Ostatnie kilka dni z Theo spędziliśmy na uświadamianiu mu jak bardzo niepotrzebnie jest zazdrosny o swojego przyjaciela. Treningi i przebywanie u mnie budowały jego dni. Kwestia nowego kontraktu, wciąż nie została wyjaśniona. Nie chciałam wywierać na nim żadnego zdania zważywszy na to, że znaliśmy się dopiero niecały miesiąc. Budowaliśmy dopiero między nami tą relację. Karina wielokrotnie powtarzała mi, że to nienormalne, że chłopak jest o mnie tak szybko zazdrosny. Ale dla mnie to było raczej słodkie. Dni leciały mi szybko. Nim się obejrzałam, a środowy wieczór był sobotnim popołudniem wzywającym na derby z Chelsea. Wybrałyśmy się tam razem z Kariną. Podczas meczu targały nami skrajne emocje. Z rozpaczą patrzyłam na Abou Diaby'ego opuszczającego boisko, ze łzami w oczach oglądałam Torresa strzelającego pierwszego gola, z nieopisaną radością przyjmowałam dwójkową akcję Alexa i Gervinho. Zakrywałam twarz dłońmi widząc nie potrzebny faul Thomasa, a później jego efekt, czyli bramkę na 2-1. Karina natomiast wszystko to odbierała dokładnie inaczej, nie było wątpliwości, że tego dnia była za Chelsea. Kiedy Theo wszedł na boisko ściskałam tak mocno kciuki, że pobielały mi aż kostki, a dłonie zaczęły się pocić. Stresowałam się razem z nim, razem z nim chciałam zdobyć tego gola. Widziałam pod jaką presją gra i nie chodziło tu tylko i wyłącznie o zdobycie choć 1 punktu w tym starciu. To wszystko miało większe podłoże.
Po gwizdku obwieszczającym koniec meczu skierowałam się do szatni. Karina szła ze mną, z tą różnicą, że na jej twarzy gościł uśmiech, na mojej nie. Stanęłam pod wejściem do części piłkarzy Arsenalu, podczas gdy brunetka przytulała już Edena i składała mu gratulacje. Theo wpadł do korytarza jak burza, posłał krótkie i pełne wściekłości spojrzenie Hazardowi, po czym złapał mnie za nadgarstek ciągnąc za sobą do szatni.
-Co robisz? - spojrzałam na niego mrużąc lekko brwi.
-No chodź - bąknął pod nosem spoglądając mi w oczy.
-Przecież wiesz, że nie powinnam tam wchodzić - westchnęłam wywracając oczami.
-Dzisiaj Ciebie tam po prostu potrzebuje, okej? - spojrzał na mnie jasno dając mi do zrozumienia, że zależy mu na tym, żebym z nim poszła. - Karina jedziesz później z nami na obiad?
-Nie, nie - zaśmiała się. - Zostaję.
-Poczekaj - westchnęłam puszczając go na chwilę i kierując się do przyjaciółki. - Masz mu dzisiaj powiedzieć. Wygrał mecz, strzelił gola. Kiedy przyjmie to lepiej jak nie dziś?
-Pomyślę - widziałam jak przygryzła wargę. - Miłej zabawy.
Kręcąc głową ruszyłam do Theo, który teraz objął mnie ramieniem. Otworzył przede mną drzwi do męskiej szatni. Moim oczom ukazało się kilka całkiem nagich torsów i facetów paradujących w samych ręcznikach lub bokserkach. Z daleka pomachał mi Jack. Skierowałam się ostrożnie w jego stronę podczas gdy Theo udał się do swojej szafki, a potem pod prysznic. Słuchałam jak Vermaelen pokrzykuje na swoich kolegów z drużyny próbując wlać w nich choć odrobinę nadziei na kolejne mecze. Atmosfera, która do niedawna była wspaniała teraz zaczynała się psuć. Widziałam to po minach wszystkich, widziałam po ich zachowaniu. Nie wiedziałam, czemu Walcott zaciągnął mnie do tej ich świątyni, miejsca, w którym nie powinnam przebywać bezpośrednio po zakończeniu przegranego meczu. Podniosłam się z ławki kierując w stronę wyjścia, poczułam jak Wilshere łapie mnie za rękę odwracając lekko w swoją stronę.
