wtorek, 19 marca 2013
22. "Jesteś jego sumieniem"
-Co Ty robisz? - złapałam chłopaka za nadgarstek na wysokości jego tatuażu i mocno ścisnęłam, sprawiając jednocześnie, że musiał na mnie spojrzeć.
Z pola widzenia zniknął Hazard, a Theo został sam. Sam na sam ze mną. Dopiero po tym jak mój wzrok spotkał się z jego zrozumiałam, że moje pytanie było dość idiotyczne. Skrzydłowy Anglii stał przecież przede mną w ręku z kolejną porcją whisky, był w niezbyt wyszukanym klubie i przepuszczał swoje pieniądze na kolejne porcje alkoholu razem z pijącym od tygodni Edenem.
-Idź do Jacka - warknął w moją stronę próbując się ponownie odwrócić.
-No tak! - nie wytrzymałam podnosząc jednocześnie ton swojego głosu. - Najłatwiej się upić, bo rozstałeś się z dziewczyną.
-Nie jesteś jedynym powodem z jakiego mogę pić - spojrzał mi ponownie w oczy ukazując jednocześnie rozżarzenie jakie malowało się w jego tęczówkach. - Wyszedłem na kilka kolejek z kumplem.
-Od kiedy trzymasz się z Chelsea?! - zaśmiałam się mu prosto w twarz.
Niewątpliwe mimo tego, co się między nami zdarzyło Theo w dalszym ciągu był mi bliską osobą i zależało mi na nim. Może nie tak mocno, żeby ciągnąć ten związek w nieskończoność, ale też nie tak słabo, żebym pozwalała rozbijać mu się pijanym po klubach. Martwiłam się o niego i nie podobało mi się jego zachowanie. Minął miesiąc od kiedy byłam z Jackiem, dwa od kiedy drogi moje i Theo rozeszły się na dobre.
-Od kiedy Ty... - widziałam jak zawahał się, a potem przełknął głośno ślinę. - Daj mi spokój, okej? Zabrałaś mi siebie, to chociaż daj mi się napić.
-Co ja? - popuściłam lekko uścisk w dalszym ciągu utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Cholera Walcott, daj sobie pomóc! Daj mi być Twoją przyjaciółką skoro dziewczyną już nie mogłam być!
-Mogłaś! - gwałtownie podsunął się bliżej mnie sprawiając, że zawartość jego szklanki lekko się wzburzyła i pozostawiła po sobie ślad na jego koszuli. - To Ty Inga wybrałaś....
-Nie mów tak - poczułam jak moje oczy zaczynają się szklić, tak bardzo nie lubiłam wracać do tamtych dni, kłótni i tych niekoniecznie przyjemnych zdarzeń.
-Poszłaś na łatwiznę - nerwowy śmiech Theo sprowadził mnie ponownie na ziemię. - Wybrałaś Wilshere'a zamiast możliwość odbudowy związku. Więc teraz daj mi choć trochę przestrzeni.
-Theo... - mój głos wydał mi się teraz mieć dość rozpaczliwy ton.
-Wasze zdrowie! - ponownie się zaśmiał unosząc lekko do góry szkło, a następnie upijając łyk. - A teraz pozwolisz, że poszukam Hazarda.
Zostawił mnie. Samą na środku sali. Czułam jak jakieś cholerne i słone łzy napływają do moich oczu. To było silniejsze ode mnie. Cholerne 5 miesięcy nie chciało tak łatwo i szybko iść w niepamięć. Już wtedy wiedziałam, że ta kampania dla Nike nie odbije się zwykłym echem na tej dwójce. Powinnam była przewidzieć, że zakumplują się, a potem będą spędzać sen z powiek mi i Karinie. W każdym bądź razie nadal tak stałam na środku sali nie zważając na ludzi, którzy przeciskali się obok mnie. Nie zwracałam też uwagi na piosenki, które w tym czasie dudniły w głośnikach. Na prawdę było mi żal Theo.
