sobota, 9 marca 2013

21. I just get paranoid



Weszłam do sypialni tak cicho jak tylko mogłam. Jack leżał na brzuchu tyłem do wejścia, zdawało się, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł do środka. Swoją twarz chował w dłoniach, a poruszał się tylko za sprawą czerpania kolejnych głębokich oddechów. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, zupełnie jakby nie był sobą. Jakby warstwa tego beztroskiego chłopaka z wiecznie uśmiechniętą buzią została naruszona, a on sam zamienił się w kogoś innego. Przełknęłam głośno ślinę i usiadłam obok niego. Położyłam swoją dłoń na jego plecach, sprawiając jednocześnie, że powoli podniósł do góry swoją głowę i spojrzał na mnie swoimi brązowymi tęczówkami.
-Mogę? - cicho zapytałam, nie będąc w stanie zdobyć się na pewniejsze zapytanie. Najzwyczajniej w świecie wstydziłam się. Wstydziłam się Jacka i tego monologu, który miałam zamiar przed nim dzisiaj wygłosić. Z jednej strony działał na mnie kojąco, z drugiej zaś nadchodziły takie momenty jak ten, w których po prostu się stresowałam. Skinął głową, a ja pospiesznie zajęłam wolne miejsce obok niego i podobnie jak on ułożyłam się na brzuchu. Chwilę jeszcze milczałam, zanim wydobyłam z siebie cichy szept:
-Przepraszam, Jack...
-Nie masz mnie za co przepraszać. - obrócił twarz w przeciwną stronę i nadal kontynuował. - To ja nie powinienem był Cię całować.
-Nie, Jack. - przerwałam mu już nieco bardziej stanowczo. - To ja jestem taką idiotką. Przepraszam Cię za tamto w łazience i za wszystkie inne podobne sytuacje.
-Na prawdę Inga, nie musisz tego robić. - dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że ton jego głosu po raz pierwszy od tak dawna jest tak szorstki. Leżałam więc w ciszy obok niego, zastanawiając się nad tym jak dalsze myśli ubrać w słowa i czerpałam z tego cierpkiego smaku goryczy jaką poczęstował mnie teraz Jack. Nie zauważyłam nawet, kiedy przykryłam swoją dłonią tę jego, leżącą płasko na pościeli, tę znajdującą się bliżej mnie.
-Mogę najpierw skończyć? - uważnie przyjrzałam się jego twarzy lekko spuszczonej w dół.
-Skoro musisz... - obojętny ton głosu Brytyjczyka sprawił, że poczułam jak jakiś niewidzialny kolec zakuł mnie w okolicy klatki piersiowej.
-Tak, muszę. - zrobiłam przerwę i zaczerpnęłam potężny haust powietrza, jakby miał mi co najmniej pomóc w zbudowaniu zdania. - To wszystko to moja wina. Miałeś prawo mnie pocałować i chyba nawet miałeś prawo wymagać ode mnie, że odwzajemnię twój gest. To ja wodzę Cię za nos i wykorzystuje twoją obecność, kiedy tylko jej potrzebuję, a sama nie jestem w stanie dać Ci nic w zamian. To wszystko przez to, że mieszkamy tu razem... Że śpimy w jednym łóżku. Wysyłam Ci mylne sygnały i nic na to nie poradzę, Jack. Nadal będę Ci gotowała te obiady jak będziesz wracał z wyjazdów, zupełnie tak jak ty czekasz na mnie w każdy czwartek, kiedy wracam z uczelni w takim stanie, że najchętniej po prostu położyłabym się spać. To ja wykorzystuję cię doszczętnie. Kiedy tylko mam ochotę to przychodzę do Ciebie i tulę się, jak spragnione miłości dziecko. I nie zwracam zupełnie uwagi na to czy ty też tego chcesz, czy właśnie się obudziłeś, czy może zamierzasz iść spać. Nieważne jest to czy właśnie śpisz, czy zmęczony długim treningiem oglądasz jakieś wiadomości w telewizji. Nie patrzę na to czy masz na sobie bluzę czy stoisz bez koszulki. Po prostu kiedy mam ochotę to, to robię, a ty to wszystko dzielnie znosisz. I będę nadal tak robić, Jacky... Zwyczajnie nie umiem przestać. Nie umiem, bo zależy mi na Tobie. Zależy mi trochę bardziej niż na przyjacielu, ale w dalszym ciągu nie wiem czy tak bardzo jak na chłopaku, którego miałabym na długo pokochać. A wiesz co jest w tym wszystkim najtrudniejsze? To ty jesteś przy mnie od samego początku. I mimo, że było kilka momentów, w których mogłeś po prostu kazać mi iść do diabła wytrwałeś