-Nigdzie nie idź - swój wzrok przeniósł z mojej twarzy na drugi koniec szatni. - Nie przyprowadził Cię tu bez powodu. Idź do niego - wskazał mi brodą na Theo, który stał pod ścianą szukając czystej koszulki. Przełknęłam głośno ślinę spoglądając to na mojego chłopaka, to na przyjaciela. Ja jako kibic sama czułam zawód, teraz jednak musiałam odłożyć go na bok i pocieszyć mojego chłopaka. Kiwnęłam głową powoli kierując się do Brytyjczyka, a następnie przytulając się do jego pleców. Swoje dłonie oplotłam gdzieś na jego brzuchu uniemożliwiając mu przy tym naciągnięcie koszulki. Czułam na sobie wzrok połowy składu, wszyscy jakby czekali na to, co się teraz stanie. Odplątał moje ręce, by odwrócić się do mnie przodem i opaść na ławkę ściągając mnie przy tym na swoje kolana.
-Chciałem im tylko pokazać jak bardzo chcę wygrać dla tego klubu - rzucił szeptem sprawiając, że moje oczy lekko się zaszkliły, jednak dusząc je w sobie pogłaskałam go tylko po głowie.
-Robiłeś co mogłeś - szepnęłam mu na ucho następnie go przytulając.
Podniosłam wzrok kierując go na Alexa i Kierana stojących kawałek dalej i przyglądających nam się uważnie. Oni też wiedzieli, że Theo chciał jak najlepiej pokazać się w tym meczu. Wszyscy tego chcieli, ale nie wszyscy mieli na sobie tą presję jaką nosił od kilku dni Walcott.
Wyszliśmy z szatni jako ostatni. Alex i Jack czekali na nas przy samochodzie tego drugiego. Ciągnęłam Theo za sobą niemal na siłę. Zatrzymałam się odwracając do niego przodem i spoglądając mu w oczy.
-Uśmiechnij się - westchnęłam uśmiechając się do niego. - Jest okej, jeszcze tak dużo nie tracicie do nich. Jak chcesz to możemy wrócić do domu. Nie musimy jechać na ten obiad. Zamówimy coś do domu.
-Nie, jedźmy - pochylił się nade mną całując mnie krótko w usta.
-Theo... - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem ponownie łapiąc mnie za rękę. - Jesteś pewny?
Kiwnął głową ciągnąc mnie w stronę chłopaków i dwóch samochodów, które pozostały na parkingu: swojego i Jacka.
Kiedy dojechaliśmy do knajpki humor Theo momentalnie się poprawił. Jeśli nie można było świętować zwycięstwa chłopcy skupili się na minionych urodzinach Kierana. Siedziałam obok jego dziewczyny Kate i śmiałyśmy się z byle czego. Do środka wszedł Carl z bojową miną i blondynką idącą za nim.
-To Susie - rzuciła Kate uśmiechając się do mnie. - Dziewczyna Carla.
-W porządku? - rzuciłam uważnie obserwując Angielkę.
-Zależy od sytuacji. Nie jest najgorsza - moja rozmówczyni zaśmiała się.
Kiwnęłam głową następnie tonąc w kolejnej rozmowie z szatynką. Widziałam jak Theo się uśmiecha i jak ewidentnie poprawia mu się humor. Każdy jego nawet pojedynczy śmiech przywoływał moje spojrzenie. Tak jego śmiech był czymś, co wywoływało uśmiech u mnie. Widząc, że wszystko z nim w porządku mogłam siedzieć i skupiać się na rozmowie z dwoma dziewczynami. Nie słuchałam nawet głupich tematów, które napoczynali chłopcy, najważniejsze jest to, że poprawiali sobie nawzajem humory. I tak by było zapewne gdyby nie bojowy nastrój pół Anglika pół Fina. Poczułam jak mój chłopak łapie mnie za ramię i lekko przyciąga w swoją stronę.
-Idziemy - bąknął przywołując moje spojrzenie, widziałam, że jest wściekły.
-Co jest? -spojrzałam mu w oczy, jednak on podniósł się ciągnąc mnie za rękę.
Rzuciłam zdziwionym spojrzeniem po wszystkich chłopakach, którzy teraz w skupieniu przyglądali się Theo. Pożegnałam dziewczyny, a wychodząc schyliłam się jeszcze koło Wilshere'a.
-Co mu się stało? - szepnęłam mu prosto do ucha.
-Carl - rzucił krótko widząc, że chłopak chce jak najszybciej opuścić ze mną restaurację.
Ruszyłam za brunetem i po chwili zajmowałam już miejsce pasażera w jego Audi. Przez całą drogę uważnie mu się przyglądałam, widziałam jego irytację i poddenerwowanie. Widziałam jak systematycznie dociska pedał gazu dając upust temu wszystkiemu, co w nim siedziało.