-Inga! - usłyszałam gdzieś za plecami głos Jacka, który momentalnie sprowadził mnie na ziemię i sprawił, że przykleiłam do mojej twarzy uśmiech. Nie chciałam ukazywać mu tej chwili słabości, nie chciałam żeby musiał razem ze mną na nowo mierzyć się z tą całą sprawą związaną z Theo. Może i Walcott miał rację, może i byłam tchórzem i zawsze szłam na łatwiznę, teraz też. Wolałam udawać, że wszystko jest w porządku niż powiedzieć Jackowi, co tak na prawdę od dobrych kilkudziesięciu minut krąży po mojej głowie. Obróciłam się na pięcie, zarzucając przy tym lekko moimi rozpuszczonymi włosami i wbiłam swój wzrok w Jacka. Stał zaledwie kilka metrów ode mnie, z jednej strony tak blisko, z drugiej tak daleko. W tym momencie byłam w stanie obrócić się tyłem do niego i rzucić w ten tłum tańczących par tylko po to, żeby znaleźć Walcotta i przemówić mu do rozsądku.
-Chodź tu - wyciągnął w moją stronę swoją rękę marszcząc przy tym swoje brwi. Widział, widział, że coś jest nie tak. Dostrzegł to, czego tak bardzo się bałam. Ledwo złapałam jego dłoń, momentalnie wylądowałam w jego ramionach wtulona w jego tors. Poczułam jak mój oddech przyspieszył, a ja mimo tego uczucia jakim darzyłam Jacka byłam skłonna się rozpłakać. Dlatego ściskałam go teraz z całych sił i próbowałam ukryć łzy, które na nowo zaczynały zbierać się w moich oczach. Cholerny Theo, cholerny klub, cholerny wieczór!
Siedziałam na łóżku trzymając na kolanach laptopa i przełączając kolejno zdjęcia z mojego pobytu w Londynie. Zaciskałam mocno zęby i starałam się w spokoju oglądać zdjęcia, na których widniała roześmiana twarz Theo tuż obok mojej. Zawsze chyba jednak trafiają się zdjęcia, które są silniejsze od nas. I tym razem było tak samo. Jedno ze zdjęć w parku sprawiło, że głośno zaklęłam po polsku, a następnie z hukiem zamknęłam komputer. W sypialni momentalnie pojawił się Jack i zaczął mi się uważnie przyglądać. Tak bardzo był wyczulony na te cholerne słowo, słyszał je setki tysięcy razy. Nie tylko z moich ust, ale też Kariny, Szczęsnego i Bambiego. Musiał wiedzieć, że nie świadczy ono o niczym dobrym.
-Co robiłaś? - przemówił po dość długiej chwili milczenia i wzajemnego wpatrywania się w siebie nawzajem.
-Nic - skłamałam próbując odwrócić wzrok. Był szybszy. Momentalnie znalazł się obok mnie, złapał mnie za podbródek i krótko pocałował. Ciężko westchnęłam lądując na plecach i spoglądając w sufit.
-Znowu Theo? - podniósł do góry brew, kiedy mój telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącego połączenia.
-Nie - uśmiechnęłam się odrzucając połączenie. - To tylko Kieran, czym by to nie było, może poczekać.
Lewy obrońca jednak nie był takiego zdania, bowiem po chwili na nowo rozległ się dźwięk mojego telefonu. Zrezygnowana odebrałam, a to co usłyszałam wmurowało mnie w ziemię.
-Jak to nie wiesz gdzie on jest? - momentalnie podniosłam się odsuwając od siebie Jacka. - Cholera Kieran! On był dzisiaj prawdopodobnie zalany w trupa.Wiem, to moja wina! Wiesz co? Jak się odezwie to daj znać...
Odłączyłam się zaczynając szukać numeru Edena, teraz był moją ostatnią deską ratunku. Wszystko co robił w ciągu ostatnich tygodni Theo miało chyba na celu wyprowadzenie mnie z równowagi. Momentami dziwiłam się, że ma nadal przyjaciół i jest w stanie grać w klubie.
