niedziela, 3 marca 2013

20. Oh, my captain...




Stałam w tunelu prowadzącym na stadion z szerokim uśmiechem goszczącym na mojej twarzy. Do moich uszu dobiegały kolejne triumfalne okrzyki kibiców Arsenalu, ale teraz nie to było najważniejsze. Jakieś 15 minut temu minął mnie sztab medyczny West Hamu z nieprzytomnym Pottsem. Młodziutki chłopak, który o włos uniknął prawdziwej tragedii na boisku. Przez myśl przeszło mi tylko to, że to przecież mógł być Jacky. Nie pomyślałam o Theo, a właśnie o Wilsherze, który od kilkudziesięciu dobrych minut dzierżył na swoim ramieniu kapitańską opaskę. Opaskę, która tak wiele znaczyła dla każdego piłkarza, kibica i dla niego. I tylko to sprawiało, że stałam tam z tym uśmiechem numer 5 i wpatrywałam się w miejsce, w którym widziałam jego postać. Kilka minut temu minął mnie Vermaelen, ale nie zwróciłam nawet na niego uwagi.  Czekałam, aż podejdzie do mnie mój dzisiejszy mistrz.
-Gratuluję - rzuciłam mu prosto w twarz, kiedy tylko znalazł się naprzeciwko mnie.
-Czego? - zmarszczył brwi uważnie mi się przyglądając.
-Opaski - zaśmiałam się najpierw łapiąc za kawałek materiału spoczywający na jego nagim ramieniu, a chwilę później wspięłam się na palce i zarzuciłam mu ręce na szyję. - Oh, my captain...
- Nie masz mi czego gratulować... - mruknął lekko niepocieszony. - Nie w takim meczu... Wiesz jak ten z West Hamu?
-Nie mam pojęcia - spojrzałam w jego ciemne tęczówki i po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że jest w nich coś magicznego. - I nie zamartwiaj się tak. To nie jest niczyja wina. I wiesz co?
-Hm? - spojrzał mi prosto w oczy i poczułam się jakbym przez chwilę zapomniała co miałam powiedzieć.
-Byłeś cudownym kapitanem... - dostrzegłam kątem oka Kierana i zmierzających tuż za nim Theo i Aarona, co sprawiło, że momentalnie wtuliłam się w ramię piłkarza.
Nic nie mówił po prostu poczułam jak głaszcze mnie po głowie, cicho coś szepce, a następnie całuje mnie w sam czubek głowy. Mimo, że był obok mnie Wilshere i mogłoby się wydawać, że nie myślałam już o Theo, to chciałam teraz jak najszybciej pojechać z tego stadionu i zaszyć się w domu z kubkiem gorącej czekolady i świętującym Jackiem. Nie chciałam patrzeć na Walcotta, spotykać się z jego spojrzeniem, ani też czuć na sobie jego wzroku. Poczułam jak moje oczy zaczynają się szklić i odruchowo odsunęłam się od Jacka próbując pozbyć się tych gromadzących się łez. Spojrzał na mnie nieco zmartwionym wzrokiem, a po chwili głośno odetchnął.
-To co spadamy stąd? - spojrzał na mnie wyczekująco, ale ja w odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową. - Idę pod prysznic i zaraz wracam.
-Poczekam na parkingu - posłałam mu lekki uśmiech i skierowałam się w stronę wyjścia na parking, na którym stały samochody członków klubu.