przy mnie. Cały czas pamiętam nasze pierwsze spotkanie... I drugie też... Pamiętasz, już wtedy w klubie wieszałam Ci się na szyję? Ja już wtedy myślałam, że to będziesz ty. Że to właśnie ty, Wilshere wykonasz jakiś pieprzony ruch w moją stronę. A potem to wszystko z Theo potoczyło się tak szybko... Ja chyba sama nie wiedziałam, czego chcę. Złapałam byka za rogi i ujeżdżałam go tak długo jak byłam w stanie, Jack... Boję się tylko jednego. Że teraz to nie jest moment dla nas, że jak przeleje na Ciebie wszystkie uczucia z  Theo to wyładują się na tobie też te negatywne emocje. A tego bym nie chciała, bo najbardziej na świecie nie chcę Cię zranić. Tylko cholera, Wilshere! Ja chcę spróbować!
Poczułam jak moje oczy w pełni się zaszkliły. Łzy zaraz miały polać się strumieniami, a on nadal siedział nietknięty. Zupełnie jakby moje zdanie miał głęboko w dupie. Jakby moje uzewnętrznienie wszelkich emocji spłynęło po nim jak ciepły wiosenny deszczyk. Opadłam na poduszkę, chowając w niej swoją twarz.
-Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć? - rzuciłam tak bezsilnym i rozpaczliwym głosem, że sama nie rozpoznawałam w nim tego, że należy on do mnie.
I wtedy jak na zawołanie poczułam, że dłoń, którą do tej pory okrywałam tą Wilshera została brutalnie zrzucona na prześcieradło i przykryta silną męską dłonią. Poczułam jak swoimi palcami nerwowo przejeżdża po jej wierzchniej stronie i zdawało mi się, że podsuwa się bliżej mnie. Czułam jak moje łzy się już mnie nie słuchają i po prostu od jakiegoś czasu ciekną w poduszkę, zapewne zostawiając na niej ciemne ślady od tuszu. Ale miałam przecież to wszystko w dupie. Pierwszy raz otworzyłam się w taki sposób przed facetem, a on miał mieć mnie po prostu gdzieś, bo podejrzewałam, że nie zamierzał poświęcić na mnie swoich czterech liter. Leżałam więc w tej pościeli, w której do dzisiaj z nim spałam i zastanawiałam się nad jak najszybciej zapakować swoje walizki i do którego hotelu się udać. Nie mogłam, przecież ciągnąć tego w nieskończoność. Wybór był prosty: albo ruszaliśmy z Jackiem do przodu razem, albo po prostu nasze drogi się rozchodziły, raz na zawsze. Nie chciałam go ranić, a moja obecność niewątpliwie by to robiła.
-Inga... - usłyszałam jego równie cichy szept w okolicy mojego ucha i pospiesznie odwróciłam swoją twarz w tamtą stronę, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że ściska moją dłoń.  - Nie płacz...
-Jacky... - momentalnie podsunęłam się bliżej i wtuliłam w jego ramię. - Pocałuj mnie teraz. Już nie stchórzę, obiecuję.
Długo nie czekałam. Poczułam tylko jak puszcza moją rękę tylko po to, żeby podnieść do góry mój podbródek. Uważnie zaglądał w moje oczy podczas gdy ja słuchałam jego przyspieszonego bicia serca. Serca, które waliło teraz jak młot. Przymknęłam powieki, czekając aż poczuję na moich ustach jego. Każda sekunda dłużyła mi się niemiłosiernie, a kiedy przypomniałam sobie, że już kilka dni temu mogłam doświadczyć tego słodkiego smaku jego ust moja rozpacz momentalnie się powiększała. I wtedy po dłuższej chwili dotknął swoimi niemal idealnie gładkimi ustami moich, sprawiając że cała zadrżałam. Dlatego teraz ostrożnie skierowałam swoje ręce na jego szyję i tam go objęłam. Całował mnie powoli i subtelnie, tak jakby chciał napawać się tym pocałunkiem na prawdę długo. Jakby co najmniej miały minąć długie lata, zanim pocałuję go drugi raz. Jeszcze nie wiedział, że kolejny pocałunek jest bliżej niż by się tego spodziewał. Oderwał się ode mnie po paru dobrych minutach i spojrzał mi uważnie w oczy. Tylko, że to ja nie chciałam czekać długo, dlatego ledwo złapałam oddech na nowo wpiłam się w jego usta.
-Czyli zgoda? - rzuciłam, kiedy zakończyliśmy kolejny dziki taniec naszych języków.
-Chyba jak widać - słodko się uśmiechnął, eksponując przy tym swoje dołeczki. - Bałem się po prostu, że już na dobre Cię straciłem...