-Zadzwoń do Walcotta i zapytaj się go gdzie on jest - warknęłam na Bogu winnego Jacka, a następnie wykręciłam numer skrzydłowego The Blues.
Stałam w kuchni opierając się o blat i zastanawiając, gdzie do jasnej cholery może podziewać się Walcott. Byłam na niego wściekła, ale też bałam się. Bałam się przede wszystkim o jego zdrowie i stan psychiczny, który ostatnio nie był wzorem do naśladowania. Zaciskałam w dłoni komórkę oczekując jakiegokolwiek znaku od Gibbsa lub Hazarda. Spuściłam głowę wbijając wzrok w moje paznokcie, z których zaczęłam dzisiaj zdrapywać krwiście czerwony lakier. Ruszyłam w stronę salonu, z którego słyszałam głos Jacka. W porę, jednak zrozumiałam czemu go słyszę.
-Ona się o Ciebie martwi. - poddenerwowany ton Wilshere'a mógł być skierowany tylko do jednej osoby. - Tak, Inga. I co z tego, że nie jesteście razem? Jak nadal będziesz zachowywał się jak nastolatek, który nabył właśnie prawo do picia to na prawdę w dalszym ciągu będziesz ją ranił.... Posłuchaj sam siebie... Nie, jesteś sam sobie winien. Ja Wam nic nie rozwaliłem, ta decyzja należała do Was.... Widocznie innej nie mogła podjąć, ale teraz się o Ciebie martwi.... Mam być szczery? Warczy na mnie, bo martwi się o Ciebie. Nie powinno być tak Theo, więc teraz powiedz mi gdzie Ty do cholery jesteś? Nie, nie powiem jej. Przyjadę sam, jako Twój kumpel..... Cholera, Theo! Pamiętasz? Przyjaźnimy się!
Stałam w progu uważnie przyglądając się mojemu nowemu chłopakowi. Moje oczy w tym momencie na pewno wyrażały strach, bo kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się pokrzepiająco. Było mi głupio, że musi rozmawiać teraz o takich rzeczach z Theo, że skrzydłowy Anglii nie może mi sam o tym powiedzieć. Jack nerwowo potrząsnął swoją ręką, sprawiając że rękaw bluzy opadł na dół, a następnie spojrzał na zegarek.
-Daj mi 20 minut - słysząc te słowa odetchnęłam. - Będę sam. Nie ruszaj się stamtąd.
Rozłączył się, a następnie mijając mnie w przejściu pocałował w czoło i w pośpiechu naciągnął kurtkę i buty. To był właśnie mój Jacky. Jacky, który potrafił pomóc osobom, które go potrzebowały. Przecież tak samo było ze mną zaraz po tym rozstaniu z Theo. Szukając wsparcia nie pojechałam do Kariny. Wylądowałam tutaj... I zostało tak do dzisiaj. Cieszyłam się, że mam go przy sobie, że mogę na niego liczyć. Jednocześnie jednak ubolewałam nad faktem, że musi to wszystko znosić. Najpierw długie nieprzespane noce z mojej strony, teraz hektolitry etanolu wypite przez Theo. Kiedy po godzinie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi pędem wyrwałam się do przedpokoju z nadzieją, że za chwilę wypytam chłopaka o wszystko. W porę ugryzłam się w język, kiedy ujrzałam wspartego o ścianę i próbującego ściągnąć buta Theo. Jego stan nie powinien mnie dziwić, ba gdybym spotkała go trzeźwego, wtedy chyba przecierałabym oczy ze zdumienia. Podeszłam bliżej niego i złapałam go za ramię, chcąc mu pomóc.
-Theo... - szepnęłam niemal niedosłyszalnie czując jednocześnie jak głos więźnie mi w gardle. - Theo, zdejmij tą kurtkę.
-Dam sobie radę - odburknął w dalszym ciągu trzymając głowę spuszczoną w dół.
-Theo, daj mi tą kurtkę - rzuciłam nieco bardziej stanowczo, a kurtka po chwili wylądowała w mojej dłoni.