-Alex! - zawołałam chłopaka, który kierował się właśnie w stronę swojego samochodu. - Co z Wilsherem?!
-Pod prysznicem - zaśmiał się widząc jak z rezygnacją opieram się o maskę samochodu Anglika, a następnie ruszył w moją stronę. Po chwili już stał obok mnie i uważnie mi się przyglądał.
-Co jest? - spojrzałam na niego zdziwiona. - Mam coś na twarzy czy jak?
-Dobrze robisz? - wlepił wzrok w bliżej nieokreślony punkt na przeciwko siebie.
-Hm? - mruknęłam spoglądając teraz na niego.
-No wiesz, jestem przyjacielem Jacka i bardzo się cieszę, że spędzacie razem czas... - zrobił krótką przerwę, która chyba miała być przeznaczona na zastanowienie się w myślach nad tym, co powie dalej. Mój mózg jednak w dalszym ciągu nie rejestrował nic oprócz kapitana Jacka i Theo. - Nie zrozum mnie źle, bo wydaje mi się, że Jack zaczął serio lepiej wyglądać, grać i ...
-Do czego zmierzasz Chambo? - zaśmiałam się, dostrzegając, że chłopak gubi się w swoich własnych myślach.
-No wiesz... Jakby Karina nadal miała ten apartament w hotelu to pewnie wróciła byś tam, a nie wprowadziła się do niego. - spojrzał na mnie wymownie. - Może to i lepiej, że ona żyje jak żyje, a ty zatrzymałaś się u niego. Może to Wam jakoś pomoże...
-Alex, proszę Cię... - wywróciłam oczami. - Ja i Jack przyjaźnimy się. Nic więcej.
-Zrobi Wam to dobrze - poklepał mnie lekko po ramieniu posyłając mi teraz swój uśmiech. - Tylko pamiętaj pierwszą zasadę: najpierw się odkochaj, a potem zakochuj na nowo.
-Słyszałam inną złotą myśl. - pokręciłam z rezygnacją głową. - Że najlepszym lekarstwem na miłość jest nowa miłość.
-Tylko w taki sposób rani się ludzi... - mruknął, a na jego twarz wpełzł nieznany mi do tej pory uśmiech.
Zupełnie zrezygnowana tylko westchnęłam, a następnie przewróciłam oczami. Na moim horyzoncie jak spod ziemi pojawił Theo i Kieran. Szli zajęci sobą, dyskutując na jakiś zajmujący i tylko im znany temat. Zaczęłam się w duchu modlić, żeby Jack zaraz się tu zjawił i zabrał mnie do domu.
-Ile można siedzieć pod prysznicem? - spojrzałam na Alexa pytającym spojrzeniem, a ten się tylko zaśmiał.
-Mieszkasz z Wilsherem i jeszcze nie przywykłaś, że on siedzi tam naprawdę dłuuugo - spojrzał na mnie przeciągając ostatnie słowo, a następnie parsknął śmiechem.
-Wy to wszyscy, jednak macie nie po kolei w głowie.... - mój wywód przerwał jednak Jack.
-Inga! - machnął mi z końca parkingu, a następnie po ziemi rzucił kluczyki do swojego auta - moje wybawienie przed Theo. - Wsiadaj, zaraz wracam!
Posłałam wdzięczny uśmieszek najpierw jemu, później Alexowi, a następnie skierowałam się do auta. Ledwo wsiadłam, a zajęłam się wkładaniem kluczyków do stacyjki, by w momencie, w którym Walcott i Gibbs będą mnie mijali, być w pozycji, która uniemożliwi mi spoglądanie na jego twarz.
-Co ty robisz? - do moich uszu dotarł zdumiony głos Jacka. Ostrożnie podniosłam, więc do góry głowę i niepewnie się wyszczerzyłam.
-Kluczyki - wsparłam dłoń na jego siedzeniu, a następnie powoli się wyprostowałam.
-Chowałaś się przed nim? - zajął swoje miejsce, a następnie zaczął zapinać pas. - Inga, zachowujesz się jak...
-Dziecko? - przerwałam mu spoglądając w te ciemne tęczówki. - Ja wciąż nim jestem, Jack. Jestem małą i zagubioną dziewczyną w londyńskiej rzeczywistości.
-Nie jesteś. - spojrzał na mnie tak intensywnie, że poczułam jak się czerwienię. - Nie jesteś zagubiona, bo masz mnie.
-Jack... - zaczęłam, ale dość szybko zaprzestałam budowania zdania, którym chciałam się z nim podzielić.
-Bez niego też jesteś kimś... - przelotnie dotknął mojego uda, a następnie ręką sięgnął do odtwarzacza muzyki.