-Ale pożerasz go wzrokiem... - do moich uszu dotarł głos Kariny. - Zmieniło się coś między Wami?
-Przestań - machnęłam ręką w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od chłopaka idącego po boisku. - Nie ma o czym mówić. Po prostu zaczęliśmy znowu rozmawiać.
-Jasne - zaśmiała się tylko po to, żeby po chwili spoważnieć. - Wkręcać to my, ale nie nas. Przespaliście się ze sobą?
-Karina! - posłałam jej teraz mordercze spojrzenie, bowiem nie czułam się swojo rozmawiając o kwestiach związanych z moim prywatnym życiem w towarzystwie całej loży. - I moja odpowiedź brzmi nie.
-Nie? - podniosła do góry jedną brew uważnie mi się przyglądając, a następnie przerzucając swoje spojrzenie na boisko. - Ten chłopak jest dzisiaj na fali, więc może powinnaś się przygotować?
-Proszę Cię... - jęknęłam tak cicho jak tylko mogłam, ta rozmowa zabijała mnie od środka.
-Nie mów tylko, że nie wygląda dziś seksownie - zaśmiała się, przybierając po chwili poważną minę.
-Bo zaraz pomyślę, że jesteś nim zainteresowana - wystawiłam język i wygodniej rozsiadłam się na krzesełku.
-Ja po prostu stwierdzam fakty... - usprawiedliwiła się, a następnie posłała mi szeroki uśmiech.
Bez słowa przeniosłam ponownie swój wzrok na boisko. Mecz powoli dobiegał końca, a twarz Jacka była teraz przyozdobiona słodkimi różowymi wypiekami na policzkach. Momentalnie odnalazł moje spojrzenie i puścił mi oko lekko się przy tym uśmiechając. Te kilka ostatnich dni wiele zmieniło między nami. Ze szczerym sercem mogłam przyznać, ze właśnie chyba takiego oparcia szukałam cały czas, podświadomie to takiego dotyku potrzebowałam i to właśnie tego szczęścia mi brakowało. Jack stal się po prostu moim światełkiem w tunelu, nadzieją na lepsze jutro. Kiedy rozległ się ostatni gwizdek pociągnęłam Karinę w stronę szatni, gdzie umówiłam się jeszcze w domu z Jackiem.
-Czekacie na mnie? - rzucił, kiedy znalazł się zaledwie kilka kroków od nas.
-Mhm.. - kiwnęłam głową, czekając teraz na jego jakąkolwiek reakcję ze jego strony. - Póki będziesz pod prysznicem to będziemy w kawiarni.
-Tu? Na Emirates? - rzucił przyciskając mnie teraz do swojego torsu.
-Tak - odsunęłam się od niego zaglądając w jego ciemne tęczówki. - Będziemy całkiem blisko.
-Przyjdę po Was... - cmoknął mnie krótko w policzek, po czym uciekł  do szatni.
-Oh, jacy wy jesteście słodcy - usłyszałam po raz kolejny Karinę, a chwilę później usłyszałam jak przybija sobie z kimś piątkę. Oczywiście tą osobą okazał się Chambo. Popatrzyłam na nich z niedowierzaniem, po czym skierowałam się w stronę korytarza prowadzącego do wspomnianego wcześniej Jackowi miejsca.
-Kar, idziesz? - rzuciłam nie obracając się do niej przodem, a jedynie uśmiechając pod nosem. - Czy może czekasz na Wojtka?
Długo nie czekałam, a pojawiła się koło mnie, narzekając pod nosem na moją bezmyślność. Tylko dlaczego podczas jej komentarzy na temat mój i Jacka miałam spokojnie słuchać i nie reagować w żaden sposób? Właśnie wtedy włączył mi się po raz pierwszy syndrom walczącej lwicy. Tej, która za wszelką cenę próbuje ochronić swoje młode.
Tym razem Jack pozbierał się w szatni szybciej niż zwykle. Siedziałyśmy z brunetką i piłyśmy kawę, kiedy pojawił się z tym ogromnym uśmiechem na twarzy. Zajął wolne krzesełko przy stoliku, a następnie przelotnie spojrzał na Kar, by po chwili zawiesić swój wzrok na mnie. Poczułam jak zaczynam się peszyć. Mimo, że znaliśmy się tak długo, a ostatnio praktycznie każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, potrafiłam jak teraz zwyczajnie czuć się przy nim zawstydzona. Poczułam jak na moje policzki wpełzają czerwone rumieńce, które usiłowałam ukryć, wbijając wzrok w filiżankę.
-Co to? - zaśmiał się, dotykając mojego rozgrzanego policzka. - Możemy jechać?
-Skończymy pić z Kar... - uśmiechnęłam się do niego, a następnie spojrzałam na Karinę, która podśmiewywała się pod nosem. - Albo nie, właściwie to jej już chyba wystarczy.
Podniosłam się jako pierwsza, a po chwili w moje ślady poszli moi towarzysze. Jack objął mnie w pasie i skierowaliśmy się we trójkę do samochodu.
-Słodko razem wyglądacie - usłyszałam po chwili Karinę i poczułam jak coś się we mnie gotuje, na prawdę nie wiedziałam, po co to robi.
-Prawda? - poczułam jak Jack przyciąga mnie jeszcze mocniej do siebie, a potem całuje w środek czoła.
Posłałam mu więc niepewny uśmiech, a następnie przerzuciłam swój wzrok na tego czarnego Mercedesa stojącego w oddali.
-Czemu to robisz? - rzuciłam po polsku nie spoglądając nawet na Preiss.
-Mówię, co myślę - odpowiada mi z taką obojętnością, że mam po prostu ochotę wyrwać się z objęć Jacka i coś jej zrobić.
-I po co? - spojrzałam na nią moimi oczami, w których na pewno żarzyły się jakieś ogniki wściekłości. - Tak jest dobrze nie widzisz?
Odsunęłam się lekko od Jacka, sprawiając, że spojrzał zdziwiony raz na mnie, raz na moją przyjaciółkę, a w końcu znowu na mnie. Poczułam jak splata palce swojej prawej dłoni z moimi tej lewej. Ciężko wzdycha i w dalszym ciągu przygląda mi się tymi ciemnymi oczami. Już na pewno zauważył grymas złości na mojej twarzy.
-Możecie mówić tak, żebym Was zrozumiał? - rzuca, nieco zirytowany.
-Tylko przemówię mojej przyjaciółce do rozumu - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam krótko w usta, by rozwiać jego wszelkie wątpliwości.
-Czyli jednak coś jest... - klasnęła w dłonie, spoglądając na mnie wzrokiem w stylu 'a nie mówiłam'.
-Karina... - spojrzałam na nią morderczym spojrzeniem. - Bardzo sobie cenię Twoje rady i tak, coś jest między nami. Tylko, że to nie jest powód do ogłaszania tego całemu światu...
-No w tym momencie mnie uraziłaś - przerwała mi, spoglądając zacięcie w moje oczy. - Sama mam kilka spraw, które staram się ukryć przed światem.
-Więc powinnaś mnie rozumieć... - Jack przyciągnął mnie teraz bliżej siebie sprawiając, że na chwilę przerwałam rozmowę. - I to, że coś się między nami w końcu dzieje, nie jest powodem do ironicznych komentarzy.
-Cholera, Inga! - wybuchła, ale mogłam się tego spodziewać, w końcu teraz to ona miała rozstrojone hormony, nie ja. - Jestem twoją przyjaciółką! Wiem, że ironia to moje drugie imię, ale nie tutaj... Teraz mówię całkowicie szczerze. Wyglądacie razem ślicznie.
-Możecie przestać się na siebie drzeć? - Jack spojrzał pytająco na mnie, a następnie puścił moją rękę i wszedł do samochodu. - Nie czuję się ani trochę komfortowo jak nie rozumiem ani słowa.
Kiwnęłam tylko głową i wykorzystałam moment, w którym Kariny jeszcze nie było w środku.
-Przepraszam... - podsunęłam się bliżej niego i zostawiłam soczystego buziaka na jego policzku.



