ojciec przyjeżdża na ten obiad.
Spojrzałam na Theo i zaczęłam mu się uważnie przyglądać. Mogłabym przysiąc, że cicho jęknął, a po chwili po prostu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Jak będzie coś gadał to go nie słuchaj, ok? - zamrugał oczami w taki sposób, że wybuchłam śmiechem i pospiesznie zaczęłam kiwać głową. - Dobra to teraz muszę się jeszcze napić.
Jacky rozlał nam wino i tak na prawdę nim się rozejrzeliśmy zdołaliśmy opróżnić butelkę. Theo zajął właśnie fotel i sam grał na konsoli, podczas gdy ja leżałam na torsie Jacka i bawiłam się jego telefonem. Wszystko to wyglądało tak niewinnie, że Theo nawet nie protestował. Czułam jak ręce Jacka, co chwilę wędrują wzdłuż moich bioder, aż do brzucha. Nie protestowałam, bowiem jego gesty były tak nieśmiałe, że wiedziałam, że na nic więcej sobie nie pozwoli.
- Nie czytaj mi tylko smsów, okej? - mruknął sennie, a następnie oparł swój podbródek o moją głowę.
-Okej... - zaśmiałam się. - Obejrzę tylko twoje niecenzuralne zdjęcia.
-Nie mam takich... - poczułam jak teraz jego ręce obejmują mnie na wysokości brzucha.
Nie spodziewałam się, że jednak się na to odważy. Zaskoczył mnie prawie tak mocno jak ojciec Theo, którego głos chwilę później rozbrzmiał gdzieś nad naszymi głowami.
-Dzień dobry! - podniosłam się jak oparzona, ściągając z siebie ręce Jacka i uśmiechając się do starszego mężczyzny. Najgorsze było to, że nie chciałam dać mu kolejnego powodu do nienawidzenia mnie. Do gardzenia moją osobą.
Od autorki: Nie było mnie tu trzy tygodnie i podejrzewam, że może mnie zabraknąć na kolejne trzy. Wrócę pewnie dopiero po sesji, bo to nie jest najlższejsza sesja. Rozdział hm.... Nie sprawdziłam go jeszcze do końca, więc mogą się tam wkraść jakieś błędy. Nie przejmujcie się nimi zbytnio. A co do treści? Mam nadzieję, że się Wam spodoba i każda znajdzie coś dla siebie.
Ponadto cieszy mnie dzisiejsza wygrana ze Stoke. Chłopcy pokazali, że potrafią się jednak skoncentrować I dodatkowo Nacho zaliczył świetny debiut.
Aha i jeśli jeszcze nie mieliście okazji to zapraszam na moje nowe opowiadanie o Aaronie - klik
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Łiiiiiiiiiiiiiiiiii! Nowy rozdział! Jakże bardzo ja się cieszę!
OdpowiedzUsuńHmm.. Hmm.. Hmm... No cóż ja mogę napisać? Rozdział pała zajebistością na kilometr!
Denerwuje mnie ciągle sytuacja na linii: Theo -Inga - Jack. wiesz, że nie popieram Inga-Jack, więc liczę na to, że zakończyć moje cierpienia szybko.
Ty myślisz, że będę czekać 3 tygodnie?? Pfff... Chyba śmieszna jesteś! Będę cię do tej pory torturować aż coś napiszesz. xp
Miałam tego nie pisać, ale napiszę. Tak, są błędy. Napiszę, że w jednym miejscy użyłaś podwójnego zaprzeczenia to w ogóle nie pasuje w tym akurat miejscu.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam N.
W końcu, rajciu, jak ja się stęskniłam za tym opowiadaniem! :D
OdpowiedzUsuńJa tam się bardzo jaram tym trójkątem i właściwie... oby trwał jak najdłużej!
Niezłą sobie imprezkę urządzili ^^ Ale coś czuję, że wraz z przyjściem ojca Theo zabawa się skończyła ;(
No cóż, co mogę zrobić, mogę jedynie czekać niecierpliwie na kolejny rozdział ;)
Pozdrowionka ;)
a ja osobiście czekam na rozwiązanie tego trójkąta, bo to zbyt piękne :) i w tej sytuacji należę do 'team Theo' :) czekam na kolejny (znów będę codziennie wchodzić tutaj z nadzieją, że coś tutaj jednak nowego jest) zapraszam do siebie: nigdynieopuszczaj.blogspot.com
OdpowiedzUsuńi czekam na rozdział z punktu widzenia Kariny!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ten gif jest świetny :D
OdpowiedzUsuńRozdziałowi nic nie brakowało, więc też świetny!