Do tej pory nie mogę uwierzyć jak człowiek łatwo przyzwyczaja się do rzeczy, które go otaczają i wypełniają jego wolny czas. Nie spodziewałam się, że tak samo przywyknę do mieszkania z Wilsherem, do spania wtulona w jego tors, czy też do tego, że kiedy wracałam po długim i ciężkim dniu z uczelni, on zazwyczaj siedział w kuchni szykując jakiś swój specjał, tylko po to, żeby zaspokoić mój głód. Przywykłam też do tego, że staram się nie być mu dłużna i kiedy to on wraca z wyjazdu albo meczu, na którym mnie nie ma, czekam na niego z kolacją. Przyzwyczaił mnie do siebie i chyba sama nie wiedziałam, czy aby na pewno to dobre posunięcie z mojej strony.
Siedziałam na zimnej posadzce w łazience i wrzucałam moje białe ubrania do pralki, którą zamierzałam za chwilę wstawić. Dość duża objętość wolnego miejsca sprawiła, że bez jakiegokolwiek zastanowienia zawołałam Jacka.
-Jack!
Długo nie musiałam czekać, kiedy znalazł się koło mnie, spojrzał mi na ręce, zaglądając gdzieś znad głowy, a jego oddech spoczął gdzieś na mojej szyi. Podniosłam głowę lekko do góry, tak by móc mu spojrzeć w oczy.
-Białe pranie - zaśmiałam się, spoglądając w jego ciemne tęczówki. - Chcesz coś dorzucić?
Długo nie musiałam czekać, aż wylądowały obok mnie jego brudne skarpetki i bokserki. Spojrzałam na niego z powątpieniem, a ten tylko parsknął śmiechem. Zajął wolne miejsce obok mnie i z troską pogłaskał mnie po głowie.
-Naprawdę? - pokręcił głową, a następnie złapał za swoją bieliznę. - To tylko skarpety i gacie... One nie gryzą, Inga.
-To po prostu dziwne, nie sądzisz? - popatrzyłam jak sprawnie wszystko umieszcza w pralce.
-To że robimy wspólne pranie? - zaśmiał się, zamykając drzwiczki od sprzętu, a następnie przyciągając mnie bliżej siebie.
-Nie.. To, że pierzemy razem bieliznę... - mruknęłam, a następnie wsparłam swoją głowę na jego ramieniu.
Nic mi nie odpowiedział. Poczułam jedynie jak całuje mnie w skroń, a następnie pochyla się teraz lekko nad pralką i ją włącza. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam teraz mu przeszkadzać w majstrowaniu przy przyciskach.
-Przestań! - zaśmiał się łapiąc teraz moje ręce. - Bo twoje bialutkie t-shirty, za chwilę będą brązowe.
-Nie da się tak. - zaśmiałam się kręcąc głową. - Taki duży chłopiec, a nie wie od czego barwią się ubrania.
-Taki duży chłopiec ma po prostu na głowie inne sprawy... - przejechał teraz swoją dłonią po moim ramieniu. - Ktoś musi w tym domu grać w piłkę... Gotować Ci obiadokolację...
-W niedzielę ryba z frytkami? - wyszczerzyłam do niego zęby, dusząc gdzieś w głębi śmiech.
-Ktoś musi Cię niańczyć... - wyliczał dalej. - Robić ten bałagan, żebyś później miała, co sprzątać..  I ktoś musi robić tak...
Poczułam jego usta na moim policzku i poczułam jak zaczynam się czerwienić.
- I jeszcze tak.. - jego usta spoczęły na środku mojego czoła, a ja już wtedy czułam jak stado dzikich motyli powoli zaczyna zagnieżdżać się w moim brzuchu. - I trochę tak... - ciepły buziak spoczął teraz w kąciku moich ust. - A czasem nawet tak...
Podsunął swoją twarz bliżej mojej, a następnie swoimi dłońmi przejechał po moich policzkach, by następnie musnąć swoimi wargami moje.  Powoli odsunęłam się, nie zaprzestając patrzeć mu w oczy. Czułam się sparaliżowana, nie wiedziałam, co zrobić. Z jednej strony chciałam teraz zarzucić mu ręce na szyję i zacząć całować go jak głupia, z drugiej zaś miałam ochotę podnieść się z tej podłogi i uciec z łazienki. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu w dalszym ciągu siedziałam z lekko rozchylonymi ustami i uważnie mu się przyglądałam. Nic nie mówił, milczał podobnie jak ja. Jedyne na co teraz się odważył to złapanie mnie za rękę. Czułam jak niewinnie zaczął się nią bawić, jednocześnie spuszczając wzrok.
-To chyba wstawiliśmy nasze pierwsze wspólne pranie... - szepnęłam, kiedy w końcu otrząsnęłam się po tym niespodziewanym pocałunku. - Jack?
-Przepraszam.. - podniósł się i opuścił pomieszczenie, a chwilę później słyszałam tylko trzask drzwi. Tak, Jack Wilshere właśnie opuścił swoje mieszkanie. Wyszedł z niego z mojego powodu. Mojego i tego pieprzonego nieudanego pocałunku.