Wylądowałam na chłodnej ścianie w mieszkaniu Jacka, napawając się kolejnym magicznym i namiętnym pocałunkiem. Poczułam jak mocniej na mnie napiera i przyciska mnie do kawałka betonu. Nie odrywał się od mnie, a wręcz przeciwnie z każdą minutą stawał się bardziej zachłanny. A ja? Uśmiechałam się błogo, trzymając przy tym swoją rękę w okolicy jego brzucha. Nasze ruchy krępowały jedynie zimowe kurtki, które mieliśmy na sobie. Z na wpół otwartymi powiekami kontrolowałam każdy jego ruch, gest i minę. Kiedy oderwał się ode mnie tylko po to, żeby zdjąć wierzchnie okrycie z siebie i ze mnie, cicho się zaśmiałam. Był tak nieporadny, że zdjęcie jego kurtki zajęło mu więcej czasu niż zwykle. Chwilę później, jednak przyparł do mnie na nowo zasypując moją szyję dziesiątkami słodkich pocałunków. Poczułam jak podnosi mnie lekko do góry, a ja z przymkniętymi powiekami szepnęłam:
-Buty...
-Cii... - ponownie wpił się w moje usta, a ja już bez jakiegokolwiek zawahania objęłam go nogami.
Poczułam jak się poruszamy, ale nie byłam w stanie zlokalizować celu naszej podróży, tak bardzo byłam zajęta odwzajemnianiem kolejnych pocałunków. Posadził mnie na łóżku, a następnie lekko na nie pchnął, tylko po to, żeby usadowić się na moich biodrach. Odsunął z mojego ramienia rękaw sweterka, który miałam na sobie, a następnie zaczął całować mój obojczyk. Leżałam, więc na łóżku odchylając głowę do tyłu, błogo się uśmiechając i głaszcząc go po głowie. Wykorzystałam moment, w którym zaczął składać kolejne pocałunki, na moich spragnionych ustach i ostrożnie uwolniłam swoje nogi z obuwia, które nieco mnie krępowało. Głośny plask uświadomił Jacka, że właśnie je zdjęłam. Spojrzał mi w oczy, a po chwili ten sam dźwięk zagwarantował mi to, że poszedł w moje ślady. Popchnął mnie ponownie do tyłu, a ja bezwładnie wylądowałam na miękkim materacu jego łóżka. Podsunął się bliżej mnie, a po chwili skupił się na obcałowywaniu mojej szyi. Czułam jak wsuwa pod mój sweter i podkoszulek swoje dłonie i dotyka nimi mojego ciepłego brzucha. Brzucha, w którym jakiś czas temu zagnieździło się stado motyli, a pod wpływem jego dotyku jak na zawołanie wszystkie na raz rozłożyły swoje skrzydełka gotowe do lotu. Tak właśnie działał na mnie Jack Wilshere. Ostrożnie skierowałam swoje dłonie na jego barki i po prostu go objęłam. Co chwilę pozwalał jednej ze swoich rąk wędrować nieco wyżej, co raz wyżej, aż w końcu poczułam jak zapięcie moje biustonosza puszcza, a on umieszcza swoją drugą dłoń na mojej piersi. Całował mnie w taki sposób, jakby tym pocałunkiem prosił o przyzwolenie na dalsze działanie. Nie miałam złudzeń, że też tego chcę, więc skierowałam swoje dłonie do zamka od jego bluzy i ostrożnie ją rozpięłam następnie ściągając z jego barków. Przylgnęłam do jego ust całując je tak zachłannie, jakby za chwilę miał się skończyć świat, a dzisiejszy wieczór i noc były ostatnimi chwilami spędzonymi z nim. Czułam jak co raz pewniej umieszcza swoje dłonie na moim nagim ciele, dlatego podniosłam do góry ręce, dając mu jednocześnie zezwolenie na zdjęcie ze mnie zarówno tego sweterka, podkoszulki znajdującej się pod nim, jak i biustonosza. Leżałam przed nim odziana tylko od pasa w dół... Długo nie czekałam na to, aż przylgnie do mnie na nowo. Całował mnie z jeszcze większą namiętnością i pożądaniem niż dotychczas, jednocześnie pieszcząc moje piersi. Niepewnie złapałam za jego koszulkę i pomogłam mu ją ściągnąć. Jack Wilshere był teraz tutaj tylko ze mną, a w tym momencie ja byłam tylko jego.
To w jaki sposób obchodził się z moim ciałem sprawiało, że czułam się jak krucha laleczka z porcelany.  Był delikatny i czuły, a jego dotyk w zupełności wystarczał, by wprawić mnie w stan najpotężniejszej ekstazy. Wszystko co robił i to jak się poruszał było tak namiętne i jednocześnie subtelne, że czułam się jakbym przeżywała jakiś wspaniały sen erotyczny, w którym uczestniczy do niedawna mój najlepszy przyjaciel. Moje ciało było dla niego jak świętość, jak zabytek, którego nie można naruszyć. Było jak świątynia, której trzeba oddać hołd i szacunek, było jak najkruchszy fragment lodowej rzeźby. Był tak nieprzyzwoicie spokojny i subtelny, że czułam się podle zaciskając na jego łopatkach moje paznokcie, głośno dysząc do jego ucha, czy też wypowiadając słowa mojej aprobaty do jego dalszego działania. Czułam się przy nim jak najbardziej wulgarna dziwka. Ale kiedy szeptał mi do ucha, że mnie kocha wszystko zanikało. Na chwilę zapominałam o tym, co robię i skupiałam się tylko na nim, jego dotyku, zapachu...