Taka sielanka u boku dwóch Kanonierów... a najbardziej to u boku Theo... ahhh.
Ale ta jego matka mnie wkurza, po co tu przylazła? xD
Czekam na nowość^^
stęskniłam się za Jack`iem z tej przegródki c:
OdpowiedzUsuńczytając Twoje opowiadanie, zmuszam się do mimowolnego ~ zmieniania moich odczuć co do postaci. chociaż ostatnimi czasy, Wilshere zaczął mnie minimalnie irytować... to teraz, kiedy przeczytałam o nim w tym rozdziale ~ zaczęłam go lubić :3 natomiast Theo... hymhymhymhym... Theo rani swoja obojętnością. ale moja psychika zniszczyła mnie po całości w momencie, w którym czytałam o nim i I. ~ siedzących na kanapie c: przed oczami stanęła mi sytuacja rodem z serialu `Świat Według Bundych` :3 Walcott jako Al i Inga jako Peggy c:
jednak najbardziej podobało mi się zachowanie Jack'a w stosunku do swojej `przyjaciółki`. tego typu sceny przechylają szalę na stronę pana 10... a Theo traci swoją szansę na ułożenie sobie życia z ukochaną :c
oczywiście; rozdział mi się podobał c: wydaje mi się że to już jest normalka o: na kolejny ~ będę czekała :3
gratuluję, pozdrawiam i zapraszam do mnie/nas :3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
NORMALITY chapter 11.
Theo i Inga są ze sobą szczęśliwi, odbudowują swój związek, ale dzieję się to tylko wtedy jak nie ma Jack'a. Kiedy ten pojawia się, od razu zaczynają się robić niezręczne chwile.
OdpowiedzUsuńCiekawe co z tego wyniknie!
Pozdrawiam i zapraszam na http://bloem-van-de-liefde.blogspot.com/ ;**
Trochę wina i atmosfera z bardzo napiętej stała się niezwykle lekka i niewinna, jak to pisałaś ;) Tu mnie Walcott zaskoczył. Niektórzy faceci jak sobie wypiją to nawet o koleżankę swojej dziewczyny są zazdrośni, a tu proszę... Takie sceny. Strach pomyśleć, co by było bez rodziców Theo xD
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy na tym obiedzie wydarzy się coś, co zmieni bieg wydarzeń...
OdpowiedzUsuńJacky jest uroczy :D Zdania nie zmienię choćby nie wiem co ;) Mnie też Theo zaskoczył, bo myślałam, że się zacznie do Jacka rzucać o byle co, a tu taki myk.
Lubię to opowiadanie ;) Cóż...poczekam na rozdział ile będzie trzeba.
Życzę więc powodzenia w nauce, czasu i weny! ;*
Pozdrawiam!
Zapraszam na rozdział trzeci na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/ Pozdrawiam serdecznie! ;)
Usuńomnomomnomomnom *.*
OdpowiedzUsuńBoże, jaki Jack jest słodki <3
Kiedy zaczynasz o nim pisać na mojej twarzy wyskakuje banan :). Co do związku Ingo i Theo to nie jestem do końca przekonana. Walcott jest nieodpowiedzialny. Według mnie Inga dużo lepiej czułaby się z jakiem, ale to tylko moje zdanie.
Nie możesz przez kolejne trzy tygodnie nic nie dodać, bo ciekawość mnie zżera.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie !
[epic-memories.blog.pl & estar-conmigo.blogspot.com]
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwww. <3
OdpowiedzUsuńTheo <3
Mimo mojej wszechobecnej radości z powodu poprawienia stosunków między Theo a Ingą, to mam małe obawy. Kurczę, ja naprawdę uwielbiam Jack'a, jednak ehh.. no nie wiem. I jeszcze ta zazdrość Theo..:c
Gif cudny <3
Uwielbiam to opowiadanie. Z każdym rozdziałem zmieniam swoje preferencje co do tego z kim powinna być Inga, chyba nie potrafię wybrać. Obaj są słodcy. Rodzice Theo wszystko psują no :D Czekam na next
OdpowiedzUsuńjedno z najbardziej pomysłowych opowiadań, na jakie trafiłam. gratsy c:
OdpowiedzUsuńNowość na athletic-corazon, i coś, co zaczęłam na co-mi-zrobisz-jak-mnie-zlapiesz.blogspot.com, jeśli masz ochotę, to zapraszam:)
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie:) Jakoś mi umknęła ta nowość u Ciebie, ale już nadrabiam zaległości.