Karina

-Cześć - Jack wszedł właśnie do kuchni rzucając suche powitanie, kiedy siedziałam z Ingą podczas naszych plotek. - Kupiłem Ci ten sok, co chciałaś.
- Jasne... - jej dystans tak bardzo mnie przerażał, że teraz patrzyłam na nią podejrzliwym wzrokiem.  - Ile muszę Ci oddać? A dolicz ten wczorajszy obiad...
- Nie wiem... - mruknął rozpakowując swoje zakupy, a dopiero wtedy zauważyłam, że w lodówce i bez tego jest sporo jedzenia. - Policzę później.
- Dobraaaa... - przemówiłam po polsku spoglądając na przyjaciółkę. - Co to było?
-Nie mam pojęcia o czym mówisz - wzruszyła ramionami, po czym nerwowo zsunęła się po oparciu kanapy.
-Inga! - nie wytrzymałam i podniosłam nieco swój głos. - Nie jestem ślepa. Widzę, że coś jest nie tak.
Poczułam na sobie wzrok Jacka, jednak kiedy to ja na niego spojrzałam momentalnie go odwrócił.
-Możesz mi powiedzieć o co wam chodzi? - spojrzałam na nią zniecierpliwionym wzrokiem.
-O jezu... - jęknęła wywracając oczami. - Po prostu zrobiło się dziwnie... Praliśmy razem nasze majtki... A potem...
-Inga... - podsunęłam się bliżej niej, jednocześnie nie kontrolując faktu, że kąciki moich ust unoszą się lekko do góry.
-Pocałował mnie, okej?! - wybuchła, powodując jednocześnie, że parsknęłam śmiechem, a Jack spojrzał na nas podejrzliwym wzrokiem. - Nie śmiej się... To nie było wcale śmieszne, tylko...
-Tylko? - zaczerpnęłam powietrza, automatycznie uspakajając moją reakcję.
-Ej no czułam się zagubiona.. - zmarszczyła brwi i zrobiła minę, jakby miała się za chwilę rozpłakać. - Jakby co najmniej to pranie jego majtek nie było niezręczne... To ja jeszcze nie wiedziałam co zrobić.
-Inga, naprawdę? - uniosłam do góry jedną brew i uważnie zaczęłam jej się przyglądać. - Prałam już z tysiąc razy gacie Torresa. Setki tysięcy razy mieszały się w pralce i w szafce z moimi. To nic strasznego.
- Wy ze sobą sypiacie... - wysyczała, a po  chwili odwróciła swój wzrok.
-Okej... Tu chyba nie chodzi o to pranie... - przeciągnęłam swoją wypowiedź, a kiedy tylko nerwowo się poruszyła kontynuowałam. - Chciałaś też go pocałować, prawda? Tylko zwyczajnie stchórzyłaś.
-Nie, Kar! Przestań tak mówić! - na jej twarzy pojawiły się pojedyncze rumieńce, co sprawiło, że triumfalnie się uśmiechnęłam.
-Jak chcesz to możemy zmienić temat - spojrzałam najpierw na nią, a później na Jacka. - Możemy też ją dokończyć i coś zaradzić na to Wasze małe napięcie...
-Karina, proszę Cię... - spojrzała na mnie, podciągając jednocześnie swoje kolana do brzucha.
-Dobra ostatnia rada i już nic nie mówię. - spojrzałam na nią i lekko odsunęłam się do tyłu, gotowa na cios jaki będzie próbowała mi zadać. - Myślę, że powinniście się ze sobą przespać. Od tak. Chociażby po to, żeby zobaczyć czy macie coś do siebie. A, że na moje oko macie... Na jednym razie się nie skończy.