Obudziłam się rano owinięta w kołdrę. Z uśmiechem na twarzy otworzyłam oczy tylko po to, żeby ujrzeć Jacka leżącego obok mnie. Ostrożnie przejechałam palcami po jego łopatce, pierwszy raz był tak blisko mnie. Tak na prawdę, to dopiero wtedy zaczęłam podziwiać jego urodę. To jak śpi z do połowy otwartymi ustami, jak kilkudniowy zarost dodaje mu uroku. Przejechałam swoją dłonią najpierw po jego policzku, a następnie po linii jego nosa i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak idealny jest. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i pocałowałam go w sam środek czoła. Ostrożnie podniosłam się z łóżka i skierowałam do kuchni, chciałam przygotować coś do jedzenia. Nigdy nie pomyślałabym, że moje pierwsze zbliżenie z aktualnym facetem nastąpi po jego meczu, kiedy to będzie zmęczony. Po meczu, którego ani nie wygrał, ani nie przegrał. Nie był to, więc ani seks na pocieszenie, ani w nagrodę. To był po prostu seks. Nigdy nie pomyślałabym, że po takim krótkim okresie bycia parą oddam się jakiemukolwiek mężczyźnie. A jednak... Jack Wilshere regularnie mnie zaskakiwał. Tylko, że o to chyba też chodziło w byciu razem. Zero monotonii, gwarantowana satysfakcja i każdego dnia coś nowego. Niewątpliwie byłam szczęśliwa.