Odwiesiłam ją i przy akompaniamencie spojrzenia Jacka udałam się do kuchni, zaparzyć gorącą herbatę dla piłkarzy. Byłam ciekawa, gdzie przebywał Theo, ale teraz to się nie liczyło. Nie był to też dobry moment na takie pytania. Po posłodzeniu odpowiednią ilością cukru dla każdego zaniosłam im ciepły napój. Miałam już zostawić ich samych, ale w tym momencie moją drogę w stronę wyjścia z salonu przerwał Jack.
-Inga, możesz zostać z nami? - spojrzał na mnie nadzwyczaj poważnym wzrokiem. - Theo, chciał z Tobą o czymś porozmawiać.
-Jack, myślę, że... - przeniosłam swój wzrok teraz na Brytyjczyka, który siedział z twarzą schowaną w dłoniach i milczał. - Theo chyba dobrze wie, że to nie jest dobry moment. Na pewno jeszcze kiedyś znajdzie się okazja, w której będzie trzeźwy i będziemy mogli porozmawiać.
Uniósł lekko do góry twarz, tak że spotkałam się po raz pierwszy od dawna z jego spojrzeniem. Zamglony wzrok i ta bezradność w jego mimice i zachowaniu. Działało to na mnie jak cholera. Chciałam mu pomóc, ale teraz nie miałam jak. Nie mogłam, nie chciałam, a może po prostu się bałam?
-Lepiej teraz ogrzejcie się - po tych słowach podniosłam się do góry i niczym spłoszona antylopa opuściłam pomieszczenie.
Po chwili dogonił mnie Wilshere łapiąc za nadgarstek i odciągając gdzieś na bok.
-Jemu na prawdę jest głupio, Inga - spojrzał mi prosto w oczy, sprawiając jednocześnie, że skrzyżowałam swoje tęczówki z jego.
-Jak wytrzeźwieje to przeprosi - mruknęłam cicho. - Dziękuję Ci, że się nim zająłeś. Pójdę teraz pod prysznic, a później spać. Widzimy się w łóżku?
-Inga, nie masz mi za co dziękować. To też mój przyjaciel, a wyciąganie go z takich sytuacji to mój obowiązek. - wywrócił oczami. - I nie możesz też czuć się odpowiedzialna za każde jego niepowodzenie. To nie pomaga ani Tobie, ani jemu, ani mi. Ty jesteś zdania, że wszystko złe, co on robi to Twoja wina. A co robi Theo? Robi to wszystko, bo wie, że nie będzie miał wyrzutów sumienia, bo Ty jesteś jego sumieniem. Pogrążacie siebie nawzajem, a potem to wszystko...
-Odbija się na nas... - dokończyłam szeptem, po czym pocałowałam go krótko w usta. - Wiem, przepraszam.
Gdy obudziłam się rano nie czułam już na moim brzuchu ciepłej dłoni Jacka, jak miało to miejsce wczoraj, kiedy zasypiałam. Nie czułam też jego miarowego i rozgrzanego oddechu na moim karku. Po prostu już go tutaj nie było. Na szafce nocnej zastałam jednak pojedynczą żółtą karteczkę.
Pojechałem na trening. Bądź dla niego miła. J.
Już wtedy wiedziałam, że w naszym mieszkaniu zapewne nadal przebywa Theo. Leniwie podniosłam się z łóżka i naciągnęłam na siebie jakieś dresy, które raczej nie komponowały się z jedną ze starych koszulek Jacka. Pognałam prosto do kuchni. Nastawiłam wodę na moją ulubioną kawę, a następnie ze szklanką zimnej wody i tabletką przeciw bólową skierowałam się do salonu i stolika. Komfort kuchni oddzielonej od salonu jedynie barkiem sprawiał, że nie musiałam daleko biegać i wszystko mogłam mieć na oku. Przystanęłam przy kanapie, na której nadal spał Theo. Wyglądał tak niewinnie i słodko. Zupełnie jakby nie wiedział co to znaczy grzeszyć lub staczać się na dno. Cichy gwizd oznajmiający, że woda właśnie się zagotowała przywołał mnie do porządku. Pobiegłam wyłączyć gaz, a następnie zalać sobie ciecz, która miała w pełni postawić mnie na nogi.