Od autorki: Przegraliśmy derby. Sama nie wiem jak to się stało. Na pocieszenie mogę jedynie powiedzieć, że w tym momencie sezonu kurczaki miały nad nami 10 pkt przewagi, a jednak skończyły za nami. No i mam nadzieję, że to wszystko powróci do normy i skończymy w top4. Nie widzę innej opcji. Szczerze mówiąc straciłam ochotę na dodanie rozdziału, ale w zasadzie ja go lubię, więc może i Was nieco pocieszy. Rozdział z przymusu podzielony na dwa (raczej nikt nie chce czytać ponad 14 stron worda). 
Miłej lekturki.

P.S. 20 marca urodziny Torresa. Robimy filmik. Fotki z waszymi życzeniami wysyłajcie na: videosforplayer@wp.pl Czas macie do 10 marca do 22.00. Szczegóły tutaj. Ponadto zbieramy też zdjęcia dla Ibiego. Z tym, że te dla niego zbieram do 7 marca. Wysyłajcie je pod ten sam mail. Zasady takie same jak z Torresem.




16 komentarzy:

  1. Czy mi to poprawiło humor?? Otóż nie.

    Serio?? Jack i Inga powinni przespać się z sobą?? Kinga, czy ty coś ćpałaś??!!! Oh zabij mnie!

    Mieszkają razem, piorą swoje gacie i na tym powinno się skończyć ich romansowanie xD

    Ehhh... Derby.... Zawiodłam się...

    Pozdrawiam N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zawiodłam. Zdecydowanie Arsenal za mało skuteczny. Ale jak padł gol za golem dla Tottenhamu to myślałam, że wyrzucę monitor przez okno.

      Usuń
  2. Haaa. Ja swoje zdjecie juz wyslalam! Tragedia wyszla ale trudno xd
    Odcinek troche dziwny...dlaczego Jack sie tak zachowuje? Powinien ja zrozumiec a nie sie...obrazac?
    Czekam na nowosc!
    /inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Um... no, ten, tego. Muszę przyznać, że Karina ma głowę na karku, hahaha xD Jej pomysł bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Od początku kibicuję Jackowi i Indze, po prostu w środku mnie już rozsadza. Mam też prośbę: w następnym rozdziale mogłabyś dodać trochę więcej o Karinie? Bo ostatnio trochę ją zaniedbałaś. Pozdrawiam, życzę weny, a w wolnym czasie zapraszam na 6 rozdział na http://estar-conmigo.blogspot.com/ oraz na prolog na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/ Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozdział w pełni Karinowy będzie dopiero za 3 rozdziały. Czyli jak sie uda to równo 3 tygodnie

      Usuń
  4. Dlaczego się nie całowaaali! Boże teraz już nie zasnę. :D Inga to już przesadza skończyła z Theo to niech zacznie z Jackiem. Przecież on jest taki uroczy i ma takie słodkie dołeczko- paseczki. Jeszcze ma ślicznego synka. Niecierpliwie czekam na rozdział w którym Inga wykorzysta radę Kariny ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Jacka. Mam nadzieję, że Inga będzie właśnie z nim. A co do długości, dla mnie im rozdział dłuzszy tym lepiej;) Z niecierpliwością czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze...niby jestem zła na Ingę, bo się nie pocałowali tak jak powinni, ale potem myślę o innym aspekcie. Czasem po związku trzeba odpocząć, a potem szukać sobie kogoś kolejnego. Więc oby tylko Jacka nie zraniła mocniej, bo dopiero będzie smutno...
    Rozdział świetny, jak zwykle ;)

    Liczę, że na kolejny nie będziesz kazała nam długo czekać.
    Pozdrawiam serdecznie! :*

    PS Nie jesteś beznadziejna z nadrabianiem :P Aczkolwiek liczę, że jakoś jednak znajdziesz chwilę czasu na mój blog, bo jednak lubiłam i twoje opinie! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie kumam Ingi, mieszka z Jackiem, pierze z Jackiem (lol, to pranie i cała metafora prania razem gaci mega mnie rozśmieszyła xD), śpi z Jackiem i... nic? Czy ona oszalała? Ja rozumiem, że może ona i coś jeszcze czuje do Theo, no ale nawet mimo to, ja nie kumam jak tak można, że nic a nic :P tylko ten mały skromniutki pocałunek, który tak namieszał...