-Zwolnij... - westchnęłam ciężko odwracając się teraz lekko w stronę okna.
-Zawsze tak jeżdżę - burknął dość niemiło jak na niego.
-Theo mam to w nosie - ponownie swój wzrok przeniosłam na niego. - Masz do jasnej cholery zwolnić. Jesteś wkurzony, ale to nie znaczy, że masz się zabić!
-Jedziesz do siebie czy do mnie? - spojrzał mi w oczy, wciąż nie zwalniając nogi z gazu.
-Robisz to specjalnie prawda? - poczułam jak kąciki moich ust zgodnie z jego podnoszą się lekko do góry.
-Czyli do mnie. - zaśmiał się ponownie patrząc na jezdnię.
Leżałam na łóżku Theo tępo patrząc w sufit. Od dłuższego czasu leżał obok mnie i ściskał mnie za rękę, przekręciłam się lekko na bok, by móc na niego spojrzeć. Z jego twarzy, wciąż nie zeszło strapienie.
-O co się pokłóciliście? - westchnęłam nie wytrzymując dłużej.
-O to, że jestem tchórzem... - spojrzał na mnie. - Inga, spotykasz się z tchórzem.
-Przestań - zaśmiałam się przytulając go. - Nie jesteś żadnym tchórzem. Jak Carl jest taki mądry to ....
-On przyjąłby ten kontrakt i pozycję na jakiej aktualnie gra. - przerwał mi, wciąż mi się uważnie przyglądając.
-Theo.. - westchnęłam bezradnie. - On jest w innej sytuacji... Od zawsze kibicował temu klubowi, dla niego granie dla niego to coś innego niż dla Ciebie.
-Myślisz, że powinienem się zgodzić? - widziałam jak przymknął powieki, by złapać powietrze.
-Nie chcę wpływać na Twoje decyzje. - podniosłam się lekko i pocałowałam go krótko w usta. - Sam wiesz czy powinieneś przedłużać kontrakt czy jeszcze trochę poczekać.
-Kocham ten klub - jęknął mocniej przytulając mnie do siebie. - Ale czuję, że na innej pozycji mógłbym być jeszcze lepszy.
Ruszyłam za brunetem i po chwili zajmowałam już miejsce pasażera w jego Audi. Przez całą drogę uważnie mu się przyglądałam, widziałam jego irytację i poddenerwowanie. Widziałam jak systematycznie dociska pedał gazu dając upust temu wszystkiemu, co w nim siedziało.
-Zwolnij... - westchnęłam ciężko odwracając się teraz lekko w stronę okna.
-Zawsze tak jeżdżę - burknął dość niemiło jak na niego.
-Theo mam to w nosie - ponownie swój wzrok przeniosłam na niego. - Masz do jasnej cholery zwolnić. Jesteś wkurzony, ale to nie znaczy, że masz się zabić!
-Jedziesz do siebie czy do mnie? - spojrzał mi w oczy, wciąż nie zwalniając nogi z gazu.
-Robisz to specjalnie prawda? - poczułam jak kąciki moich ust zgodnie z jego podnoszą się lekko do góry.
-Czyli do mnie. - zaśmiał się ponownie patrząc na jezdnię.
Leżałam na łóżku Theo tępo patrząc w sufit. Od dłuższego czasu leżał obok mnie i ściskał mnie za rękę, przekręciłam się lekko na bok, by móc na niego spojrzeć. Z jego twarzy, wciąż nie zeszło strapienie.
-O co się pokłóciliście? - westchnęłam nie wytrzymując dłużej.
-O to, że jestem tchórzem... - spojrzał na mnie. - Inga, spotykasz się z tchórzem.
-Przestań - zaśmiałam się przytulając go. - Nie jesteś żadnym tchórzem. Jak Carl jest taki mądry to ....
-On przyjąłby ten kontrakt i pozycję na jakiej aktualnie gra. - przerwał mi, wciąż mi się uważnie przyglądając.
-Theo.. - westchnęłam bezradnie. - On jest w innej sytuacji... Od zawsze kibicował temu klubowi, dla niego granie dla niego to coś innego niż dla Ciebie.
-Myślisz, że powinienem się zgodzić? - widziałam jak przymknął powieki, by złapać powietrze.
-Nie chcę wpływać na Twoje decyzje. - podniosłam się lekko i pocałowałam go krótko w usta. - Sam wiesz czy powinieneś przedłużać kontrakt czy jeszcze trochę poczekać.
-Kocham ten klub - jęknął mocniej przytulając mnie do siebie. - Ale czuję, że na innej pozycji mógłbym być jeszcze lepszy.