-Nie śpisz już? - usłyszałam jego zaspany głos, a kiedy poniosłam wzrok dostrzegłam go siedzącego tyłem do mnie z twarzą ponownie ukrytą w swoich własnych dłoniach. - Jezuuu... Ile ja wczoraj wypiłem?
-Tabletka i woda na stole - westchnęłam, wciąż obserwując jego ruchy jednocześnie mieszając swoją kawę.
-Ta co zawsze? - podsunął się bliżej stolika i sięgnął po szklankę, oczekując zbyt długo na moją odpowiedź obrócił się do mnie przodem.
-Ta, co zawsze... - mruknęłam cicho, jednak na tyle głośno, że mógł mnie usłyszeć. Przecież to musiała być ta sama tabletka, którą raczyłam go po każdej popijawie jego i reszty Arsenalu. Za każdym razem, kiedy miał jechać na trening łapał za tą tabletkę i dopiero kiedy ustępował ból głowy był w stanie ruszyć do ośrodka treningowego. Zajęłam miejsce na fotelu, który stał prostopadle do kanapy, na której w dalszym ciągu spoczywał Theo.
-Więc, czemu nie trenujesz? - bąknęłam jakby od niechcenia.
-Bo nie mam siły, ochoty i weny... - rzucił dość jadowicie spoglądając na mnie. - Zrobiłem sobie coś z mięśniem. Znowu. Nic mi się nie układa: piłka, życie, kontrakt, Ty...
-Theo, myślałam, że już dawno sobie to wyjaśniliśmy - leniwie podniosłam wzrok spoglądając w jego ciemne tęczówki.
-Ja nie przestanę Cię kochać od tak, zaraz, okej? - podsunął się teraz bliżej mnie.
-Potrzebujesz czasu - przełknęłam głośno ślinę. - Znajdziesz sobie kogoś, to tylko kwestia czasu...
-Inga... - spojrzał na mnie z powątpieniem, a ja już wtedy spodziewałam się najgorszego, kolejnej kłótni. - Czy Ty... No wiesz... Czy Ty i Jack? Śpicie ze sobą?
-Tak, śpimy w jednym łóżku - starałam się obejść ten temat szerokim łukiem, wiedziałam, że gdyby Theo dowiedział się o wszystkim zrobiłoby mu się na nowo przykro, a ja dostarczyłabym mu kolejnego powodu do sięgnięcia po alkohol.
-Nie pytam o łóżko - warknął, co chyba po chwili sam zauważył, bowiem zmienił ton swojej wypowiedzi. - Dobrze wiesz o czym mówię. Bądź ze mną szczera. Tak czy nie?
Nie umiałam patrzeć mu w oczy i kłamać. Kiedyś próbowałam nie mówić mu wszystkiego i wszyscy wiemy jak to się skończyło. Jeśli chciałam zapobiec kolejnej większej lub mniejszej tragedii musiałam teraz przyznać się przed nim do tego co robiłam z jego przyjacielem lub nie.
-Tak... - szepnęłam kiwając głową, a następnie przymknęłam powieki oczekując wybuchu złości. Zamiast tego odpowiedziała mi głucha cisza i głośne westchnięcie. Otworzyłam oczy i dostrzegłam Theo, który siedział ze spuszczoną do dołu głową.
-Nie naciskałem na Ciebie. Cierpliwie czekałem. - starał się być spokojny, tak dobrze go znałam i wiedziałam, że teraz walczy sam ze sobą. Budowanie krótkich zdań miało na pewno mu w tym pomóc. - 3 miesiące żyłem w celibacie specjalnie dla Ciebie. A Ty? Cholera, Inga! Ile wy jesteście razem?
-Miesiąc - rzuciłam jeszcze ciszej i poczułam jakbym chciała zapaść się ze wstydu w ten fotel. Najgorsze jest chyba to, że ja i Kanonier odbywaliśmy chyba tak na prawdę pierwszą poważną rozmowę od naszego rozstania.