    Ja tam nie ukrywam, ja jestem Team Jack :D

    i z niecierpliwością czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie kumam Ingi. Mimo że całym sercem byłam za Theo, to jednak po jego zdradzie musiałam zmienić front. No, ale niech się dziewczyna zdecyduje. Albo straci Jack'a, a tego chyba nie chce. :D
    Świetny odcinek, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. W tym sezonie Arsenal ciężko sobie radzi, spowodowane jest to odejściem RvP, wątpię, że Kanoniezrzy zdołają przegonić Tottenham, któremu w tym sezonie idzie nadzwyczaj dobrze, poza tym Everton traci do Arsenalu jedynie dwa punkty.
    Wracając do rozdziału, wspólne pranie gaci, ciekawy pomysł. Mimo, że nie jestem fanką Kanonierów będę wpadała tu często :)

    http://manutdlov.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. hemhemhem... nie wiem czemu, ale nie odpowiada mi zbytnio fakt iż mały Wilshere stał się dorosły ;c on powinien być grubym bobasem którym trzeba się opiekować, a tutaj... To on jest PANEM o; smuteczkuję bo niszczy to moje wyobrażenia :c
    jednak rozdział był naprawdę dobry! musiałam tylko na chwilę wyzbyć się moich przekonań, i wszystko było ok :3
    the most awkward moment: reakcja Ingi na czarnuszka Theo o:
    co do meczu z Hotspur'em ~ byłam smutniejsza niż smutna :c Tottenham to odwieczny wróg Kanonierów, a przegrana w Derbach była potężnym kopem w pozycję Arsenalu. dystans pomiędzy naszymi czerwonymi Londyńczykami, a Everton'em się zmniejsza... Kanonierzy grają bardzo nierówno... zawodzi obrona, a pewność siebie Szczęsnego jest gwoździem do trumny. straciliśmy dwie bramki w niemalże identyczny sposób, i to w minimalnym odstępie czasu... jeżeli dalej tak będzie, to Arsenal straci więcej niż może się wydawać... jednak wydaje mi się że każda ich przegrana, jeszcze bardziej zbliża mnie do Gunners'ów o: można rzec; dumna po zwycięstwie, wierna po przegranej :3
    oczywiście; wyczekuję nowości c:

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię ten rozdział, naprawdę. Już chyba dawno nie udał Ci się taki lekki, ale jednocześnie klarowny i dający do myślenia nad relacjami bohaterów. A tak poza tym to już nigdy więcej nie pomyślę o praniu tak, jak do tej pory...Tym fragmentem zmieniłaś mi światopogląd na tę przyziemną czynność, jaką jest pranie gaci:)
    Co do meczu, to co ja mam Ci powiedzieć, ja kibic Liverpoolu, który przez ostatnie kilka sezonów regularnie sprawiał mi takie niespodzianki? Trzeba jak najszybciej zapomnieć, i skupić się na dalszych spotkaniach. Do końca sezonu jest jeszcze sporo spotkań, na szczęście...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ogólnie bardzo fajny rozdział :) Całkowicie podzielam zdanie Dolenki. Napisała wszystko, co ja bym chciała napisać, tylko zrobiła to 3 razy lepiej xD
    Tak, pranie gaci to teraz inny wymiar :D Generalnie ta scena przy pralce była cudowna. Taka awww. Są wspaniałymi przyjaciółmi, dlatego ten pocałunek średnio mi pasuje :/ Ostro trzymałam stronę Theo, ale po tym co zrobił, to już nie potrafię się określić.
    P.S. Teksty Kariny miażdżą xD Bardzo ciekawy pomysł... W sensie ten ostatni

    OdpowiedzUsuń