Zostaliśmy parą i czy podobało się to komuś, czy nie, byliśmy nią. Z uśmiechem na twarzy chodziłam ulicami Londynu, ściskając dłoń Jacka. To wszystko było, tak niesamowite, że nadal nie wierzyłam, że to się dzieje na prawdę. Nie było żadnych oporów... Jack potrafił odbierać mnie z uczelni i to wcale nie czekając w samochodzie, a pod drzwiami sali, w której miałam akurat zajęcia, a ja? Odwzajemniałam się pięknym za nadobne  i wielokrotnie pojawiałam się w London Colney tylko po to, żeby grzecznie poczekać na mojego chłopaka kończącego trening. Żaden z chłopaków nie krył swojego zdziwienia z faktu, że jesteśmy razem. Część z nich nawet powtarzała, że wiedzieli, że to się tak skończy, ale to nic nie zmieniało. W końcu czułam, jakbym miała przy sobie chłopaka, któremu na mnie zależy. Tylko na mnie. Jedyną osobą, która zdawała się tego nie akceptować był Theo. A efekt był taki, że co raz rzadziej pojawiał się na treningach, w gazetach i portalach plotkarskich za to coraz częściej widoczne były zdjęcia Theo pochodzące z różnych imprez, a on sam wydawał się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Popadł w jakiś dziwny marazm, a ja czułam się jedyną osobą, która jest w stanie wyciągnąć go z tego alkoholowo-imprezowego szaleństwa.