-I w ciągu tego miesiąca miał czelność Cię przelecieć... - opadł na oparcie kanapy, co momentalnie przywołało mnie do jego boku. Sama nie spodziewałam się po sobie tej reakcji. Siedziałam teraz po jego lewej stronie i ostrożnie dotykałam jego ramienia.
-To nie tak... - szepnęłam. - Sama się o to prosiłam. Sama tego chciałam....
-Nie chciałaś - przerwał mi spoglądając na mnie. - Ty nie jesteś taka, Inga.
-Widocznie jestem. - odważnie spojrzałam mu w oczy, ale moje teraz podobnie jak jego wyrażały jakiś dziwny ból. - Nie bierz tego do siebie.
-Nie jesteś taka... - powtórzył szeptem, a ja w efekcie zawiesiłam się na jego szyi wtulając w jego ramię. Sama nie wiem czemu i kiedy, moje oczy zaszkliły się łzami. Nie byłam gotowa na tą rozmowę. Chowałam teraz twarz w rękawie jego koszulki i starałam się złapać spokojny oddech. Milczał. Nic nie mówił, jedynie raz na jakiś czas przejeżdżał swoją otwartą dłonią wzdłuż linii mojego kręgosłupa.
-Kocham Cię... - po dłuższym czasie usłyszałam jego cichy szept. Poczułam się jakby moje serce na chwilę stanęło. Nie wiedziałam co zrobić. Nadal szczelnie skrywałam swoją twarz w jego ramieniu i usiłowałam złapać normalny oddech jednocześnie wdychając słodki zapach jego perfum i ciała. Kiedy zdobyłam się na ponowne spojrzenie w jego tęczówki mój rozum kazał powiedzieć mi jedno zdanie:
-Myślę, że powinieneś już iść.
-Wiem, że nie mogę Cię zmusić do tego, żebyś mnie kochała nadal. - spojrzał uważnie na mnie. - Masz Jacka. To jego wybrałaś, ale... Chcę, żebyś wiedziała, że co by się nie działo. Ja Cię nadal kocham.
-Zadzwonię po taksówkę, Theo. - podniosłam się ze swojego miejsca i skierowałam pod ścianę, o którą się oparłam. To było zdecydowanie bezpieczne miejsce i odległość.
Od autorki: Oddaje rozdział, który mam już napisany z jakieś 2-3 miesiące. Mam nadzieję, że się spodoba. No i wiem, że większość z Was jest zawiedziona zredukowaną ilością Theo w opowiadaniu i końcem jego związku z Ingą. Nie wiem co dodać. Może tyle, że tu nastąpi pewnie krótka przerwa i postaram się skupić na reszcie opowiadań i dodać coś tam. Niestety mam aktualnie dosyć mocno ograniczoną wenę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
o, Theo wrócił :'D i znowu miesza.
OdpowiedzUsuńnie mogłam, po prostu nie mogłam nie zauważyć tego, że widok śpiącego Walcotta totalnie rozczulił Ingę, nazwała go nawet słodkim. wyczuwam kłopoty, serio. wrócił były kochanek i strasznie namącił jej w głowie. w dodatku wyposzczony kochanek, bo po celibacie :D to po prostu nie może się tak skończyć między nimi.
no i czy Jack musi być aż tak kochany i idealny? właśnie. mało tu Wilshere'a było </3
No więc siedzę sobie w pracy i cholernie się nudzę... Aż tu nagle dostaję meila na fona, że mam nowy komentarz pod TL. Niestety mój zachwyt szybko minął, a na jego miejsce pojawiło się rozczarowanie, bowiem liczyłam że skomentowałaś mój rozdział, a tu niestety tylko SPAM. :|
OdpowiedzUsuńNo nic...