OdpowiedzUsuńWizja Theo, Jacka i Ingi w jednym pokoju i dwóch panów nie skaczących sobie do gardeł jest co najmniej zaskakująca. Albo to wina zmiany i w końcu dorosłego podejścia do niektórych spraw, albo po prostu zadziałały procenty w tym winku:)Wiadomo, alkohol connecting people:))) Swoją drogą, ciekawe, co to za trunek, chętnie też bym się napiła:)
Za to zaborczość rodziców Theodore'a (jejuś, jak to dziwnie brzmi w odniesieniu do niego, nie dziwię się, że się wkurza, kiedy tak się do niego zwracają) jest w najwyższym stopniu denerwująca. Ja rozumiem, ukochany synek, który zdaniem tatusia i mamusi nie potrafi sobie poradzić z wredną dziewczyną, która na pewno będzie chciała go skrzywdzić, okraść, nie wiadomo, co jeszcze zrobić, więc synka trzeba ratować, ale są pewne granice, nieprawdaż? A mamusia gotująca obiadki i tatuś sprawdzający niczym szpieg każde zachowanie już dawno tą granicę przekroczyli, moim skromnym zdaniem. Jeśli planujesz wysłać Ingę na święta do domu, to myślę, że Theo powinien podczas tych świąt poważnie porozmawiać ze swoimi rodzicami o pewnych sprawach, zanim nie będzie za późno.
Zapraszam na prolog na http://bedziesz-legenda.blogspot.com/ !
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Awards :)
OdpowiedzUsuńMoże nie powinnam tego pisać, czytając rozdział z lekkim opóźnieniem, ale doprawdy cieszę się, że wreszcie jest coś nowego :3
OdpowiedzUsuńI po tych wszystkich rewelacjach śmiesz rozpoczynać go od jednej z najsłodszych scenek z udziałem Theo w całym opowiadaniu? Dobre sobie :3 Jest tu taki uroczy, że to aż boli. Ale to dobrze. Chciałam go takiego. Stęskniłam się za takim normalnym i zakochanym Walcottem, a zamiast tego przez prawie cały czas pojawiał się tutaj zaślepiony zazdrością frajer. Czy ja właśnie nazwałam moją flawless creature frajerem? TO TWOJA WINA!
‘Nic nie widzący Theo był zawsze spokojnym i niegroźnym Theo. ‘ o tak, ważne, by go teraz nie prowokować, bo inaczej wszystko wróci do Walcottowej normy, a takowa polega na tym, że jest zazdrosny o wszystko i o wszystkich, więc doprawdy, dla świętego spokoju lepiej, żeby o wszystkim nie wiedział :3 Zwłaszcza o tym, że kolejna perfect human being uśmiechała się w ten jedyny i niepowtarzalny sposób do Ingi. Jestem pod wrażeniem, naprawdę. Jacky dostarczył Theo tylu powodów do zdenerwowania, a ten nawet nie pisnął słówkiem. Ktoś tu się naprawdę zmienił :3 No naturalnie nie chciałabym zapeszać. Że też jego ojciec musiał tam się zjawić w takim momencie i przerwać tak urocze scenki! Zepsuł cały efekt ‘aww’.
Pozdrawiam,
Iwillpossessyourheart.blogspot.com
Zapraszam na kolejny rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/ Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam na nowość; NORMALITY chapter 12.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowość na
OdpowiedzUsuńhttp://empisze.blogspot.com/
Pozdrowionka ;)
Jeśli znajdziesz chwilkę czasu, by nadrobić zaległości, to zapraszam na czwarty rozdział na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńNowy odcineczek na http://empisze.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na 7 rozdział! :)
OdpowiedzUsuńod-milosci-sie-nie-umiera.blogspot.com