Od autorki: Trzy razy zmieniałam muzykę. Mam nadzieję, że ta jednak przypadnie Wam do gustu. Ja osobiście mam słabość do tej piosenki, a może właściwie tego coveru. Wydaje mi się zresztą, że pasuje do pierwszego fragmentu tego oto rozdziału. Ten rozdział jest chyba moim ulubionym do tej pory i wydaje mi się, że dosyć długo nim pozostanie. No cóż wiem, że tak zwane team Theo nie będzie zadowolone takim obrotem sprawy, ale nie wszystkich można dogodzić, a zamysł na to opowiadanie był właśnie taki. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Mimo to mam nadzieję, że nadal będziecie tutaj wpadać, czytać i komentować. A ja dla odmiany dzisiaj informowanie zacznę od nadrabiania rozdziałów u tych co mam zaległości. Głównie siempreinsolente, przepraszam kochana....
Zostawiam Was z lekturą i mam nadzieję dobrymi nastrojami po przeczytaniu. No i teraz coś dla team Theo:


21 komentarzy:

  1. I tak oto, to kolejna informacja, która mi poprawiła humor dnia dzisiejszego. Lecz co ja mogę napisać? Chyba to jak świetny jest ten rozdział. Tak pięknie napisany. Masz nawet racje początek jest najlepszy. Dobra przyznam się, gdy czytałam to miałam łzy w oczach. Po prostu to tak jakbym tam była. Jack to najwspanialszy facet jakiego dane było poznać Indze. Ja też tak chce ;( Szkoda mi się zrobiło Theo, jestem TeamJack i mimo tego jakie świństwo Walcott zrobił dziewczynie to widać, że jest mu jednak ciężko po tym rozstaniu. Mam nadzieję, że zostaną przyjaciółmi. Jak na razie to czekam na kolejny ;) Pozdrawiam.

    [kapciuuszek.blogspot]

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Theo ale inga ma prawo do szczescia ktore znalazla u boku Jacka ; D
    Czekam na nowosc ^^
    /inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra, po pierwsze dopiero dziś postanowiłam nadrobić zaległości, więc zaczęłam od poprzedniego rozdziału i... o Boże :'D nie dość, że przywołałaś tak miłe wspomnienia (widok Wilshere'a z opaską kapitańską) to jeszcze to wspólne pranie.
    rozbawiła mnie reakcja Ingi na pranie bokserek. najdziwniejsze są jednak te moje skojarzenia z pralką... bo tak się składa, że całkiem niedawno miałam bardzo, bardzo nieprzyzwoity sen, w którym główną rolę odgrywała właśnie pralka i był w nim naturalnie Wilshere i kiedy przeczytałam ten fragment... Drogi Boże :D
    także rozdział wywołał u mnie masę skrajnych emocji :3 a teraz biorę się za czytanie nowego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać, że Jack kocha dziewczynę, mam nadzieję, że ich szczęście potrwa chociaż kilka rozdziałów ;P
    Świetnie piszesz, czekam na kolejny :)

    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Oni sa przeuroczy <3 inga ma przy sobie takiego wspanialego faceta a mysli o butach, haha. Piosenka bardzo dobrze dobrana, a rozdzial tak jak sam apisalas duzo dluzszy niz pozostale. Czekam na kolejny, zycze weny i pozdrawiam kochana ;* jesli masz chwile to zapraszam na prolog na tu-me-ayudas.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  6. dobra, myślałam, że scen podobnych do tej z pralką nie doczekam się w najbliższym czasie, zważywszy na fakt, że Inga dosyć dziwnie zareagowała na to wszystko, a tu proszę :3 Jeju, wreszcie moje modlitwy zostały wysłuchane :D to takich scen nie mogłam się doczekać ahhahah
    w tym rozdziale Jack jest jeszcze bardziej flawless niż zwykle i przez to... o matko, no większego słodziaka nie mogłaś wykreować.
    przepraszam, fangirling przeze mnie przemawia, no ale Wilshere :'D

    a i bardzo podoba mi się ten cholernie szczegółowy opis, wiesz o czym mówię :3

    pozdrawiam,
    iwillpossessyourheart

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje seks-sceny są najlepsze na świecie!Wielbię wszystko, czego sama nie umiem napisać xD
    Pięknie tutaj słodzisz Jackiem. Naprawdę. Jest taki kochany. Czuły, subtelny, uroczy... Mimo wszystko jak czytałam fragment o ehem, butach, to pomyślałam sobie "ciekawe co u Theo". TeamTheo przeżywał ciężkie chwile, ale dalej istnieje :) Ten ostatni akapit średnio mnie satysfakcjonuje

    OdpowiedzUsuń
  8. hej hej hej! chciałam poinformować, ale kiedy dotarłam na Twojego bloga, miałam już u siebie informację, że właśnie zabierasz się za czytanie nowego rozdziału </3

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra, to tak po kolei ;)

    Tak, mi osobiście muzyka przypadła jak najbardziej do gustu i w tym momencie słucham jej już po raz 5 z kolei :D Fakt, do pierwszego fragmentu pasuje idealnie!