Nawiązując do rozdziału, to tym razem nieco bardziej mi się podobał ze względu na to, że było w nim więcej słodkiego Theo. Postawa Ingi strasznie mnie denerwuje. "Tu się o niego martwię, ale nie przecież on mnie zranił i nie będę z nim gadać, bo się upił i wolę zrobić to jak będzie trzeźwy, chociaż teraz on sam z siebie chcę porozmawiać" - aż mi się rzygać zachciało.
Idąc dalej... Theo miał racje, że Inga taka nie jest, że Jack wykorzystał sytuacje, że tego chciała. Z resztą Karina wywierała na niej szczególny nacisk, gadając: "Prześpij się z nim, zobacz jak będzie, a nóż dacie radę" - ale czy tak naprawdę związek powinien się na tym opierać? Na tym, że jeśli w łóżku jest miło i i w życiu codziennym też tak będzie - BULLSHIT!
Dalej... Poleciała gramatyka (tam gdzie są przecinki, nie powinno ich być a tam gdzie ich nie ma, powinny być), słowotwórstwo ("-Theo, chciał z Tobą o czymś porozmawiać" - nie dość, że nie potrzebnie użyty przecinek, to jeszcze słowo "chciał" napisane w czasie przeszłym a rozmowa dzieje się w czasie teraźniejszym), no i nasz ukochany szyk przestawieniowy - nienawidzę go, ale jeśli chcesz to używaj. Jeśli innym on nie przeszkadza to mi tym bardziej.
To by było na tyle.
Pozdrawiam N.
Szkoda mi Theo ;c wciaz uwazam ze Inga zle zrobila wybierajac Jacka...
OdpowiedzUsuńInszaaaa
Zdecydowanie mój ulubiony rozdział. Cieszyłabym się, jakbyś niedługo coś dodala :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Znowu miesza Theo. Nie dość, że sam ją zdradził, to teraz to on jest wielce poszkodowanym...
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Jacka, że to właśnie on musi to wszystko znosić. Inga dobrze zrobiła decydując się na szczerą rozmowę z byłym, ale i nie zgadzając się na jakieś czułości, czy inne gesty względem niego.
Jest z Jackiem i tak powinno zostać.
Choć czy to właśnie przy nim będzie naprawdę szczęśliwa?
Dodaj jak najszybciej możesz kolejny, bo jednak znów się pomieszało...
Dziękuję za miłą opinię u mnie ;)
Życzę również dużo weny i pozdrawiam! :*
Pfff... On ją pierwszy zdradził?? Pfff... Inga non stop leciała na Jacka, nawet świadomie to robiła w obecności Theo.
UsuńTeam Theo, którego mianowałam się szefową jest zadowolony!
OdpowiedzUsuńUh, czemu Theo musi tak mieszać? Inga jest szczęśliwa z Jack'iem, ale widać, ze w pewnym sensie jeszcze jej na nim zależy. No nic, pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział i zaprosić cie na moje blogi. Mam nadzieję, że będzie więcej Kariny :D
OdpowiedzUsuńÓsemka na http://estar-conmigo.blogspot.com/ zapraszam serdecznie!:*
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Theo będzie mieszał, bo byłoby zbyt pięknie. Inga musi się zdecydować z kim chce być, bo teraz widać, że kocha Jacka ale Theo też nie jest jej zupełnie obojętny. Czuje, że namącił jej w głowie a to nie wróży nic dobrego. Czekam na nowość :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ten rozdział by dość przejmujący. Można powiedzieć, że wprowadził mnie w stan zadumy nad związkami między ludzkimi i spowodował pewne wątpliwości. Przede wszystkim jako najważniejsza wątpliwość: czy Inga jest w 100% pewna swoich uczuć? Według mnie świństwem byłoby wiązanie się z Jackiem, kiedy jeszcze cokolwiek czuje do Theo. Mimo, że jestem całą sobą TeamJack to jakoś tak szkoda mi się Walcotta zrobiło. Jestem bardzo ciekawa jak to się dalej potoczy więc czeeekam ;D
OdpowiedzUsuńMój ukochany biczfejs <3
OdpowiedzUsuńNie, nie podoba mi się ten rozdział. Oczywiście nie mam zarzutów do stylistycznej strony odcinka. Emocje, uczucia, zachowania - wszystko pięknie opisane. Ale, kurde... Jakim prawem Theo może mówić o celibacie?! Zdradził ją do kurwy nędzy! I w dalszym ciągu nie widzi w tym niczego złego. W dalszym ciągu ją za to nie przeprosił. Nie wiem dlaczego Inga mu tego nie wygarnęła... Walcott nadal uważa, że posuwanie swojej byłej w ich wspólnym łóżku nie było niczym, co mogłoby być podstawą do zakończenia związku. Czekał sobie, ach, może jej przejdzie i do mnie wróci. Sorry bardzo, tego nie kupuję. I jeszcze to pytanie "Śpicie ze sobą?"... Wcześniej wspólne łóżko bardzo mu przeszkadzało. Ba! było dowodem na zdradę. Teraz już nie :/
Theo wprost idealnie stosuje szantaż emocjonalny. On jest święty, on nic nie zrobił - to Inga wszystko zepsuła. Każdy grzech potrafi przenieść z siebie na kogoś innego. "Jesteś jego sumieniem" pasuje jak ulał! Szkoda, że tacy ludzie istnieją też w realnym świecie...
To chyba tyle moich zażaleń. Mam nadzieję, że Inga przejrzy na oczy i zobaczy w co pogrywa sobie Theo. Niech nie da sobie wmówić, że to jej wina.
P.S. Jack jest wspaniałym przyjacielem :)
Ależ mną w tym rozdziale emocje targały ;) Z jednej strony cudny Jack, niezastąpiony... no po prostu palce lizać. A z drugiej nawet mi się zrobiło żal Theo... Moment! Chwila! O nie, nie, nie, Theo jest tutaj tym złym! Nie ma zmiłuj! (tak go opisujesz i jak się tak w to wciągam, że jeszcze trochę i rzeczywiście go znielubię, haha :D)
OdpowiedzUsuńJa mam jednak nadzieję, że Walcott nie namiesza zbyt dużo i że Inga wybierze to co dla niej najlepsze (czyt. Jacka :D).
No tutaj to sie dzieje! :D No ale przynajmniej w końcu się doczekałam tego na co tyle czekałam - Inga i Jack asdfgfhgjhgk. Oni byli sobie pisani od samego początku i z każdym kolejnym rozdziałem tylko się w tym utwierdzałam. Szkoda mi trochę Theo, który mocno to rozstanie przezywa i przez nie mocno się stacza ze swoim życiem i karierą, ale powiedzmy sobie szczerze, przez kogo to wszystko? Zachciało się zdradzać to ma. Dlatego lepiej, żeby trzymał się z dala od Ingi, nie mieszał jej już w głowie i pozwolił być szczęśliwą z Wilsherem. Niestety w życiu nic nie jest takie łatwe i pewnie coś się jeszcze pomiesza co?
OdpowiedzUsuńTak długo czekałam na Jacka i Ingę.Nie i znowu ten się wpycha po co ją zdradził. A tak wogóle super opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-wedlug-opla.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na mój pierwszy blog :)))
Kiedy można się spodziewać nowego ??
OdpowiedzUsuńNie obiecuję w ten weekend, bowiem chciałabym napisać coś na pozostałe blogi. Więc podejrzewam, że tydzień po świętach dodam tutaj
UsuńMogłabyś mnie informować o nowościach? 36805314
OdpowiedzUsuńJasne. Nie ma problemu
Usuńnowość u mnie :3
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 8 na http://how-much-i-need-you.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;*
Prolog.
OdpowiedzUsuńZapraszam!
http://londyn-noca.blogspot.com/
Mila.
http://piszac-marzenia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszamy na tzw. jednoparty. ;)
Serdecznie zapraszam na ostatni, 10 rozdział http://estar-conmigo.blogspot.com/. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńu mnie nowość :3 *patrz, jesteś pierwszą osobą, którą informuję*
OdpowiedzUsuńhttp://livee-love-laaugh.blogspot.com/ zapraszam ; )
OdpowiedzUsuń