    Boże! Oni są tak uroczy, że awwwww! :D Cieszę się, że doszło do tego, do czego doszło :P Tak btw. niesamowicie opisana scena między nimi po meczu :D I fajnie, że są naprawdę szczęśliwi ;) Choć ostatni fragment i zdanie, że Inga jest jedyną osobą, która potrafi 'uratować' Theo, lekko mnie zaniepokoił. Czyżby znów coś miało zakłócić sielankę? :(

    Cieszę się bardzo, że nadrobiłaś zaległości u mnie, i że zostawiłaś swoją opinię :* To sporo dla mnie znaczy ;)

    Życzę Ci dużo weny na to, jak i inne opowiadania, oraz pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ;) Jako że już nadrobiłaś zaległości, to zapraszam na nowy rozdział :D
      http://how-much-i-need-you.blogspot.com/
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  10. zapraszam na 8 rozdział :)
    http://od-milosci-sie-nie-umiera.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Na szczęście nie należę do Theo team, więc z czystym sercem mogę powiedzieć, że bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy. Powiem więcej, czuję tak, jakby wszystko powoli się fajnie zazębiało, wskakiwało na swoje miejsce...
    No i bardzo sugestywna scena pościelowa...
    Tylko co nagle zaczęło odwalać Karinie? Zachowuje się co najmniej dziwnie...

    OdpowiedzUsuń
  12. AAAAAAAaaaaaaAAAAAAAaaaaaaaaAAAAAAAaaaaaAAAAaaaaa

    Fangirling poziom hard!!!!!

    Boże kochany i matko święta z Józefem, jak ja się cieszę!! Jak głupia! OMG!!! Jacky jest taki wspaniały dla niej! Inga zasłużyła na kogoś takiego!

    Jaka ja jestem szczęśliwa, o rajciu. Dziękuję za ten cudowny odcinek!

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba jestem sezonowcem, bo coś czuję, że jednak Inga bardziej pasuje do Jack'a. Szczególnie po tym odcinku. No kocham Thea, ale kurczę no. :<
    Albo nie. Będę wierna do końca. Theo love forever. <3
    Zaniepokoiło mnie ostatnie zdanie, serio.
    Czekam na nowy odcinek ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam na rozdział pierwszy kapciuuszek.blogspot.com. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. REWELACJA mój ulubiony rozdział. Jestem bardzo zadowolona. Para jaką tworzą Jack i Inga jest idealna. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedyś pisałam http://silent-whisper.mylog.pl/ (pewnie do niego wrócę, tylko nie wiem kiedy) no ale zaczęłam pisać coś nowego (http://always-second-choice.mylog.pl/) i chciałam zaprosić na bloga jeśli masz ochotę. Mam u ciebie trochę do nadrobienia, ale jutro zapowiada się spokojniejszy dzień od rana, więc będę miała co czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak mam skomentować coś co zaczyna mi się strasznie nie podobać. Złamałaś mi serce tym rozdziałem i ty dobrze o tym wiesz. Pisałam to już przy okazji innych opowiadań więc napiszę to jeszcze i tu: Jakoś nie wiem dlaczego nie lubię jak ktoś jest z Jackiem. Nie to, że go nie lubię, ale jakoś tak mi nie pasuje do niego żadna z dziewczyn (może dla tego, że jest on zarezerwowany dla mojej koleżanki).

    Napiszę więc, że rozdział mi się nie podobał/podobał. Z przewagą na nie podobał.

    Liczę, że kolejne wejdą bardziej w mój gust.

    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapraszamy do polubienia fanpage na facebooku Dupeczki Z Arsenalu :)
    http://www.facebook.com/pages/Dupeczki-Z-Arsenalu/114805212042771

    OdpowiedzUsuń
  19. Żadne z nich nie wierzy w prawdziwy związek. Każde z nich lubi żyć chwilą i nie oglądać się za siebie. Kiedy się spotkali dla obojga miała być to tylko jednodniowa znajomość. Los płata nam jednak czasem figla i nie dzieję się tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Co się stanie jak ponownie się spotkają? Jak powrócą wspomnienia ze wspólnej nocy.
    Zapraszam na skazani-na-samotnosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. informuję Cię zapobiegawczo zanim poinformowałam kogokolwiek innego o nowości u mnie :3

    OdpowiedzUsuń